czwartek, 13 maja 2010

CZAS PRÓBY - NARODZINY SZAMANA

Legenda Nganasanów

Zostałem szamanem jeszcze przed przyjściem na świat. Moją matkę, gdy była brzemienna poślubił we śnie Duch Ospy. Przebudziwszy się, opowiedziała najbliższym, iż jej przyszłe dziecko winno stać się z woli Ducha Ospy szamanem. Gdy dorastałem nawiedziły mnie choroby trwające trzy lata. Pod koniec trzeciego roku rodzina sądziła, że umrę, byłem bowiem nieprzytomny trzy dni. Nagle się ocknąłem. Nastąpiło moje wtajemniczenie.
Szaman odczuł wówczas, iż schodzi gdzieś w dół. Idąc po wodzie do środka morza usłyszał głos: "Ty otrzymasz dar od Władczyni Wody i twoje szamańskie imię brzmieć będzie Nur". Wyszedłszy z wody szaman poszedł wzdłuż brzegu i zobaczył leżącą na boku obnażoną kobietę. Była to Władczyni Wody.
Zacząłem ssać jej pierś, ona zaś patrząc na mnie powiedziała: "Oto jak pojawiło się moje dziecko, które ssie moją pierś".
Mąż Władczyni Wody, Główny Pan Podziemi powiedział szamanowi, iż winien obejść drogi wszystkich cierpień. Wyposażony w dwóch przewodników - pomocników, gronostaja i mysz, odbył długą podróż, w trakcie której doszedł do osady złożonej z siedmiu czumów.
Wszedłem do środka czumu i przestałem być sobą. Poznawałem w tym czasie wszystkich domowników. Były to istoty podziemia, ludzie wielkiej choroby (ospy). Wzięli moje serce i wrzucili je do kotła z wrzątkiem. W czumie spotkałem opiekuna mego obłąkania, w innym czumie znajdował się opiekun pomieszania zmysłów, w następnym opiekun głupoty..., a w dalszych czumach opiekunowie różnych złych, mniej ważnych, szamanów. Do wszystkich tych czumów zaglądałem, poznając tam drogi rozmaitych cierpień.
Droga szamańskiego adepta wiodła dalej, do krainy dziewięciu jezior, gdzie hartowano jego gardło i nos. Pośrodku jednego z jezior szaman dostrzegł wyspę, na której rosło wysokie drzewo, sięgające konarami nieba. Było to drzewo Pana Ziemi. Kiedy popatrzał w górę, dostrzegł na konarach drzewa wielu ludzi, reprezentujących różne plemiona.
Zwrócili się oni do szamana w takich słowach: "Twoim przeznaczeniem jest posiadanie bębna wykonanego z gałęzi tego drzewa."
Zorientowałem się, że lecę wraz z jeziornymi ptakami. Gdy zacząłem oddalać się od ziemi, opiekun drzewa krzyknął do mnie: "Oderwała się i opada moja gałązka... weź ją i zrób z niej bęben, a będzie ci służył przez całe życie." W tym momencie zauważyłem spadającą gałązkę i pochwyciłem ją w locie.
W dalszym etapie swej podróży szaman znalazł się nad bezkresnym morzem, nad którym gdzieniegdzie rosły drzewa i niska trawa. Tam też dostrzegł siedem płaskich skał, z których jedna pękła, gdy do niej podszedł. Wewnątrz ukazały się zęby podobne do niedźwiedzich, a z głębi skały zabrzmiały następujące słowa: "Oto ja, kamień przyciskający ziemię. Swoim ciężarem przygniatam ją, aby wiatr nie mógł jej podnieść."
Kolejno pękały inne skały prezentujące szamanowi swoje funkcje. Gronostaj i mysz poprowadzili dalej szamana na wysoką górę, wewnątrz której siedziały dwie kobiety pokryte sierścią i z rogami na głowach. Były to Władczynie reniferów. Jedna z nich, na jego oczach, urodziła dwa renifery, mówiąc, iż będą one jego zwierzętami ofiarnymi. Kobiety ofiarowały także szamanowi po jednym włosku ze swej sierści, nakazując, aby wykonał z nich odzież szamańską. Idąc dalej szaman zobaczył wysokie kamienie z otworami. W jednym z kamieni znajdował się nagi człowiek, rozpalający ognisko za pomocą miechów.
Z miechów wydobywał się taki szum, że moje uszy cudem trzymały się głowy. Nad ogniskiem stał nagi człowiek z rozstawionymi szeroko nogami. Nad ogniskiem wisiał wielki kocioł. Ujrzawszy mnie człowiek zapytał: "Któż to wszedł?", po czym wyciągnął zza pleców wielkie szczypce, pochwycił mnie nimi i przyciągnął do siebie. Nadeszła śmierć - pomyślałem. Człowiek oderwał moją głowę, a ciało rozszarpał na małe kawałki, które wrzucił do kotła. Tam moje ciało gotowało się przez trzy lata. "Trzeba będzie popracować nad jego głową, być może zostanie on wielkim szamanem" - powiedział człowiek. "Trzeba będzie wykuć nie złego, lecz dobrego szamana" - ciągnął dalej - po czym uderzył mnie kilka razy w głowę. Jednakże młot, którym zadawał mi razy miał otwór, przez który w pewnym momencie moja głowa wyskoczyła. Spoglądając na głowę, człowiek rozważał, w którym z kotłów ją umieścić. Zdecydował się w końcu na kocioł, w którym woda była najzimniejsza. "To jest kocioł zdrowego ciała" - powiedział, po czym zdjął kocioł z gotującym się ciałem szamana i przelał zawartość do innego naczynia. Gdy policzył oddzielone od kości mięśnie stwierdził, iż szaman ma trzy zbędne części ciała. "Ponieważ posiadasz trzy niepotrzebne ci części ciała" - powiedział - "będziesz miał także trzy szamańskie kostiumy", po czym dodał: "cały twój szpik kostny zmienił się w rzekę". Rzeczywiście, w pomieszczeniu, w którym się znajdowałem zobaczyłem rzekę, a w niej płynął mój szpik i kości. "Popatrz, jak twoje kości odpływają", powiedział człowiek i zaczął wyjmować je po kolei szczypcami. Kiedy wszystkie kości znajdowały się już na brzegu, złożył je, a one połączyły się z mięśniami. Moje ciało odzyskało pierwotny wygląd. Z boku pozostawała już tylko głowa, a raczej czaszka. Człowiek pokrył ją mięśniami i przytwierdził do tułowia.
Przedtem jednak wykonał kilka innych czynności: wyjął oczy szamana i na ich miejscu umieścił inne, przedziurawił jego uszy - mówiąc, że od tej pory szaman będzie mógł słyszeć i rozumieć nawet rozmowy roślin, wreszcie zrobił mu dziurkę w karku, dzięki czemu szaman będzie mógł słyszeć, nawet te rozmowy, które prowadzone będą poza nim. W takiej oto postaci szaman powrócił do swego rodzinnego czumu, lecz jego choroba trwała dalej. Jej przyczyną był brak serca, które nadal gotowało się w kotle. Szaman bardzo cierpiał, nawiedzały go złe duchy, często tracił przytomność...
W siódmym roku mojej choroby wyruszyłem nie wiedząc dokąd i po co. I oto ni to na jawie, ni to we śnie spotkałem człowieka, który wsunął mi przez usta wyrwane mi kiedyś serce. Ponieważ moje serce gotowało się tak długo, dzisiaj mogę szamanić bardzo długo, bez przerwy.

środa, 12 maja 2010

WĘDRÓWKA

Legenda Ewenków

Pewne małżeństwo Dyłacza [Słońce] oraz Biega [Księżyc] mieszkało w tajdze. Posiadali swoje renifery i żyło im się nie najgorzej. Biega spodziewała się dziecka, ale gdy je powiła okazało się, że chłopiec nie żyje. Rodzice postanowili udać się do [boga] Amaki, aby przywrócił życie ich dziecku. Ponieważ Biega była wyczerpana długim marszem przyszła jej z pomocą Oszikta [gwiazda], która wzięła kołyskę z martwym dzieckiem i niosła ją idąc tuż za Biegą. I tak idą już wiele lat. Dyłacza idzie przodem, a w ślad za nim podąża Biega z Osziktą. Rankiem Dyłacza wspina się na szczyty gór i wtedy na ziemi nastaje dzień, gdy je opuszcza wieczorem na ziemi zapada mrok. Tuż za Dyłaczą na góry wspina się Biega, za nią Oszikta, rankiem dochodzą do szczytu i znikają za nim. Wtedy Dyłacza wchodzi na następną górę. I tak wieki całe wędrują do dobrego Amaki, lecz droga do niego daleka.

Amaka - bóstwo Ewenków, w języku tunguskim znaczy także niebo, dziadek, przodek; jeden z władców Górnego Świata, który m.in. nauczył ludzi korzystać z ognia
Biega - w języku tunguskim znaczy potocznie Księżyc, miesiąc; w ujęciu zmitologizowanym występuje m.in. jako żona Dyłaczy-Słońca
Dyłacza - w języku tunguskim znaczy Słońce, w mitologii występuje w roli właściciela ciepła i światła, a także jako mąż Biegi-Księżyca

wtorek, 11 maja 2010

MIT O POWSTANIU ZIEMI

Legenda Nieńców

Na początku ani nieba, ani ziemi nie było, była tylko woda. W wodzie mieszkali gronostaj i nur. Gronostaj powiedział pewnego razu do nura: "Cóż zrobimy? Jeżeli woda będzie zawsze, niczego nie będzie. Musimy pomyśleć...?". Na to nur odpowiedział: "Popłynę w dół i za siedem niedziel powrócę". Zanurkował i po siedmiu niedzielach powrócił, wynosząc w dziobie jeden kamyczek i grudkę ziemi. Gronostaj rzekł do nura: "Teraz zaśnij i nie patrz w tę stronę". Nur zasnął, a kiedy po kilku dniach przebudził się wody już nie było, pojawiła się ziemia, a na niej góry.

MIT O POWSTANIU ZIEMI

Legenda Ketów

Na początku ziemi nie było, była jedynie woda. Es oraz diabeł postanowili wykąpać się. Es wskoczył do wody i nabrał w usta mułu. Wypłynął, dmuchnął i oto pojawiła się ziemia. Diabeł natomiast kąpał się, niczego poza tym nie robiąc. Es ponownie wskoczył do wody, znów zaczerpnął mułu, a gdy wypłynął i wydmuchał z ust mulistą ziemię powstały z niej modrzewiowe i cedrowe lasy. Diabeł kąpał się dalej. Es zabrał z powierzchni ziemi wszelkie robactwo i umieścił je w jamie, w którą wkopał słup. Biegający opodal diabeł zauważył słup. Dlaczego on stoi? pomyślał, a następnie wyciągnął go. Gdy uczynił to, zobaczył wypełzające z jamy robactwo. Włożył słup z powrotem w to samo miejsce, lecz część robactwa zdołała już umknąć i rozejść się po ziemi.

Es - główne bóstwo Ketów, zamieszkujące najwyższe warstwy Górnego Świata

MIT O POWSTANIU ZIEMI

Legenda Ewenków

Na początku była tylko woda i dwóch braci. Młodszy - Ekszeri miał dwóch pomocników [wybranych ze świata zwierząt] nura oraz kaczkę. Nurowi polecił przynieść z dna wody piasek, lecz gdy ten nie wykonał polecenia Ekszeri połamał mu nogi. Drugą próbę, tym razem udaną, podjęła kaczka. Wyłowione przez nią ziarenka piasku Ekszeri położył na powierzchni wody. Wówczas to piasek zaczął się rozrastać, lecz nie tworzył jeszcze dostatecznej powierzchni, aby Ekszeri mógł na niej swobodnie odpoczywać. Sukces Ekszeriego wzbudził gniew starszego brata, który zapragnął odebrać mu nawet tę namiastkę lądu. Kiedy ziemia osiągnęła już odpowiednią powierzchnię Ekszeri położył się na niej i zasnął. Starszy brat postanowił w tym momencie odebrać mu ją siłą. Zaczął ciągnąć za jej krańce, lecz wyciągnąć jej spod Ekszeriego nie mógł. Ziemia zaś rozszerzała się coraz bardziej, aż w końcu stała się wielką ... przybierając obecne rozmiary.

Ekszeri - bóstwo Ewenków, mieszkaniec Górnego Świata, uważany za najwyższego władcę tajgi

MIT O POWSTANIU ZIEMI

Legenda Buriatów

Pierwotnie nie było ziemi, była tylko woda. W tym czasie był jeden burchan [bóstwo], którego zwano Samboł, ponieważ stworzył sam siebie. Samboł postanowił stworzyć ziemię i chodził po wodzie. W tym czasie pływał po wodzie ptak z dwunastoma pisklętami. Zauważywszy to Samboł powiedział: "Angata, daj nurka do wody i przynieś mi z dna ziemi!". Ptak zanurkował i wydobył z dna ziemię. W dziobie przyniósł czarną ziemię, a w łapkach czerwoną. Samboł wziął najpierw ziemię czerwoną i rozsypał po wodzie, a następnie zrobił to samo z ziemią czarną. Wówczas utworzyła się ziemia i wyrosły na niej trawa i drzewa.

Samboł - bóstwo Buriatów, w niektórych wariantach mitów uznawane za stwórcę ludzi
Angata - mityczny ptak, w buriackich mitach występuje jako współtwórca ziemi

poniedziałek, 10 maja 2010

DZIEŃ

Legenda Ewenków

Heglen zabrał z ziemi dzień i powędrował z nim do nieba. Nastała noc. Main założył narty i poszedł śladami Heglena. Miał dobry łuk i dwie duże strzały, szedł bardzo długo, silnie wyrzucał do przodu narty, pozostawiając za sobą szeroki ślad. Będąc blisko Heglena, wycelował w jego kierunku, wystrzelił, lecz strzała przeleciała obok. Heglen nadal uciekał z dniem, za nim pędził Main. Długo trwała ta gonitwa, wreszcie Main dogonił Heglena, naciągnął cięciwę i celnym strzałem zatrzymał łosia. Odebrał mu dzień i zaniósł go na ziemię.

Od tej pory Heglen cyklicznie zabiera z ziemi dzień, a Main za każdym razem dogania go i kolejną strzałą przecina mu drogę ucieczki, kierując odebrany dzień o północy z powrotem na ziemię. I tak już wędruje całe wieki, zyskując, to znów tracąc dzień.

Main - mityczny bohater
Heglen - kosmiczny łoś

PANNY

Legenda Ewenków

Na ziemi mieszkała Srebrna Kobieta, o której względy ubiegał się pewien mężczyzna. Któregoś dnia pojawił się w jej domu, aby prosić by została jego żoną. Srebrnej Kobiety jednak nie zastał, była tam tylko Dziewczyna-Drzewo, służąca jego wybranki. Korzystając z nieobecności swej pani Dziewczyna-Drzewo nałożyła jej odzież i przedstawiła się jako Srebrna Kobieta. Mężczyzna nie dostrzegłszy różnicy, ożenił się z Dziewczyną-Drzewem. Po powrocie do domu Srebrna Kobieta odkryła podstęp i postanowiła się zemścić. W tym celu schwytała dwa białe oraz jednego czarnego renifera, zdjęła z nich skórę, a ich krwią obmyła ciało mężczyzny, które stało się złote. Następnie ukarała Dziewczynę-Drzewo. Zawiązała na jej wierzchołku pętlę, której koniec przywiązała do renifera. Renifer pobiegł przed siebie, rozsypując po całej ziemi nasiona drzewa; wtedy właśnie zaczęły na ziemi rosnąć drzewa. Małżonek Srebrnej Kobiety zapragnął pospacerować po tak pięknej ziemi. Żona wskazała mu drogę, lecz zabroniła chadzać tam, gdzie mieszkają panna Księżyc oraz panna Słońce. Mąż nie posłuchał swej żony, poszedł zabronioną drogą, odszukał panny, z których szczególnie Księżyc przypadła mu do serca. Gdy Srebrna Kobieta dowiedziała się o tym, pobiegła za mężem i przekształciwszy się w jastrzębia zaczęła krążyć nad jego głową. Mężczyzna za namową panien zaczął strzelać i zranił ptaka. Ratując się przed śmiercią, Kobieta-Jastrząb poczęła wznosić się w górę, zrzucając pas, z którego powstała tęcza, a następnie odzież, z której utworzyły się chmury. Gdy zobaczył to Ekszeri [Gospodarz Górnego Świata], postanowił zabrać obie panny do siebie. Jedną przeznaczył dla dnia - drugą dla nocy. Od tej pory na niebie dniem świeci Słońce, a nocą Księżyc.

SŁOŃCE I KSIĘŻYC

Legenda Buriatów

Pewna kobieta miała dwie córki, a gdy umarła, jej mąż ożenił się powtórnie. Macocha nie pokochała jednak dziewczynek. Pewnego razu zwracając się do nich w gniewie powiedziała: "Żeby zabrał was [w końcu] Księżyc i Słońce". Któregoś dnia, gdy dziewczynki poszły po wodę Słońce i Księżyc usiłowały je porwać. Jedna z dziewczynek ukryła się w wodzie, druga natomiast, chcąc się ratować, uchwyciła się krzewu. Słońce jednak okazało się silniejsze. Zabrało dziewczynkę wraz z wyrwaną częścią krzewu. Zasmucony Księżyc, zwracając Słońcu uwagę na swe nocne zmęczenie i samotność, poprosił je o odstąpienie mu dziewczynki. Słońce zgodziło się. Od tej pory na Księżycu widnieje postać dziewczynki, trzymającej w jednym ręku wyrwaną część krzewu.

niedziela, 9 maja 2010

MIT O KSIĘŻYCU I DZIEWCZYNCE

Legenda Jakutów

W mroźną noc, tak chłodną, że ziemia aż trzeszczała i huczała jak bęben szamana, gospodyni wysłała dziewczynkę po wodę. W drodze powrotnej zaczepiła ona o wiklinę, przewróciła się i wylała wodę. Cóż miała począć biedna sierota. Powrócić nad jezioro nie mogła, bo było zbyt daleko. Pójść do jurty z pustymi wiadrami bała się. Zapłakała biedna sierotka, a łzy spływające jej po policzkach natychmiast zamarzły. Oprócz bladego Księżyca nikt ich jednak nie dostrzegł. Dziewczynka zwróciła się więc doń z prośbą: "Weź mnie do siebie, chociaż ty ulituj się nade mną, tutaj już nikt mnie nie pożałuje; nie mam ani ojca, ani matki, ani jednej jurty, w której mogłabym się ogrzać, weź mnie stąd ze sobą". Księżyc natychmiast przybył spełnić prośbę dziewczynki, lecz ta przerażona jego bliskością i światłem schroniła się w wiklinie i zamarła ze strachu. W tym momencie przybyło Słońce, które usłyszawszy skargę dziewczynki, także zapragnęło przyjść jej z pomocą. Między Słońcem a Księżycem wynikł spór, które z nich ma zabrać dziewczynkę do siebie. Gdy Słońce zaczęło zyskiwać przewagę, Księżyc zwrócił się z prośbą: "O potężne Słońce! Oddaj mi dziewczynkę, po cóż ci ona? Ty wędrujesz po niebie w ciągu dnia i twoja droga jest krótka, a mnie jest smutno samemu w długą zimową noc chodzić po niebie i spoglądać z góry na skutą mrozem ziemię; oddaj mi dziewczynkę!". Słońce okazało się dobroduszne i oddało sierotę pokonanemu Księżycowi, który zabrał ją do siebie. Nawet dziś, gdy noc jest jasna można dostrzec na Księżycu dziewczynkę z nosidłami na plecach, trzymającą się wikliny. Zdarza się jednak i tak, że czasami dziewczynka umiera. Wówczas Księżyc zasmucony ciemnieje z żalu, lecz - jak się okazuje - na krótko, bowiem dziewczynka szybko powraca do życia i oblicze Księżyca znów promienieje radością.

MIT O KSIĘŻYCU I CHŁOPCU

Legenda Jakutów

Był sobie pewien chłopiec, sierota. Gdy szedł z wiadrami po wodę na niebie pojawił się Księżyc. Chłopiec stanął i zapłakał: "Udręczenie moje! Mój trud nie ma końca!". W pewnym momencie spojrzał na Księżyc i powiedział: "Abym zamiast tego stał się duchem Słońca i Księżyca!". Wtem Księżyc wraz ze Słońcem zeszli z nieba i zaczęli wyrywać sobie nawzajem dziecko. Przestraszony chłopiec skrył się wraz z wiadrami w wiklinie. Księżyc wyrwał wiklinę i wraz z chłopcem zabrał do nieba. Od tej pory chłopiec mieszka na Księżycu, opierając się jedną nogą o wiklinę. Nadal też ugina się pod ciężarem nosidła.