Dawno, dawno temu, w Świątyni Morinji, w prowincji Kotsuke, żył stary kapłan.
Ten stary kapłan przykładał wielką wagę do ceremonii parzenia i picia herbaty. Ceremonia ta zwie się Chanoyu, i jej kultywowanie było dla kapłana samą przyjemnością.
Pewnego dnia udało mu się przypadkowo spotkać w sklepie ze starociami, nie zniszczony, stary czajniczek do parzenia herbaty. Kupił go bez namysłu i zabrał do dom u bardzo zadowolony z jego kształtu i artystycznego wykonania.
Następnego dnia dobył swój nowy nabytek, usiadł obok i długo sycił się jego widokiem.
”Jesteś Przecudny, tak właśnie,” powiedział, ”powinienem zaprosić wszystkich przyjaciół na Chanoyu, i sprawdzić czy i ich zadziwi widok tak wyjątkowego czajniczka!”
Położył swój skarb na pudełku, gdzie miał na niego świetny widok, rozsiadł się i podziwiając go zaczął planować jak powinien zaprosić gości. Po jakimś czasie stał się senny i zaczął przysypiać, aż w końcu głowa opadła mu na stolik i zasnął.
Wtedy to nastąpiła cudowna przemiana. Czajniczek zaczął się poruszać. W miejscu gdzie miał dzióbek pojawiła się włochata głowa, po drugiej stronie wyrosła bujna kita, a zaraz potem na spodzie czajniczka ukazały się cztery nogi. Na końcu czajniczek zeskoczył z pudełka i zaczął po całym pomieszczeniu wyprawiać harce, a można by przysiąc, że wyglądał jak borsuk.
Trzej młodzi nowicjusze, którzy pobierali nauki w pokoju obok usłyszeli hałas, i gdy jeden z nich zerknął przez rozsuwane drzwi, ujrzał ku swemu zaskoczeniu, czajniczek na czterech nogach, tańczący po całym pokoju!
Na ten widok zakrzyknął „Och! Co za potworna rzecz! Czajniczek do herbaty przemieniony w borsuka!”
„Co?” spytał drugi nowicjusz, „Jak to czajniczek do herbaty przemienił się w borsuka? Co za bzdura!” I to mówiąc odepchnął na bok towarzysza i zajrzał do środka. Zakrzyknął, bo to co zobaczył także i jego przeraziło. „To jakiś Goblin! Zmierza ku nam, uciekajmy!”
Trzeciego nowicjusza nie tak łatwo było przerazić.
„Przestańcie, przecież to raczej zabawne,” powiedział, „to, jak to stworzonko podskakuje! Obudzę mistrza, niech i on sobie popatrzy.”
Wszedł do środka i potrząsnął kapłanem krzycząc: „Pobudka! Mistrzu, zbudź się! Dzieją się dziwy.”
„Co się tu wyrabia!” powiedział starzec przecierając oczy, „czemuś narobił rabanu?!”
„Każdy by narobił gdyby działy się takie dziwy. Tylko popatrz, mistrzu, twój czajniczek dostał nóg i biega jak oszalały.”
„Co?! Co?! Co?! Co ty mówisz? dopytywał się kapłan. „Czajniczek dostał nóg?! A niby jak?! Niech no ja zobaczę!”
Lecz w czasie gdy starzec się rozbudzał, czajniczek z powrotem przybrał swój zwykły wygląd, i znów jak przedtem cichutko stał na pudełku.
„Ale z was głupole!” powiedział kapłan. „Przecież czajniczek stoi na pudełku, i z pewnością nie ma w tym nic dziwnego. Nie, nie, słyszałem już o wałku do ciasta, któremu wyrosły skrzydła i odleciał, lecz jak długo żyję, nigdy nie słyszałem o czajniczku chodzącym na swoich nogach. Nigdy w to nie uwierzę.”
Ale wszystko to sprawiło, że kapłan był trochę niespokojny, i do końca dnia myślał o tym incydencie. Gdy nadszedł wieczór i siedział sam jeden w pokoju, wziął czajniczek, i chcąc zrobić sobie herbaty, napełnił go wodą i postawił do zagotowania na rozżarzonych węgielkach. Lecz gdy tylko woda zaczęła się gotować czajniczek zakrzyknął, „Gorąco, gorąco.” i zeskoczył z ognia.
„Pomocy! Pomocy!” wykrzyknął kapłan śmiertelnie przerażony. Lecz gdy nowicjusze przybiegli mu na pomoc, czajniczek w jednej chwili stał się zwykłym czajniczkiem. Wtedy jeden z nowicjuszy chwycił kij i rzekł, „Zaraz się przekonamy, czy on żyje czy nie,” i zaczął okładać czajniczek kijem z dużą siłą. Ta rzecz z pewnością nie jest żywa, i wydaje tylko metaliczny dźwięk w odpowiedzi na krzepkie razy.
Wtedy stary kapłan z całego serca pożałował zakupu psotnego czajniczka, i zaczął rozmyślać, jak tu się go pozbyć, gdy nagle przyszedł nie kto inny jak kotlarz.
„Oto właściwy człowiek,” pomyślał kapłan. Umowa wkrótce została zawarta, kotlarz odkupił czajniczek za kilka miedziaków i zaniósł go do domu uradowany z nabytku.
Zanim położył się do łóżka, jeszcze raz popatrzył na czajniczek i zobaczył, że jest on w lepszym stanie niż początkowo myślał, po czym poszedł spać w spokoju ducha.
W środku miłego snu kotlarz nagle zaczął myśleć, że słyszał jak ktoś buszuje po pokoju, ale gdy otworzył oczy i rozejrzał się, nikogo nie dostrzegł.
„To chyba tylko sen,” powiedział do siebie, obrócił się i ponownie zasnął.
Lecz znów go coś obudziło. Ktoś krzyczał, „Kotlarzu! Kotlarzu! Wstawaj! Wstawaj!”
Tym razem zerwał się rozbudzony i ujrzał, że to czajniczek mający głowę, ogon, łapy i futro borsuka dokazuje po całym pokoju!
„Goblin! Goblin!” wykrzyknął kotlarz, ale czajniczek odpowiedział ze śmiechem, „Nie bój się, mój drogi kotlarzu. Nie jestem Goblinem a jedynie cudownym czajniczkiem do parzenia herbaty. Nazywam się Bumbuku-Chagama, i przynoszę szczęście każdemu, kto mnie dobrze traktuje. Ale oczywiście, nie lubię gdy stawia się mnie na ogniu ani potem być bitym kijem, jak to zrobiono wczoraj w świątyni.”
„No to co mogę zrobić, by cię zadowolić?” spytał kotlarz. „Mam trzymać cię w pudełku?”
„Och nie, nie!” odpowiedział czajniczek, lubię dobre jedzenie, a od czasu do czasu odrobinę wina, tak jak i ty. Będziesz trzymał mnie w domu i karmił? Ja nie będę dla ciebie ciężarem, wręcz przeciwnie, będę ci pomagał w pracy gdy tylko zechcesz.”
Kotlarz zgodził się.
Rano wyprawił na cześć Bumbuku wspaniałą ucztę, który rzekł, „Ja oczywiście jestem cudownym czajniczkiem do parzenia herbaty, i radzę ci byś wziął m nie w podroż po kraju i pokazywał mnie przy akompaniamencie śpiewu i muzyki.”
Kotlarz przemyślał radę, i wkrótce rozpoczął pokazy, które nazwał Bumbuku-Chagama. Pokazy przynoszącego szczęście czajniczka od razu odniosły sukces. Nie tylko chodził na czterech nogach, lecz także tańczył na rozciągniętej w powietrzu linie, i wykonywał na niej wiele akrobacji, kończąc wszystko głębokim ukłonem w stronę widzów błagając by stali się jego stałą widownią.
Sława pokazów wkrótce rozniosła się wokoło i teatr zaczął codziennie pękać w szwach. W końcu nawet miejscowa księżniczka nakazała by kotlarz i jego czajniczek przybyli ze swoimi pokazami na dwór. Tak też się stało, ku uciesze księżniczki i jej dwórek.
Z czasem kotlarz stał się tak bogaty, że mógł zaprzestać pokazów, a chcąc by wraz z nim i wierny czajniczek mógł wreszcie odpocząć, zabrał go wraz jego częścią bogactwa z powrotem do Świątyni Morinji, gdzie został złożony jako drogocenny skarb, a jak niektórzy twierdzą, czczono go tam niczym świętość.
piątek, 25 czerwca 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)