środa, 21 lipca 2010

OPOWIEŚĆ O HARITI

Hariti była bóstwem opiekuńczym królewskiego miasta Radżagryhy. Zwano ją dobrą matką jakszów. Kiedyś, w czasie święta, zmuszono ją do tańca, choć była brzemienna. Mszcząc się za tę zniewagę, zaczęła nękać dzieci. Sprowadzała na nie ospę, pożerała je. Ludzie starali się ją ułagodzić ofiarowując jadło, perfumy i kwiaty, strojąc dla niej miasto i radując muzyką. Wszystko to jednak nie odniosło skutku. Dopiero Budda schował najmłodsze jej dziecko pod swą miskę żebraczą. Zrozpaczona Hariti przez siedem dni szukała synka po całym świecie, aż jej poradzono, by się udała do Oświeconego. Ten zaś rzekł: "Na tym świecie niektórzy ludzie mają tylko jednego syna, inni mają trzech lub pięciu, a ty ich pozbawiasz dzieci". Hariti cierpiąc sama, zrozumiała, jak wielkie zło czyniła innym. Odtąd, jako patronka dzieci, otrzymuje ofiary od wiernych buddystów. Oddają oni cześć wizerunkowi pięknej bogini siedzącej w towarzystwie męża oraz licznego potomstwa.

wtorek, 20 lipca 2010

STWORZENIE ŚWIATA PRZEZ PRADŻAPATIEGO - różne wersje

Według starszej wersji, wody pierwotne zapragnęły się rozmnożyć i dzięki zawartemu w nich żarowi zrodziły Złote Jajo, z niego powstał Pradżapati. Pradżapati przemówił po roku i wypowiadane przezeń słowa: ziemia, powietrze, niebo stały się tym, co oznaczają - ziemią, powietrzem i niebem. Później zapragnął potomstwa. Szedł śpiewając hymny i bardzo się mozoląc, aż sam sobie nadał moc rodzenia. Kiedy wstępował do nieba, z oddechu idącego do góry stworzył bogów i przez to trwał dla niego dzień. Kiedy schodził na ziemię, z oddechu idącego ku dołowi stworzył demonów; i stała się przez to dla niego ciemność. Odtąd dzień należy do bogów, a noc do złych mocy. Zrodziwszy demony, Pradżapati zrozumiał, że stworzył zło; dlatego przeszył je ciemnością i pokonał.
Pradżapati pragnął potomstwa. Rozgrzał się i stworzył parę: żeńską wodę i męskie tchnienie życia. Myślał: "Ci niech rozmnożą dla mnie wiele rodzajów stworzeń!". Nie czuł przyjemności, gdyż samotny nie raduje się. Zapragnął drugiej istoty i stał się wielki jak kobieta i mężczyzna złączeni w uścisku. Podzielił się na dwie części. Powstali z nich mąż i żona. Dlatego to człowiek jest tylko połową istoty, resztę zajmuje małżonka.
Na początku Pradżapati był sam, bez żadnej mrugającej istoty. Pomyślał: "Niech stworzę światy!". Tak pojawiła się myśl przed substancją. Zląkł się, gdyż był sam, lecz pomyślał: "Po cóż się lękam; przecież prócz mnie nie ma niczego!". Lęk odszedł, gdyż lęk powstaje z drugiego. Rozejrzał się i nie zobaczywszy nikogo prócz siebie, rzekł: "Ja jestem!". Stąd jego imię Ja. Zapragnął się powielić. Rozgrzał się i stworzył ten świat i wszystko, co na nim jest; stworzywszy, wszedł weń. Wszedłszy, stał się zarazem widzialny i poza światem, określony i nie, prawdziwy i fałszywy. Jako realny, stał się wszystkim, co jest. Dlatego nazywają go Realnym. A oto inna wersja - Pradżapati pomyślał: "Niech się powielę i pomnożę!". Stworzył ogień, który jest myślą. Ogień pomyślał: "Nich się powielę i pomnożę!". I stworzył wody. Dlatego ludzie pocą się i są ciepli, gdyż pochodzą od wody. Woda zapragnęła: "Niech się powielę i pomnożę!". I dała życie ziarnom. Dlatego kiedy pada deszcz zboża się mnożą.
Pradżapati ofiarował swoje własne ciało. Z jego włosów, skóry, mięsa, kości i szpiku, które stanowią pięć składników świata, powstało pięć warstw ołtarza ognia. Ofiarnicy budując ołtarz tworzą Pradżapatiego od nowa. Budują pięć części jego ciała będących pięcioma porami roku i stronami świata. (Bóg-ofiara wyraża sprowadzenie wszystkiego co niezorganizowane do organicznej całości). Innym razem mówi się, że wysiedział on trzy światy. Przybrał postać żółwia i zrodził wszystkie stworzenia. Jako dzik wyniósł ziemię z oceanu w swych rękach. Jako ryba ostrzegł przed potopem pierwszego człowieka - Manu i wyratował go. Jako jeleń spłodził ludzi ze swoją córką, która się zmieniła w antylopę. Bogowie oburzyli się tym kazirodztwem i Rudra zastrzelił antylopę, i wysłał ją na niebo, gdzie świeci jako konstelacja. Czasem Pradżapati tworzy bogów mocą swej ascezy lub samą tylko myślą.
Gdy już dał życie bogom i ludziom, zrodził również śmierć. Jego jedna połowa jest śmiertelna (włosy, skóra, mięso, kości i szpik), druga zaś wieczna (umysł, głos, oddech, oko i ucho). Sam przerażony widokiem śmierci, uciekł daleko i dopiero dzięki odprawieniu ofiary zyskał nieśmiertelność. Pradżapati jest rokiem, symbolem nieskończoności, powtarzającego się wciąż cyklu czasu, niszczy więc życie ludzi i bogów. Bogowie też bali się śmierci; odprawiali liczne ceremonie, lecz bez skutku. Pradżapati poradził im, by ułożyli wszystkie jego formy. Bogowie nie wiedzieli, jak to uczynić, on więc im poradził. Należało ustawić 360 kamieni (dni) w kształt ogrodzenia i 360 cegieł (noce). Na nich 36 innych cegieł; na tych jeszcze 10 800. To będą wszystkie formy Pradżapatiego. Bogowie tak zrobili i wyzwolili się od śmierci.

Pradżapati (Pan Stworzeń) - patriarcha, twórca i władca wszystkiego co istnieje. Pradżapati został utożsamiony z wedyjskim Wiśwakarmanem - Wszystkotworzącym słońcem, z Dakszą, który uosabia biegłość ofiarnika, ze Złotym Łonem i filozoficznym bóstwem Ka (Kto?), jak mędrcy nazwali niepojęte praźródło wszelkiego istnienia. Pragnieniem kapłanów było wyrazić w osobie boga ową wszech całość zawartą w równaniu kosmos - ofiara. Pradżapati jest zatem twórcą wszystkiego, a zarazem wcieleniem roku, czasu i ofiary.

Rudra - wedyjski bóg głównie niszczącej burzy, groźnej, dzikiej natury. Oprócz dominującego złowrogiego aspektu ma także aspekty dobroczynne. Z czasem został utożsamiony z Śiwą.

poniedziałek, 19 lipca 2010

OFIARNOŚĆ WESSANTARY

Wessantara - książę, który żył wśród kupców - powziął ślub, iż nikomu niczego nie odmówi; odda nawet, na prośbę, własne serce i krew. Gdy tylko się narodził, wyciągnął do matki ręce, mówiąc: "Matko, pragnę czynić miłosierdzie!". W szesnastym roku życia ożeniono go z księżniczką Madri, z którą miał syna i córkę. Majątek rozdał na jałmużnę. Kto chciał jeść, mógł się u niego nasycić. Kto pragnął szat, dostał je. Kto chciał złota, srebra i klejnotów, dostał według woli. Pomyślność królestwa zależała od białego słonia, który miał moc sprowadzania deszczu. Zazdrosny król sąsiedniego kraju wysłał braminów przebranych za ascetów, aby zażądali owego zwierzęcia. Wessantara oddał i słonia. To jednak rozgniewało poddanych, którzy go wypędzili z królestwa. Wessantara rozdzielił resztę mienia i wraz z rodziną wyruszył na wędrówkę. Po drodze spotkał czterech braminów spieszących do miasta. Dał im swoje konie i sam stanął w zaprzęgu. Potem oddał i wóz pewnemu żebrakowi. Pieszo więc przybyli do Himalajów. Zbudowali chatkę na górze i żyli w niej jak asceci. Madri zbierała korzonki i leśne owoce. Pewien stary bramin obdarzony dwunastoma rodzajami brzydoty prosił księcia o syna i córkę na służbę dla jego młodej żony. Przerażone dzieci skryły się w jeziorze pod liśćmi lotosu, lecz Wessantara przywołał je i oddał starcowi, choć czynił to ze łzami w oczach. Bogowie oszczędzili bolesnego widoku matce nasyłając dzikie bestie, które opóźniły jej powrót z lasu. Bogowie też, przebrani za matkę i ojca, karmili co dzień rodzeństwo i dbali o nie, choć bramin bił je, a jego żona była okrutna. Wreszcie Indra przebrany za bramina poprosił Wessantarę, by mu podarował Madri. Uzyskawszy zgodę, wzruszony król bogów ukazał się w swojej prawdziwej postaci. Dzięki mocy Indry powróciła Madri, uwolniono dzieci, odwołano wygnanie i Wessantara znów zamieszkał we własnym pałacu.

Indra - wedyjski bóg ozdrawiającej burzy, o cechach solarnych, najpotężniejsza postać panteonu wed. Władca piorunów, pogromca demonów i złych mocy, opiekun wojowników i przywódca boskich zastępów. W hinduizmie jego rola się obniża, często występuje jako ośmieszony i podporządkowany wyższym bogom. Pozostał strażnikiem wschodu i wodzem bogów. Przedstawiany na białym słoniu, trzyma w rękach piorun i osęk na słonia.

sobota, 17 lipca 2010

ZŁOTY JELEŃ

Złoty jeleń żył niedaleko zakola rzeki. Pewnej nocy usłyszał krzyk tonącego człowieka. Pospieszył ku niemu i rzekł: "Nie bój się, ja cię wyratuję!". Podpłynął doń i wyniósł na swym grzbiecie. Potem doprowadził do benareskiego traktu. Zakazał mu tylko wydać komukolwiek, gdzie widział niezwykłe zwierzę. Tego samego dnia królowa Benaresu miała sen, w którym złoty jeleń nauczał ją prawa. Król obiecał tysiąc sztuk złota, złotą szkatułę i bogato osiodłanego konia za wiadomość o owym zwierzęciu. Wyratowany przez jelenia człowiek skusił się obietnicą i zaprowadził króla wraz z armią do miejsca, gdzie żył jeleń. Władca już miał strzelić, gdy zwierzę przemówiło ludzkim głosem: "Wielki monarcho, nie rań mnie! Któż ci doniósł, gdzie można spotkać złotego jelenia?". Król, oczarowany słodkim głosem zwierzęcia, rozgniewał się na zdrajcę. Jeleń zaś znów rzekł: "Nie, królu, żaden zacny człowiek nie zabija. Niech odejdzie ten niegodziwiec!". Władca zaprowadził złotego jelenia do świątecznie przybranego miasta, gdzie cudowne zwierzę nauczało, króla i cały dwór.

środa, 14 lipca 2010

MIT O PRAPOCZĄTKU ŚWIATA I LUDZI

"Opowiadano, mówiono,
że istniały już przedtem cztery życia,
a to obecne było piątą [z kolei] epoką.

Wiedzieli o tym starcy,
że w roku 1 - Królik,
ustanowione były fundamenty ziemi i nieba.
I to wiedzieli także,
że kiedy utrwaliły się i ziemia,
i niebo,
istniały już przedtem cztery rodzaje ludzi,
cztery rodzaje życia.
Wiedzieli również, że każde z nich
istniało [tylko] podczas jednego Słońca.

I mówili, że pierwszych ludzi
uczynił bóg, kształtując ich z popiołu.
[czyn ten] przypisują Quetzalcoatlowi,
którego znakiem jest 7 - Wiatr,
on ich wymyślił, on ich stworzył.
Pierwsze Słońce, które zostało ustanowione,
o znaku 4 - Woda,
nazywało się Słońcem Wody.
Podczas tego Słońca wydarzyło się, że wszystko zabrała,
że wszystko uniosła woda.
A ludzie przemienili się w ryby.

Wtedy powstało drugie Słońce.
Jego znakiem był 4 - Tygrys.

I Słońce to zwało się Słońcem Tygrysa.
Wówczas niebo zostało udręczone.
Słońce przestało wędrować swoim szlakiem.
Gdy dochodziło do połowy swej drogi dziennej,
natychmiast zapadała noc,
a kiedy już pociemniało
tygrysy pożerały ludzi.
I podczas tego Słońca żyli giganci,
którzy, jak mówili starcy, tak się pozdrawiali:
'Nie upadaj Panie',
gdyż ten z nich, który upadł,
nie mógł już nigdy powstać.

Powstało wówczas trzecie Słońce.
Jego znakiem był 4 - Deszcz.
I Słońce to zwano Słońcem Deszczu [z ognia].
A podczas tego Słońca wydarzyło się, że spadł deszcz ognisty.

I wszyscy, którzy wówczas żyli - spalili się.
Padał również wtedy deszcz z piasku
i spadały drobne kamyki, które teraz widzimy,
i zagotował się kamień tezontle,
i okryły czerwienią skały.

Wtedy powstało czwarte Słońce.
Jego znakiem był 4 - Wiatr.
Nazywało się to Słońce Słońcem Wiatru.
I wówczas wszystko zostało uniesione przez wiatr,
i wszyscy obrócili się w małpy,
rozproszyli się po górach
i zaczęli tam żyć owi ludzie-małpy.
Piąte Słońce:
Jego znakiem jest 4 - Ruch.
Nazywa się Słońcem Ruchu,
ponieważ porusza się, wędruje swoją drogą.
I jak mówią starzy,
podczas tego Słońca nastąpią trzęsienia ziemi,
nastąpi głód,
i tak zginiemy.

Powiadają, że w roku 13 - Trzcina,
zaczęło się Słońce, które teraz istnieje.
Pojawiło się, kiedy zaświeciło,
kiedy zaświtało
Słońce Ruchu, które teraz istnieje.
4 - Ruch jest jego znakiem.
To jest piąte Słońce, które się utrwaliło,
podczas niego nastąpią trzęsienie ziemi,
podczas niego nastąpi głód".

Quetzalcoatl (Ketsalkoatl), według niektórych relacji Quetzalcohuatl - Wąż o piórach quetzala, inaczej: Wąż okryty piórami, także Bliźniak drogocenny: 1) Bóg, współtwórca świata, walczący z Tezcatlipocą; 2) postać historyczna - władca i kapłan toltecki; 3) tytuł dwóch najwyższych kapłanów azteckich.

CUDOWNE OZDROWIENIE SAMBY

Samba, syn Kryszny, wskutek klątwy rzuconej przez pewnego mędrca nabawił się trądu. Jakiś bóg doradził mu, aby czcił słońce według obrządków Śaków. Samba za zgodą Kryszny opuścił Dwarakę, przeprawił się przez Indus i Czenab, i przybył do gaju Mihiry (Mitry). Tam oddał się służbie Słońcu i po pewnym czasie został uleczony. Pełen wdzięczności postanowił, wróciwszy do kraju, wybudować Słońcu świątynię. Nie wiedział jednak, jak to uczynić i jak należycie czcić wizerunki boga. Pewnego razu podczas ablucji znalazł w rzece wspaniały posąg Słońca. Wzniósł mu więc pokaźną świątynię nad brzegiem rzeki i nieopodal wybudował miasto. Potrzebował jednak kapłanów, aby się opiekowali przybytkiem Surji. Doradzono mu udać się ponownie do krainy magów. Z pomocą Kryszny i Garudy zjawił się znów u czcicieli Słońca i sprowadził osiemnaście kapłańskich rodów, które osadził w swym mieście. Odtąd im tylko wolno było odprawiać rytuał przeznaczony Surji. Nosili na biodrach świętą przepaskę i w milczeniu spożywali jadło, szanowali też zakaz zbliżania się do zmarłych. Samba pokochał piękną córkę bramina należącego do rodu Mihiry i z ich związku narodził się Dżaraśastra (Zaratusztra), który został ojcem wszystkich magów indyjskich.

Kryszna - ósme z wcieleń Wisznu. Był niegdyś deifikowanym księciem z rodu Jadawów. Mity dotyczące Kryszny odznaczają się bogactwem wątków pasterskich, heroicznych, solarnych i erotycznych, co sprzęga się z jego ogromną popularnością. Istnieje odrębny odłam religijny czcicieli Kryszny jako najwyższego bóstwa. Obfitą jego ikonografię cechuje skłonność do przedstawień narracyjnych. Stałymi cechami jego wyobrażeń jest ciemnoniebieska karnacja, młodzieńczość, dwoje ramion i żółte szaty.

Surja - jeden z głównych bogów wed, reprezentuje słońce. W późnym hinduizmie jego rola zmalała znacznie, lecz wcześniej istniał silny odłam jego wyłącznych czcicieli. Wyobrażany jako złoty, jadący na rydwanie zaprzężonym w siedem koni, a powożonym przez Arunę, lub też w pozycji stojącej, trzymający w uniesionych rękach dwa kwiaty lotosu.

Garuda - ptak znany z wed, niegdyś forma słońca, w hinduizmie będący wierzchowcem Wisznu. Wyobrażany jako człowiek ze skrzydłami i ptasią głową o ostrym, zakrzywionym dziobie.

poniedziałek, 12 lipca 2010

LEGENDY TYBETAŃSKIE

Wiele ustnych przekazów z dawnych czasów spisano w formie kronik w kilku zmitologizowanych wersjach. Szczęśliwym trafem dotrwały one do naszych czasów, tkwiąc przez tysiąc lat zamurowane w skalnych świątyniach Tunhuangu w Turkiestanie Wschodnim, który w tamtych czasach był pod kontrolą tybetańską.
Istnieje tradycja oparta na tekście indyjskiego pandity Szankara Pati, żyjącego w IV wieku p.n.e., 100 lat po śmierci Buddy, wywodząca pochodzenie ludzkości tybetańskiej od króla Rupati, wodza armii Kaurawow, który przegrawszy bitwę, uciekł ze swoimi zwolennikami za Himalaje.

Popularna mitologia tybetańska głosi, że protoplaści mieszkańców, jak i sami władcy Dachu Świata nie byli istotami ludzkimi. Pochodzą oni ze związku Bodhisattwy Współczucia Czenreziga, inkarnowanego jako czerwona małpa i białej olbrzymki-kanibalki Sinmo. Mieszkali oni koło czwartej świętej góry Tybetu zwanej Gonpo Ri wznoszącej się na wysokość ok. 800 m nad miasteczkiem Cetang w Jarlungu. Region ten zwany jest "Kołyską Tybetu", tu bowiem rozpoczęła się wspaniała cywilizacja Kraju Śniegu. Na górze tej znajduje się święte miejsce zwane Bego, czyli Drzwi do Tajemnej Doliny Gonpo Ri. Jest to wejście do sekretnego raju, które w przyszłości zostanie otwarte przez właściwego lamę. Na tej górze pod samym szczytem, na wysokości 4060 m n.p.m. znajduje się Jaskinia Małpy, gdzie według mitologii zamieszkiwała legendarna małpa i groźna dzika olbrzymka. Ich sześcioro dzieci dało początek sześciu klanom tybetańskim. Małpą był inkarnowany, odrodzony ponownie sam bodhisattwa Czenrezig, opiekun i strażnik Tybetu, który przepełniony współczuciem i pragnieniem działania dla dobra innych poświęcił się, by istoty żyjące w tym kraju osiągnęły oświecenie. Jako olbrzymka natomiast inkarnowała się Dolma, żeński bodhisattwa macierzyńskiej miłości i współczucia.

Inna tybetańska mityczna opowieść dotyczy pochodzenia Njatri Gempo-pierwszego króla Tybetu, założyciela dynastii jarlungskiej. Wywodził się on z klasy półboskich istot Theurang, zwanych Masangami. Działo się to w czasach, kiedy pierwsi ludzie zaczęli zasiedlać Tybet, a krajem tym rządziło "Dziewięciu Braci Masangow". Rodzaj ludzki zaczął się poszerzać, niektórzy zaczęli zadawać się z Masangami, zdobywali ich broń, narzędzia, walczyli z nimi i godzili się z nimi. Przyszły król tybetański wywodził się właśnie od tych półboskich Theurangów. Według najbardziej tajemnej tradycji bon (religii przed buddyjskiej)miał się on urodzić w kraju Pulo z tubylczej kobiety i był najmłodszym z siedmiu braci. Ponieważ miał tak długi język, że mógł nim zasłonić całą twarz, płetwiaste palce i dziki wygląd oraz posiadał moce magiczne, potężni kapłani bonpo z Pulo wypędzili go po odprawieniu odpowiednich, stosownych ofiar i rytuałów umożliwiających wygnanie półboga klasy Theuranga do Tybetu.
W Jarlungu wygnaniec zstąpił z nieba po sznurze i stanął na szczycie święte góry Ala Szampo. Manifestując w ten sposób swoją boskość i nadnaturalne siły, został okrzyknięty królem przez zgromadzonych tam dwunastu przywódców koczowników, pasterzy i mędrców. Jego pochodzenie i niezwykłe właściwości zyskały uznanie i został przeniesiony na ich własnych barkach na drewnianym tronie. Od tego zdarzenia wywodzi się jego imię - Njatri Cenpo, "Mocarz na Tronie z Karków."

Kolejni królowie Tybetu - aż do ósmego, zabitego podstępem, gdy zdjął magiczną zbroję i w ten sposób utracił swe cudowne zdolności, także pojawiali się w Tybecie, schodząc na ziemię za pomocą sznura lub po snopie światła, a po śmierci w ten sam sposób wracali do nieba. Dlatego nazywano ich LhabTsan-Po - Boski Mocarz lub Lha's Ras "Boski Syn". Inny przekaz mówi, że ósmy król, walcząc, zamachnął się mieczem nad głową i przypadkowo przeciął sznur (snop światła), który go nigdy nie opuszczał. Utraciwszy boskość, łączność z niebem, padł martwy, śmiertelny miedzy śmiertelnikami. Na miejsce jego pochówku wybrano dolinę Czongja, gdzie później również grzebano jego następców.
Inna z kolei legenda opowiada dzieje powstania kraju Dachu Świata. W zamierzchłych czasach nad krajem dominowały cudowne śnieżne góry, poniżej kwitły laki i rosły lasy, a w dole ziemię pokrywał wielki ocean. Wraz z biegiem czasu wody spłynęły do południowego oceanu i wyłonił się ląd. Ziemia zaludniła się, w lasach szczęśliwie żyły małpy, ptaki i inne zwierzęta. Potem zgodnie z prawem zmian drzewa stawały się coraz rzadsze, a bogini ziemia przybrała nowe oblicze. Następnie każda żywa istota została przypisana swojemu miejscu zgodnie z prawem karmana: śnieżna pantera - śniegom wysoko na szczytach, jeleń - płaskowyżom, tygrys - wyżej położonym lasom, dziki jak - wyższym partiom gór, sęp - strzelistym turniom, a ryby wyżej położonym jeziorom. Niech wszystko trwa jak dawniej i niech panuje dostatek!

Legendę nadesłał Szamas

sobota, 3 lipca 2010

KLĄTWA PUSTELNIKA

Kiedyś król Parikszit ścigając antylopę zawędrował do pustelni i zapytał pewnego ascetę o drogę. Nie otrzymawszy odpowiedzi, w gniewie rzucił mu na szyję zdechłego węża. Tamten przeklął go, wołając, że za siedem dni umrze od ukąszenia króla nagów. Przerażony król skrył się w dobrze strzeżonym pałacu wzniesionym na palach pośrodku jeziora. Wężowy władca przechytrzył go jednak, dostał się do pałacu jako robak w jabłku i ukąsił go. Syn Parikszita pomścił śmierć ojca, odprawiając wielką ofiarę z węży.

nagowie (m. naga, ż. nagini) - bóstwa wężowe, których kult sięga czasów przedaryjskich, a trwa do dziś. W mitologii hinduizmu występują jako dawcy płodności, antagoniści słońca, stróże podziemnych skarbów. Wyobrażani w postaci naturalnej albo półludzkiej i półwężowej.

STRAŻNIK SKARBU

Pewien naga mieszkający w mrowisku zwykł był co dzień dawać złotą monetę braminowi, który mu przynosił mleko i zanosił doń modły. Pewnego dnia bramin wysłał swego syna, a ten, myśląc, że znajdzie w mrowisku złoto, uderzył węża kijem. Oburzony naga ukąsił go. Nazajutrz, gdy bramin zjawił się z ofiarami, wąż rzekł do niego: "Głupi człowieku, przychodzisz tu żądny złota, lecz ani ja nie zapomnę kija, ani ty śmierci syna. Nie będzie przeto między nami przyjaźni!" Ostatni raz podarował braminowi monetę i zakazał mu więcej przychodzić.

nagowie (m. naga, ż. nagini) - bóstwa wężowe, których kult sięga czasów przedaryjskich, a trwa do dziś. W mitologii hinduizmu występują jako dawcy płodności, antagoniści słońca, stróże podziemnych skarbów. Wyobrażani w postaci naturalnej albo półludzkiej i półwężowej.

niedziela, 27 czerwca 2010

TRZECIE OKO

Pewnego razu Śiwa siedział na szczycie góry zgłębiony w medytacji. Dokoła ciągnęły się kwitnące lasy pełne ptaków, nimf i drobnych duszków. Unosił się zapach kwiatów i sandału; dźwięczała muzyka i bzykanie pszczół. Zgromadzeni przy bogu mędrcy oddawali mu niskie pokłony. Niespodziewanie weszła Parwati z orszakiem służebnic. Niosła dzban z wodą zebraną za świętych miejsc. Radosna i roześmiana, w zabawie zakryła swymi palcami oczy małżonka. Natychmiast zgasło słońce i wszystkie stworzenia drżały w wielkim strachu. Świat zginąłby, gdyby nie pojawiło się na czole Śiwy trzecie oko, które podobne drugiemu słońcu rozjaśniło wszechświat. Jednakże płomienny blask tego oka zaczął palić lasy. Wybiegły z nich zwierzęta i otoczyły Śiwę. Ogień zagłady dotarł aż do nieba i spopielał góry wraz z tą, która była ojcem Parwati. Zrozpaczona małżonka boga stanęła przed nim z modlitewnie złożonymi dłońmi. Dopiero wtedy Śiwa łaskawym spojrzeniem ożywił góry i świat powrócił do dawnego stanu.

Dwoje oczu boga i trzecie na jego czole to trzy źródła i formy światła będącego podstawą myśli. Odpowiadają one słońcu, księżycowi i ogniowi. Mają więc białą barwę słońca, czarny kolor księżyca-czasu oraz żółty - ognisty. Są zarazem Indrą, Somą i Agnim; przeszłością, teraźniejszością i czasem przyszłym; ciepłem, zimnem i główną energią twórczą, także trzema: światami, kategoriami świata i funkcjami boga. Trójcy tej odpowiada trójząb Śiwy.

Śiwa - wedyjski Rudra przeobraził się z czasem w Śiwę, jednego z dwu obok Wisznu najważniejszych bogów hinduizmu. Jest on przede wszystkim niszczycielem, ale i odrodzicielem, a w oczach śiwaitów władcą wszystkich pozostałych bóstw. Jego małżonka to Parwati. Głównym jego symbolem jest wyobrażenie falliczne - linga połączona z seksualnym symbolem Parwati. Przedstawienia antropomorficzne dzielą się głównie na groźne i przychylne. Stałą ich cechą jest biała karnacja ciała i trzecie oko umieszczone pionowo na czole. Spośród atrybutów najczęściej występują trójząb, topór i pętla. Wierzchowcem jest byk Nandin.

Parwati - dobroczynna forma małżonki Śiwy. Jej imię oznacza Córka Góry. Jest młoda, urodziwa, często trzyma w lewej dłoni kwitnący lotos.

piątek, 25 czerwca 2010

CUDOWNY CZAJNICZEK DO PARZENIA HERBATY

Dawno, dawno temu, w Świątyni Morinji, w prowincji Kotsuke, żył stary kapłan.
Ten stary kapłan przykładał wielką wagę do ceremonii parzenia i picia herbaty. Ceremonia ta zwie się Chanoyu, i jej kultywowanie było dla kapłana samą przyjemnością.
Pewnego dnia udało mu się przypadkowo spotkać w sklepie ze starociami, nie zniszczony, stary czajniczek do parzenia herbaty. Kupił go bez namysłu i zabrał do dom u bardzo zadowolony z jego kształtu i artystycznego wykonania.
Następnego dnia dobył swój nowy nabytek, usiadł obok i długo sycił się jego widokiem.
”Jesteś Przecudny, tak właśnie,” powiedział, ”powinienem zaprosić wszystkich przyjaciół na Chanoyu, i sprawdzić czy i ich zadziwi widok tak wyjątkowego czajniczka!”
Położył swój skarb na pudełku, gdzie miał na niego świetny widok, rozsiadł się i podziwiając go zaczął planować jak powinien zaprosić gości. Po jakimś czasie stał się senny i zaczął przysypiać, aż w końcu głowa opadła mu na stolik i zasnął.
Wtedy to nastąpiła cudowna przemiana. Czajniczek zaczął się poruszać. W miejscu gdzie miał dzióbek pojawiła się włochata głowa, po drugiej stronie wyrosła bujna kita, a zaraz potem na spodzie czajniczka ukazały się cztery nogi. Na końcu czajniczek zeskoczył z pudełka i zaczął po całym pomieszczeniu wyprawiać harce, a można by przysiąc, że wyglądał jak borsuk.
Trzej młodzi nowicjusze, którzy pobierali nauki w pokoju obok usłyszeli hałas, i gdy jeden z nich zerknął przez rozsuwane drzwi, ujrzał ku swemu zaskoczeniu, czajniczek na czterech nogach, tańczący po całym pokoju!
Na ten widok zakrzyknął „Och! Co za potworna rzecz! Czajniczek do herbaty przemieniony w borsuka!”
„Co?” spytał drugi nowicjusz, „Jak to czajniczek do herbaty przemienił się w borsuka? Co za bzdura!” I to mówiąc odepchnął na bok towarzysza i zajrzał do środka. Zakrzyknął, bo to co zobaczył także i jego przeraziło. „To jakiś Goblin! Zmierza ku nam, uciekajmy!”
Trzeciego nowicjusza nie tak łatwo było przerazić.
„Przestańcie, przecież to raczej zabawne,” powiedział, „to, jak to stworzonko podskakuje! Obudzę mistrza, niech i on sobie popatrzy.”
Wszedł do środka i potrząsnął kapłanem krzycząc: „Pobudka! Mistrzu, zbudź się! Dzieją się dziwy.”
„Co się tu wyrabia!” powiedział starzec przecierając oczy, „czemuś narobił rabanu?!”
„Każdy by narobił gdyby działy się takie dziwy. Tylko popatrz, mistrzu, twój czajniczek dostał nóg i biega jak oszalały.”
„Co?! Co?! Co?! Co ty mówisz? dopytywał się kapłan. „Czajniczek dostał nóg?! A niby jak?! Niech no ja zobaczę!”
Lecz w czasie gdy starzec się rozbudzał, czajniczek z powrotem przybrał swój zwykły wygląd, i znów jak przedtem cichutko stał na pudełku.
„Ale z was głupole!” powiedział kapłan. „Przecież czajniczek stoi na pudełku, i z pewnością nie ma w tym nic dziwnego. Nie, nie, słyszałem już o wałku do ciasta, któremu wyrosły skrzydła i odleciał, lecz jak długo żyję, nigdy nie słyszałem o czajniczku chodzącym na swoich nogach. Nigdy w to nie uwierzę.”
Ale wszystko to sprawiło, że kapłan był trochę niespokojny, i do końca dnia myślał o tym incydencie. Gdy nadszedł wieczór i siedział sam jeden w pokoju, wziął czajniczek, i chcąc zrobić sobie herbaty, napełnił go wodą i postawił do zagotowania na rozżarzonych węgielkach. Lecz gdy tylko woda zaczęła się gotować czajniczek zakrzyknął, „Gorąco, gorąco.” i zeskoczył z ognia.
„Pomocy! Pomocy!” wykrzyknął kapłan śmiertelnie przerażony. Lecz gdy nowicjusze przybiegli mu na pomoc, czajniczek w jednej chwili stał się zwykłym czajniczkiem. Wtedy jeden z nowicjuszy chwycił kij i rzekł, „Zaraz się przekonamy, czy on żyje czy nie,” i zaczął okładać czajniczek kijem z dużą siłą. Ta rzecz z pewnością nie jest żywa, i wydaje tylko metaliczny dźwięk w odpowiedzi na krzepkie razy.
Wtedy stary kapłan z całego serca pożałował zakupu psotnego czajniczka, i zaczął rozmyślać, jak tu się go pozbyć, gdy nagle przyszedł nie kto inny jak kotlarz.
„Oto właściwy człowiek,” pomyślał kapłan. Umowa wkrótce została zawarta, kotlarz odkupił czajniczek za kilka miedziaków i zaniósł go do domu uradowany z nabytku.
Zanim położył się do łóżka, jeszcze raz popatrzył na czajniczek i zobaczył, że jest on w lepszym stanie niż początkowo myślał, po czym poszedł spać w spokoju ducha.
W środku miłego snu kotlarz nagle zaczął myśleć, że słyszał jak ktoś buszuje po pokoju, ale gdy otworzył oczy i rozejrzał się, nikogo nie dostrzegł.
„To chyba tylko sen,” powiedział do siebie, obrócił się i ponownie zasnął.
Lecz znów go coś obudziło. Ktoś krzyczał, „Kotlarzu! Kotlarzu! Wstawaj! Wstawaj!”
Tym razem zerwał się rozbudzony i ujrzał, że to czajniczek mający głowę, ogon, łapy i futro borsuka dokazuje po całym pokoju!
„Goblin! Goblin!” wykrzyknął kotlarz, ale czajniczek odpowiedział ze śmiechem, „Nie bój się, mój drogi kotlarzu. Nie jestem Goblinem a jedynie cudownym czajniczkiem do parzenia herbaty. Nazywam się Bumbuku-Chagama, i przynoszę szczęście każdemu, kto mnie dobrze traktuje. Ale oczywiście, nie lubię gdy stawia się mnie na ogniu ani potem być bitym kijem, jak to zrobiono wczoraj w świątyni.”
„No to co mogę zrobić, by cię zadowolić?” spytał kotlarz. „Mam trzymać cię w pudełku?”
„Och nie, nie!” odpowiedział czajniczek, lubię dobre jedzenie, a od czasu do czasu odrobinę wina, tak jak i ty. Będziesz trzymał mnie w domu i karmił? Ja nie będę dla ciebie ciężarem, wręcz przeciwnie, będę ci pomagał w pracy gdy tylko zechcesz.”
Kotlarz zgodził się.
Rano wyprawił na cześć Bumbuku wspaniałą ucztę, który rzekł, „Ja oczywiście jestem cudownym czajniczkiem do parzenia herbaty, i radzę ci byś wziął m nie w podroż po kraju i pokazywał mnie przy akompaniamencie śpiewu i muzyki.”
Kotlarz przemyślał radę, i wkrótce rozpoczął pokazy, które nazwał Bumbuku-Chagama. Pokazy przynoszącego szczęście czajniczka od razu odniosły sukces. Nie tylko chodził na czterech nogach, lecz także tańczył na rozciągniętej w powietrzu linie, i wykonywał na niej wiele akrobacji, kończąc wszystko głębokim ukłonem w stronę widzów błagając by stali się jego stałą widownią.
Sława pokazów wkrótce rozniosła się wokoło i teatr zaczął codziennie pękać w szwach. W końcu nawet miejscowa księżniczka nakazała by kotlarz i jego czajniczek przybyli ze swoimi pokazami na dwór. Tak też się stało, ku uciesze księżniczki i jej dwórek.
Z czasem kotlarz stał się tak bogaty, że mógł zaprzestać pokazów, a chcąc by wraz z nim i wierny czajniczek mógł wreszcie odpocząć, zabrał go wraz jego częścią bogactwa z powrotem do Świątyni Morinji, gdzie został złożony jako drogocenny skarb, a jak niektórzy twierdzą, czczono go tam niczym świętość.

czwartek, 17 czerwca 2010

OPOWIEŚĆ O BAJLEM SŁODYCZĄ-SŁYNĄCYM

Legenda iryjska

Bajle Słodyczą-Słynący był umiłowanym jedynym Ajllinny, córki Lugada. Kochał go każdy, kto go widział, a nawet tylko słyszał o nim, takie były o nim opowieści. I umówili się na schadzkę miłosną w Ross na Rig, na wybrzeżu Boyne, w kraju Breg.
On wyruszył z północy, by zejść się z nią. Gdy dotarł do Traig Baili, zdjęto jarzma wozowe z koni, które puszczono na paszę. I było wesoło, radośnie.
Ale gdy tam obozowali, ujrzeli męża, który zbliżał się od południa. Szybki był jego bieg i zbliżanie się. Sunął nad ziemią jak sokół nad urwiskiem, jak wiatr nad morzem zielonym. Miał ich po swojej lewicy.
Do niego! - zawołał Bajle - spytajmy, dokąd idzie i skąd przychodzi i jaki ma powód do pośpiechu.
Do Tuaig-Inber podążam i dalej na północ, a nowin nie mam, prócz tej, że córka Lugada, syna Fergusa, przyrzekła swą miłość Bajlemu, synowi Buana, i szła na schadzkę z nim, gdy napadli na nią wojownicy lajgeńscy i zabili ją. Powiedzieli byli o nich obojgu druidzi i dobrzy wieszczbiarze, że nie spotkają się żywi, lecz zejdą się po śmierci, by nie rozejść się nigdy. Oto moje nowiny.
I odszedł od nich, a oni nie zdołali wstrzymać go. Bajle zaś gdy to usłyszał, padł martwy bez życia. I usypano jego mogiłę, i wał wkoło niej. Ustawiono jego kamień i pogrzebowe igrzyska zostały odprawione przez mężów ulackich. Na mogile wyrósł cis, w którego koronie rozpoznawało się kształt i postać głowy Bajlego.
Wówczas ten sam mąż pobiegł na południe do miejsca, gdzie była dziewica Ajllinn i wszedł do altany. - Czy masz jaką nowinę? - Nie mam nowin prócz tej, że w Traig Baili widziałem mężów ulackich, zajętych pogrzebowymi igrzyskami, sypaniem mogiły i ustawianiem kamienia, i ryciem imienia Bajlego, syna Buana, królewicza Uladu. Szedł na spotkanie kochanki i ku miłości tej z kobiet, której miłość swą dał. Jest bowiem ich losem, że nie spotkają się w życiu i żadne z obojga za życia nie ujrzy drugiego. - Ajllinn padła martwa, bez życia. I oto z mogiły jej wyrosła jabłoń i stała się dużym drzewem w lat siedem. W koronie dostrzegało się kształt głowy Ajllinny.
Gdy zaś przeszło lat siedem, naczelnicy, wieszczbiarze i wróżbici ścięli cis, który rósł na mogile Bajlego, i zrobili zeń tabliczkę dla poetów. Spisano na niej wieszczby i uczty, i zaloty Uladu. Podobnie zaloty Lajgenu zostały spisane na tabliczce zrobionej z drzewa jabłoni, która rosła na grobie Ajllinny.
Nadeszło święto Samhain, a Kormak, syn Arta, wydał ucztę. Zbiegli się na nią poeci i ludzie uprawiający jakąkolwiek sztukę. Przynieśli ze sobą tabliczki. Król je zobaczył i zapytał o nie. Podano mu je. Trzymał w rękach licem do lica.
I oto obie tabliczki przyskoczyły do siebie i splotły się tak, jak wiciokrzew z gałęzią, i niepodobieństwem było rozdzielić je.
Złożono je do królewskiego skarbca w Temair i przechowywane tam były na równi z najcenniejszymi klejnotami aż do czasu, gdy spalił je Dunlag, syn Erny.

czwartek, 27 maja 2010

LEGENDA O ŚMIERCI MUIRCERTACHA

Legenda iryjska

Na krótko przed świętem Samhain król wracał z polowania. Po drodze spotkał kobietę nieziemskiej urody, do której zapałał nagłą i gorącą miłością. Na jego błagania zgodziła się wejść do zamku Cletech i ofiarować mu swą miłość. Pod trzema jednak warunkami. Po pierwsze: król winien przepędzić prawowitą małżonkę. Po drugie: żaden duchowny nie może mieć wstępu na jego dwór. Po trzecie: nigdy król nie wymówi jej imienia. Imię to brzmiało Sin, czyli Burza. Miała ona jeszcze inne imiona: Osnad (Westchnienie), Easnadh (Dźwięk), Gaeth (Ostry Wiatr), Garb (Noc Zimowa), Gem adaig (Krzyk) i Tuethan (Lament). Żadnego z nich nie wolno było wymówić królewskiemu kochankowi.
Sin była wróżką i czarodziejką, czyli bandea, znała siedliska duchów - sid - i potrafiła uruchamiać potężne, tajemne moce.
Podczas uczty wydanej na cześć jej przybycia Sin dokonała pierwszych czarów. Wywołała dwie armie duchów, które na oczach biesiadników wybiły się nawzajem. Z wody i paproci przygotowała magiczne potrawy. Woda zmieniła się w wino, którego nie ubywało w dzbanach, mimo wychylanych toastów. Paprocie zamieniły się w wieprze, z których przygotowano potrawę. Wieprze odradzały się zaraz po spożyciu. Następnego dnia wszyscy dworzanie czuli się bardzo niedobrze po magicznej uczcie, a najgorzej król Muircertach, który poczuł zbliżającą się śmierć.
Jego dama serca nadal jednak odprawiała czary. Pod murami zamku Cletech pojawiły się dwa wojska: błękitnych wojowników i bezgłowych rycerzy. Wyzwały króla do walki, a on mimo słabości stanął do czynu bojowego i odniósł zwycięstwo. Ledwie to się stało, wyrosła nowa armia duchów, z którą król podjął dalszą walkę. Ale oto pojawił się św. Cainnech i rozproszył czary Sin. Wówczas król pojął, że mieczem swoim gromi zwykłe kamienie.
We wnętrzu zamku, dokąd święty mąż nie miał wstępu, czary Sin poczęły działać od nowa. Królewscy dworzanie spali pijani po czarodziejskiej uczcie, Sin wywołała wicher i śnieżną burzę, szalejącą wokół zamczyska. Król rzekł: "Oto westchnienie nocy zimowej, jakaż gwałtowna burza". Tym sposobem trzykrotnie wymówił imię swej kochanki. Teraz nic nie mogło uratować go od śmierci. Był słaby - on i jego świta. Dręczyły go koszmarne sny: widział swą śmierć w zamku płonącym podczas oblężenia lub porywał go gryf i zanosił do swego gniazda, w którym płonął razem z bajeczną bestią. Zapytany o znaczenie snów, druid przepowiedział królowi rychłą śmierć. Król zapadł w głęboki sen.
Gdy to się stało, Sin zebrała wszystkie oszczepy, jakie były w zamku, i rozmieściła je wokół zamku, skierowane ostrzami w jego kierunku. Uczyniwszy to, podpaliła siedzibę królewską. Wówczas wokół zamku pojawiło się wojsko i z krzykiem wdarło się na wały obronne. Zbudzony król chciał walczyć, ale nie miał sił ni broni. Uciekł w głąb płonącego domostwa i szukając schronienia wpadł do kadzi z winem. Utonął w winie, a ogień z walącego się stropu przepalił jego ciało.

Sin - wróżka i czarodziejka z legendy iryjskiej, kochanka króla Muircertacha i jego zabójczyni.
Muircertach - syn Erca, postać historyczna, król Irlandii (zm. 531). Bohater romantycznej legendy o niedobrej miłości do wróżki Sin.

ZALOTY DO ETAIN

Legenda iryjska

Kiedy bóg Mider mieszkał w sid, w kurhanie Bri Leith, zazdrosny rywal mocą czarodziejską odebrał mu małżonkę Etain. Kiedy w powtórnym wcieleniu została żoną króla Eochaida, bóg Mider pojawił się, aby ją odzyskać. Stosując podstęp, nie wyjawił początkowo swych zamiarów i grał z królem w szachy o wysokie stawki, celowo przegrywając. W wyniku przegranej król nałożył na Midera obowiązek wybudowania wielkiej grobli, przecinającej rozległe obszary bagienne środkowego Meath. Mider wywiązał się z tego trudnego zadania z pomocą ogromnego zastępu podległych mu duchów z sid. Zachęcony łatwą wygraną, król dał się wciągnąć powtórnie do gry. Tym razem jednak Mider wygrywał, a jako nagrody żądał pocałunku Etain. Termin wyznaczono za miesiąc. Gdy po miesiącu Mider stanął u wrót dworu, wszystkie wejścia znalazł szczelnie zamknięte, a mimo to bóg wkroczył na salę biesiadną, jaśniejąc nieziemską pięknością. Pocałował Etain i porwał ją unosząc przez otwór komina. Przemienieni w ptaki, ulecieli w dal zataczając kręgi nad dworem.

Mider - bóg z mitologii iryjskiej, jeden z władców świata podziemnego (sid), bohater opowieści Tochmarc Etaine.
Etain - bogini i wróżka, w trzech kolejnych wcieleniach żona króla Eochaida, boga Midera, a później własna córka. Znana z mitu Tochmarc Etaine (Zaloty do Etain).
Eochaid - mityczny król iryjskiej Tary, jeden z mężów bogini Etain, według mitu Tochmarc Etaine.

niedziela, 23 maja 2010

ZATOPIONE MIASTO

Legenda bretońska

Dahud co znaczy Dobra Czarownica była córką króla Gradlona w celtyckiej Kornwalii. Kazała sobie wybudować miasto niezwykle piękne, na niskim brzegu morza. Cudowne miasto Ys chroniła przed niebezpieczeństwem fal morskich potężna tama. Tu, w swoim mieście, Dahud wiodła życie bujne i rozwiązłe, co spowodowało gniew Boga i ludzi. Gdy przebrała się miara bożego i społecznego gniewu, spiętrzone fale morskie przerwały tamę i pogrążyły cudowne miasto na dnie morza. Ale Dahud nie zginęła. Żyje ciągle w podwodnym mieście, w komnatach pięknego pałacu, oczekując właściwej chwili, kiedy będzie mogła pojawić się na powierzchni. Wtedy miasto Ys stanie się znów najpiękniejszym i najbogatszym z miast świata.

Dahud - czyli Dobra Czarownica, córka Gradlona. Mityczna postać z legendy bretońskiej. Jej ojciec królował w Kornwalii. Założycielka cudownego miasta Ys, które pochłonęło morze.
Gradlon - mityczny król Kornwalii, ojciec Dahud.

WALKA O DOMINACJĘ

Legenda walijska z cyklu Mabinogion

Arianrod, córka Dona, odmawia uznania syna, który narodził się ze związku z jej bratem Gwyddonem, i rzuca na dziecko potrójną klątwę. Nie będzie miało imienia, dopóki ona mu go nie nada. Nie będzie jej syn miał broni, jeśli ona mu jej nie dostarczy. Nie będzie też miał żony spośród istot rodzaju ludzkiego. Znaczy to, że owo uchylenie się od obowiązków macierzyńskich pozbawi dziecko wszelkich podstaw legalnego istnienia. Tylko matka bowiem może wprowadzić syna do społeczności, może uczynić go członkiem wspólnoty.
Gwyddon postanawia walczyć przeciw klątwie swej siostry. Z pomocą wuja, czarownika imieniem Math, powoduje, że Arianrod wymawia imię dziecka. Brzmi ono Lleu Llaw Gyffes, co znaczy Mały o Pewnej Dłoni. Podobnymi zabiegami magicznymi Gwyddon i Math sprawiają, że Arianrod dostarcza synowi oręża. Wreszcie - mocą czarów - z kwiatów i roślin tworzą dziewczynę, która ma być żoną Lleu. Dziewczyna została nazwana Blodeuwedd, co znaczy Zrodzona z Kwiatów. Tu jednak kończy się moc męska i ojcowska Gwyddona. Dziewczyna poślubiona Lleu spotyka innego mężczyznę, zakochuje się w nim i zabija swego męża, by umknąć z kochankiem.
Gwyddon żądny zemsty czarodziejskimi zabiegami wskrzesza zabitego Lleu. Ten zabija kochanka swej żony i rusz za nią w pościg. Tu jednak sprawa się komplikuje. Blodeuwedd jest stworzona przez Gwyddona - jest tworem jego myśli i ducha. Nie może jej więc zniszczyć, gdyż to spowodowałoby zniszczenie jego samego. O pełnej zemście nie może być mowy. Zostają półśrodki. Gwyddon zamienia swą zbrodniczą synową w sowę i każe jej zniknąć w mrokach nocy.

Gwyddon - syn Dona, bóg w mitologii walijskiej.
Arianrod - czyli Srebrne Koło, córka Dona, postać z walijskiego cyklu legend Mabinogion.
Math - bóg i mityczny władca Gwynedd (Walia), brat bóstwa Don. W jednej z legend z cyklu Mabinogion występuje jako wuj Gwyddona, obdarzony zdolnościami czarodziejskimi.
Don - postać boska o nieokreślonej płci, występująca w mitologii walijskiej jako odpowiednik iryjskiej bogini Danu.
Lleu (Llew) Llaw Gyffes - czyli Mały o Pewnej Dłoni, syn Gwyddona, bohater walijskiej legendy z cyklu Mabinogion.
Blodeuwedd - czyli Zrodzona z Kwiatów, wiarołomna małżonka Lleu Llaw Gyffesa z legendy walijskiej.

sobota, 22 maja 2010

KRÓL ARTUR I PYTANIE O KOBIECĄ NATURĘ

Legenda walijska

Pewnego razu Król Artur dostał się w niewolę do potwora, który uzależnił jego życie od odpowiedzi na pytanie: czego pragną kobiety? Wszystkie damy dworu zaczęły ujawniać królowi swe najskrytsze pragnienia, lecz niestety te odpowiedzi nie zadowoliły potwora. Życie króla zawisło na włosku. Wtedy pojawiła się siostra potwora, czarownica stara i odrażająca. Powiedziała, że jeśli jakiś młody i piękny rycerz zechce ją poślubić i objąć w małżeńskiej łożnicy, zdradzi królowi tajemnicę i uratuje królestwo od zguby. Wtedy to Lancelot, rycerz najpiękniejszy, zgodził się pojąć czarownicę za żonę i wprowadzić do swego łoża. Kiedy to się dokonało, odrażająca starucha przemieniła się w objęciach rycerza w piękną i młodą dziewczynę, a zaraz potem wyjawiła mu skrywaną tajemnicę: kobiety najbardziej pragną korzystać ze swej władzy. Król Artur został uratowany, a radość wróciła w granice królestwa.

Artur - na poły mityczny, na poły historyczny wódz celtycki z V wieku, uważany za króla, rezydujący wraz z rycerzami okrągłego stołu na zamku Camelot. Postać z legend walijskich.

WŁADZA

Kilku młodzieńców przebywało na pustyni, byli głodni i spragnieni. Wtem zjawiła się stara kobieta o odrażającym wyglądzie i zaproponowała napój temu z nich, który zechce ją pocałować. Przerażeni jej wyglądem wszyscy odmówili, za wyjątkiem jednego, najmłodszego. Ten złożył na jej wargach pocałunek. Gdy to się stało, starucha zmieniła się w młodą dziewczynę olśniewającej urody, która rzekła do młodzieńca: "Ja jestem Władzą. Zdobyłeś mnie gestem twej przyjaźni".

wtorek, 18 maja 2010

PODZIAŁ WSZECHŚWIATA

Legenda Jakutów

U zarania dziejów doszło do wielkiej wojny między trzema plemionami: Urung Aar Tojona, Ułuu Tojona oraz Arsan Duołaja. Wojna trwała długo. Wszystkie krainy, okryte mrokiem, jęczały, oświetlone łuną pożarów, ociekały krwią, jak żywe istoty. Zbliżał się koniec świata. Wówczas walczące ze sobą plemiona przerwały bitwę, zawarły pokój, a wszechświat, o panowanie nad którym walczyły, podzieliły miedzy sobą na trzy oddzielne światy. W Górnym Świecie zamieszkały plemiona Urung Aar Tojona i Ułuu Tojona, Środkowy Świat zajęło trzydzieści pięć plemion, natomiast Dolny Świat został w posiadaniu plemion Arsan Duołaja.

Urung - Ajvy Tojon zwany też Urung Aar Tojonem - czyli Mlecznobiały Pan Stwórca - główne bóstwo jakuckiego panteonu. Zamieszkuje dziewiątą warstwę Górnego Świata
Ułuu Tojon - Wielki albo Groźny Pan - bóstwo Jakutów, zajmujące jedno z ważniejszych miejsc wśród postaci Górnego Świata
Arsan Duołaj - bóstwo Jakutów, władca Dolnego Świata

PODZIAŁ WSZECHŚWIATA

Legenda Szorów

Ulgen zdecydował się skazać Erlika na wygnanie z ziemi. Erlik jednakże, wyrażając skruchę, długo prosił brata o cofnięcie decyzji. Gdy Ulgen okazał się nieugięty, Erlik zaproponował, aby ów, w swej dobroci, ofiarował mu skrawek ziemi, na którym opiera swój kij. Ulgen przystał na propozycję, lecz po chwili zaczął tego żałować. Z otworu, z którego Erlik wyjął kij wydobyły się bowiem gady i rozpełzły po całej ziemi. Sprawca tego wykorzystał otwór, chroniąc się przed gniewem brata w podziemia, gdzie przebywa do tej pory.

Ulgen - bóstwo Ałtajczyków, zajmujące główne miejsce wśród postaci Górnego Świata. Występuje także w mitologii Szorów
Erlik - bóstwo Ałtajczyków, pełniące funkcję władcy duchów Dolnego Świata. Występuje także u Szorów

PODZIAŁ WSZECHŚWIATA

Legenda Ałtajczyków

Ulgen odchodząc na górę Ałtyn-tu powierzył Majdere opiekę nad ludźmi, pozostawiając go wraz z Erlikiem na ziemi. Pomiędzy Majdere i Erlikiem wybuchł konflikt, w finale którego Majdere postanowił przepędzić Erlika za świata Ulgena. Rozkazał Erlikowi, by wraz z żoną i pomocnikami udał się w miejsce pomiędzy dwoma morzami, gdzie nie ma ani słońca, ani księżyca. Erlik nie chcąc pogodzić się z tą decyzją postanowił się zemścić. Odnalazłszy wyjście z mrocznego świata przedostał się na ziemię, by wywieść stąd ludzkie dusze. Ulgen uprzedził jednak zamierzenia Erlika i zabrał wszystkie dusze na górę Ałtyn-tu. Zirytowany Erlik poprosił, aby Majdere zezwolił mu stworzyć w miejscu swego uwięzienia własne niebo i ziemię. Po uzyskaniu zgody powrócił do swej krainy, stworzył niebo i ziemię, a oprócz tego także wiele złych istot, co szczególnie zaniepokoiło Ulgena. Wysłał więc Majdere, aby ten powstrzymał Erlika przed dalszą, podobną działalnością. Doszło do walki, w której Majdere pokonał Erlika oraz jego ludzi, a stworzony przezeń świat zburzył. W trakcie walki jeden z ludzi Erlika wpadł do wody i stał się odtąd jej gospodarzem, inny upadł na kamienie, kolejny na góry - i w ten sposób ludzie Erlika zostali gospodarzami miejsc, na które padali. Pokonany Erlik poprosił Ulgena o przydzielenie mu innego miejsca, a gdy nie uzyskał zgody błagał, aby zatrzymać choć tę odrobinę ziemi, na której opiera się jego kij. Nie przeczuwając kolejnego podstępu Ulgen, dość pochopnie, jak się później okazało, wyraził zgodę. Gdy bowiem Erlik wyciągnął z ziemi kij, z otworu, który po nim pozostał wypełzły na powierzchnię ziemi różnego rodzaju gady. Ujrzawszy to Ulgen zepchnął ostatecznie Erlika wraz z gadami w podziemia, sam zaś udał się do nieba.

Ulgen - bóstwo Ałtajczyków, zajmujące główne miejsce wśród postaci Górnego Świata. Występuje także w mitologii Szorów
Majdere - w mitologii Ałtajczyków występuje jako pierwszy człowiek stworzony przez Ulgena; uczestniczył w wygnaniu Erlika do Dolnego Świata
Erlik - bóstwo Ałtajczyków, pełniące funkcję władcy duchów Dolnego Świata. Występuje także u Szorów

MIT O STWORZENIU LUDZI

Legenda Jakutów

Istotami stworzonymi przez Urung-Ajvy Tojona opiekuje się postać przypominająca swym wyglądem człowieka, pozbawiona jednak owłosienia. Odmiennie natomiast, ciała tych, których pilnował pokryte były sierścią. Młodszy brat Urung-Ajvy Tojona - Ułuu Tojon pragnie przedostać się do pomieszczenia, w którym zostały zamknięte stworzone istoty. Nie mogąc przekonać strażnika, aby ten wpuścił go do środka, sprawił, iż zapanował silny mróz. Zmarznięty strażnik schronił się we wnętrzu, lecz i tam odczuwał chłód. Gdy więc zły brat stwórcy zaofiarował mu sierść zgodził się w końcu wpuścić go. Ułuu Tojon znalazł tam dwie istoty, które poprosiły go o żywność. Jednej dał całą jagodę, drugiej natomiast tylko pół. Po ich zjedzeniu sierść pokrywająca ciała obu istot zniknęła całkowicie lub częściowo i jedna z istot przekształciła się w kobietę, druga zaś w mężczyznę. Kiedy Urung-Ajvy Tojon powrócił i stwierdził co się stało, rozgniewał się wielce na stróża, zamieniając go w psa. Miał on odtąd służyć ludziom.

Urung-Ajvy Tojon zwany też Urung Aar Tojonem - czyli Mlecznobiały Pan Stwórca - główne bóstwo jakuckiego panteonu. Zamieszkuje dziewiątą warstwę Górnego Świata
Ułuu Tojon - Wielki albo Groźny Pan - bóstwo Jakutów, zajmujące jedno z ważniejszych miejsc wśród postaci Górnego Świata

MIT O STWORZENIU LUDZI

Legenda Ewenków

Młodszy brat pozostawił na straży stworzonych przez siebie ludzi psa (nie mającego sierści), sam zaś udał się w dalszą drogę. Przed tym jednakże zwrócił się do psa ze słowami: "Jeżeli przyjdzie starszy brat, choćby nie wiem jak cię przekonywał, nie wpuszczaj go do pomieszczenia z ludźmi". Po odejściu pojawił się starszy brat, który począł namawiać psa, aby ów umożliwił mu kontakt z ludźmi. Gdy pies odmówił, złożył mu następującą propozycję: "Jeżeli otworzysz drzwi, dam ci ubranie, w którym nie przemokniesz, nie będzie ci w nim ani za gorąco, ani nie zmarzniesz w czasie chłodnych dni". Ta propozycja przekonała psa. Otworzył pomieszczenia, a wtedy starszy brat wszedł do środka i dmuchnął na ludzi, pod wpływem czego zachorowali. Gdy byli już na granicy życia i śmierci pojawił się młodszy brat, nakazując, aby krew popłynęła w ich żyłach. Tak się też stało. Ludzie zostali uratowani, aczkolwiek stracili nieśmiertelność.

MIT O STWORZENIU LUDZI

Legenda Buriatów

Bóstwa - z przyniesionego przez ptaka piasku - tworzą nie tylko ziemię, ale i człowieka. Człowiek nie posiada jednak duszy. Powstaje pytanie: kto ma go ożywić? Na tym tle wynikł między bogami długotrwały spór, aż przyjęto następujące rozwiązanie: Każdy kładąc się spać postawi przed sobą zapaloną świeczkę i położy ziarnko groszku. Czyja świeczka najdłużej utrzyma płomień i z czyjego nasienia najprędzej wyrośnie roślina ten ożywi człowieka. Szibegen, który obudził się najwcześniej zauważył, że płonie jeszcze jedynie świeczka Madari, a obok niej kwitnie kwiat. Dokonał więc zamiany. Gdy nad ranem wszyscy przebudzili się, uznali Szibegena za zwycięzcę. Madari odkrył jednakże podstęp rywala i zwrócił się doń ze słowami: "Ponieważ ukradłeś mój kwiatek i ogień, ludzie przez ciebie stworzeni będą także kraść i kłócić się między sobą". Aby ludzie nie padli ofiarą działalności złych istot na straży ich zostawiono nagiego psa (bez sierści). Zły duch Szichtir znalazł jednak sposób, aby przekupić owego strażnika. Ofiarował mu sierść, ludzi natomiast opluł i odszedł. Nie mogąc znieść tej hańby Szibegen zeskrobał z ciała człowieka sierść, pozostawiając ją jedynie w tych miejscach, które nie były oplute.

MIT O STWORZENIU LUDZI

Legenda Szorów

Ulgen stworzył na początku tylko jednego człowieka i miał później ogromne trudności ze znalezieniem dlań odpowiedniej duszy. Był tym bardzo zmartwiony, bowiem człowiek bez duszy żyć nie może. Pewnego razu wybrał się więc na poszukiwanie przedmiotu swego wiecznego utrapienia i aby człowiekowi nie stała się żadna krzywda, zostawił na jego straży psa bez sierści. Nieobecność Ulgena wykorzystał zły Erlik, który obiecał "nagiemu strażnikowi", iż jeżeli ten dopuści go do człowieka da mu sierść, niezbędną w czasie mrozów. Pies wprawdzie obawiał się gniewu Ulgena, lecz milsze było mu życie. Zdecydował się w końcu wpuścić Erlika. Erlik pomazał człowieka błotem, następnie napluł na niego i odszedł. Gdy powrócił Ulgen - nie znalazłszy duszy - pies przyznał się do zdrady. Ulgen pomyślał wówczas, że Erlik zna z pewnością miejsce, w którym znajduje się dusza odpowiednia dla człowieka. Przywołał go więc do siebie i na postawione pytanie otrzymał twierdzącą odpowiedź, z jednym wszak zastrzeżeniem. Erlik zgodzi się wyposażyć człowieka w duszę pod warunkiem, iż będzie ona pod jego władaniem, ciałem natomiast może dysponować jego stworzyciel Ulgen. Nie widząc innego rozwiązania Ulgen przystał na propozycję. Wówczas Erlik poszedł w tajgę, znalazł odpowiedni kawałek drewna, zrobił w nim otwór, przez który później tchnął w usta człowieka duszę. Od tej pory, zgodnie z umową, po śmierci każdego człowieka, jego dusza należy do Erlika.

Ulgen - bóstwo Ałtajczyków, zajmujące główne miejsce wśród postaci Górnego Świata. Występuje także w mitologii Szorów
Erlik - bóstwo Ałtajczyków, pełniące funkcję władcy duchów Dolnego Świata. Występuje także u Szorów

MIT O STWORZENIU LUDZI

Legenda Ałtajczyków

Najwyższy bóg Ulgen stworzył najpierw ośmiu mężczyzn, z których ostatni - Majdere stworzył kobietę. Ulgen i Majdere długo zastanawiali się w jaki sposób przekazać kobiecie duszę. Sytuację tę wykorzystał Erlik wyposażając bez ich wiedzy ciało kobiety w duszę. Następnie przedstawił kobietę pozostałym siedmiu mężczyznom, lecz żaden z nich nie chciał jej za żonę. Postępowanie Erlika nie zyskało aprobaty Ulgena doprowadzając do sytuacji konfliktowej. Zirytowany postępowaniem Erlika, Ulgen wyjął jednemu z mężczyzn dwa żebra i stworzył kolejną kobietę, a owego mężczyznę oddał jej za męża, aby oboje kontynuowali dalszy rozwój gatunku ludzkiego, nad którym czuwać miał Majdere.

Ulgen - bóstwo Ałtajczyków, zajmujące główne miejsce wśród postaci Górnego Świata. Występuje także w mitologii Szorów
Majdere - w mitologii Ałtajczyków występuje jako pierwszy człowiek stworzony przez Ulgena; uczestniczył w wygnaniu Erlika do Dolnego Świata
Erlik - bóstwo Ałtajczyków, pełniące funkcję władcy duchów Dolnego Świata. Występuje także u Szorów

niedziela, 16 maja 2010

JAK CZŁOWIEK Z GÓRNEGO ŚWIATA ODWIEDZIŁ ŚRODKOWY ŚWIAT

Legenda Ketów

Pewien Niebiański Człowiek urządził sobie w niebie polowanie. Ponieważ polował już dość długo, zapragnął odpocząć. Przywiązał więc swojego renifera do drzewa, odłożył łuk i oddalił się. Idąc zawadził o szczelinę i upadł. Nie mogąc się podnieść, posilał się jedynie korzonkami i trawą przynoszoną mu przez myszy. Po trzech latach odzyskał siły i podniósł się ze swego miejsca. W tym momencie usłyszał dźwięk szamańskiego bębna i postanowił pójść w jego stronę. Doszedł do czumu [domostwa] i niewidoczny dla jego mieszkańców wszedł do środka. W pewnym momencie dotknął siedzącą opodal niego kobietę, siostrę szamana i ta upadła nie dając znaku życia. Obecny w czumie szaman nie potrafił przywrócić swej siostrze życia, wezwano więc wielkiego szamana - Docha. Ten bez wahania wskazał na obecność obcego (Niebiańskiego) człowieka, jako na przyczynę zła. Przybysz zwrócił się wówczas do szamana i oznajmił: "Kobieta będzie leżeć przez trzy dni, podobnie jak ja leżałem trzy lata. Uczyniłem tak, aby ludzie mogli mnie poznać". Po tych słowach poprosił Docha, aby dopomógł mu przedostać się z powrotem do nieba. Doch zabrał ze sobą siedem czarnych i dwa białe renifery i wraz z Niebiańskim Człowiekiem poszedł szukać przejścia prowadzącego do nieba. Kiedy odszukali właściwe miejsce (szczelinę w niebie) okazało się, że jest to ten sam otwór przez który Niebiański Człowiek dostał się na ziemię. Niebiański Człowiek odszedł i wkrótce odnalazł renifera, który przywiązany do drzewa nadal czekał na swego pana. Tymczasem Doch wypełnił szczelinę czarnymi reniferami, z białymi zaś powrócił na ziemię.

Doch - mityczny szaman Ketów

DRAMAT MAŁŻEŃSKI (inna wersja)

Legenda Ketów

Między myrakiem [czartem] a mężem niebiańskiej kobiety - ostatnim z trójki braci, których myrak postanowił zabrać w zaświaty - dochodzi do rozstrzygającej walki. Uciekając drogą wiodącą ku niebu młodzieniec usłyszał nagle za sobą głos myraka. Rzucił za siebie ofiarowany mu przez żonę grzebień, a w miejscu, w którym grzebień upadł wyrósł ogromny gąszcz. Pobiegł dalej, lecz znów usłyszał za sobą głos myraka. Rzucił weń kamieniem, z którego powstała stroma skała, zatrzymując na pewien czas myraka. Mężczyzna sądził, że jest uratowany, gdy tuż przed czumem myrak dogonił go. Przywołana na pomoc żona chwyciła męża za prawą rękę, lewą natomiast trzymał już czart. Ciągnąc z całych sił w obie strony rozerwali mężczyznę na pół. Myrak uciekł ze swoją połową, a prawą część ciała, bez serca, zachowała żona. Kobieta opiekowała się troskliwie połową swego męża, lecz bez serca mógł on żyć jedynie nocą. Nie widząc wyjścia z sytuacji powiedziała więc: "W ciągu dnia ja będę świeciła ludziom i opiekowała się tobą, a nocą, kiedy zasnę, ty będziesz oświetlał ziemię". W ten sposób na niebie pojawiło się Słońce i Księżyc.

DZIECKO OLBRZYMÓW - KOSMICZNE POLOWANIE

Legenda Ewenków

Dziecko, które przyszło na świat w rodzinie olbrzymów okazało się niezwykłe. Miało ogromną głowę, w której osadzone było troje oczu. Poruszało się samodzielnie i wkrótce zaczęło polować wraz z ojcem. Siostra chłopca, pełna podziwu dla jego sukcesów, poprosiła go pewnego razu, aby zabrał ją na polowanie i zademonstrował swe niezwykłe umiejętności. Dziewczynka długo nie mogła zrozumieć na czym, polega zabijanie zwierząt, brat postanowił więc uzmysłowić jej to na niej samej. Skręcił siostrze kark i na pół żywą zaniósł do szałasu, a ponieważ obawiał się gniewu rodziców postanowił uciec do nieba. Poszedł na kraniec ziemi, gdzie wierzchołki drzew stykają się z niebem i bez trudu odnalazł przejście prowadzące do Górnego Świata. Tam nałożył narty i pomknął szlakiem niebieskim. Na drodze spotkał dwóch myśliwych, Szybkiego oraz Samochwałę, którzy tropili łoszę. Szybki poganiał Samochwałę, a ten, wskazując na kociołek przypięty u pasa, przechwalał się, że i tak pierwszy dogoni zwierzynę, zabije, ugotuje i zje. Mangi dołączył do myśliwych, a ponieważ był od nich silniejszy, szybko ich wyprzedził i już o północy dogonił łoszę. Naciągnął łuk i jedną strzałą powalił zwierzynę. Przestraszone łosiątko biegnące obok matki wpadło do otworu prowadzącego na ziemię. Przed świtem na miejsce zdarzenia przybyli Szybki z Samochwałą. Każdej nocy scena kosmicznego polowania rozgrywa się na nowo, także i dziś patrząc w niebo w jasną noc ujrzeć można polujących myśliwych. Uciekające łosiątko, to pierwsza gwiazda Wielkiej Niedźwiedzicy, cztery dalsze - to łosza, a gwiazdy środkowa i skrajna przedstawiają dwóch myśliwych, Szybkiego i Samochwałę, Mleczna Droga jest śladem nart Mangi, który pod postacią Oriona widnieje po prawej stronie sklepienia nieba. Wystrzelona przez Mangi strzała, lecąca w stronę łoszy, to trzy gwiazdy znajdujące się między Orionem a Wielką Niedźwiedzicą.

Mangi - kosmiczny niedźwiedź Ewenków, jeden z władców Dolnego Świata

czwartek, 13 maja 2010

CZAS PRÓBY - NARODZINY SZAMANA

Legenda Nganasanów

Zostałem szamanem jeszcze przed przyjściem na świat. Moją matkę, gdy była brzemienna poślubił we śnie Duch Ospy. Przebudziwszy się, opowiedziała najbliższym, iż jej przyszłe dziecko winno stać się z woli Ducha Ospy szamanem. Gdy dorastałem nawiedziły mnie choroby trwające trzy lata. Pod koniec trzeciego roku rodzina sądziła, że umrę, byłem bowiem nieprzytomny trzy dni. Nagle się ocknąłem. Nastąpiło moje wtajemniczenie.
Szaman odczuł wówczas, iż schodzi gdzieś w dół. Idąc po wodzie do środka morza usłyszał głos: "Ty otrzymasz dar od Władczyni Wody i twoje szamańskie imię brzmieć będzie Nur". Wyszedłszy z wody szaman poszedł wzdłuż brzegu i zobaczył leżącą na boku obnażoną kobietę. Była to Władczyni Wody.
Zacząłem ssać jej pierś, ona zaś patrząc na mnie powiedziała: "Oto jak pojawiło się moje dziecko, które ssie moją pierś".
Mąż Władczyni Wody, Główny Pan Podziemi powiedział szamanowi, iż winien obejść drogi wszystkich cierpień. Wyposażony w dwóch przewodników - pomocników, gronostaja i mysz, odbył długą podróż, w trakcie której doszedł do osady złożonej z siedmiu czumów.
Wszedłem do środka czumu i przestałem być sobą. Poznawałem w tym czasie wszystkich domowników. Były to istoty podziemia, ludzie wielkiej choroby (ospy). Wzięli moje serce i wrzucili je do kotła z wrzątkiem. W czumie spotkałem opiekuna mego obłąkania, w innym czumie znajdował się opiekun pomieszania zmysłów, w następnym opiekun głupoty..., a w dalszych czumach opiekunowie różnych złych, mniej ważnych, szamanów. Do wszystkich tych czumów zaglądałem, poznając tam drogi rozmaitych cierpień.
Droga szamańskiego adepta wiodła dalej, do krainy dziewięciu jezior, gdzie hartowano jego gardło i nos. Pośrodku jednego z jezior szaman dostrzegł wyspę, na której rosło wysokie drzewo, sięgające konarami nieba. Było to drzewo Pana Ziemi. Kiedy popatrzał w górę, dostrzegł na konarach drzewa wielu ludzi, reprezentujących różne plemiona.
Zwrócili się oni do szamana w takich słowach: "Twoim przeznaczeniem jest posiadanie bębna wykonanego z gałęzi tego drzewa."
Zorientowałem się, że lecę wraz z jeziornymi ptakami. Gdy zacząłem oddalać się od ziemi, opiekun drzewa krzyknął do mnie: "Oderwała się i opada moja gałązka... weź ją i zrób z niej bęben, a będzie ci służył przez całe życie." W tym momencie zauważyłem spadającą gałązkę i pochwyciłem ją w locie.
W dalszym etapie swej podróży szaman znalazł się nad bezkresnym morzem, nad którym gdzieniegdzie rosły drzewa i niska trawa. Tam też dostrzegł siedem płaskich skał, z których jedna pękła, gdy do niej podszedł. Wewnątrz ukazały się zęby podobne do niedźwiedzich, a z głębi skały zabrzmiały następujące słowa: "Oto ja, kamień przyciskający ziemię. Swoim ciężarem przygniatam ją, aby wiatr nie mógł jej podnieść."
Kolejno pękały inne skały prezentujące szamanowi swoje funkcje. Gronostaj i mysz poprowadzili dalej szamana na wysoką górę, wewnątrz której siedziały dwie kobiety pokryte sierścią i z rogami na głowach. Były to Władczynie reniferów. Jedna z nich, na jego oczach, urodziła dwa renifery, mówiąc, iż będą one jego zwierzętami ofiarnymi. Kobiety ofiarowały także szamanowi po jednym włosku ze swej sierści, nakazując, aby wykonał z nich odzież szamańską. Idąc dalej szaman zobaczył wysokie kamienie z otworami. W jednym z kamieni znajdował się nagi człowiek, rozpalający ognisko za pomocą miechów.
Z miechów wydobywał się taki szum, że moje uszy cudem trzymały się głowy. Nad ogniskiem stał nagi człowiek z rozstawionymi szeroko nogami. Nad ogniskiem wisiał wielki kocioł. Ujrzawszy mnie człowiek zapytał: "Któż to wszedł?", po czym wyciągnął zza pleców wielkie szczypce, pochwycił mnie nimi i przyciągnął do siebie. Nadeszła śmierć - pomyślałem. Człowiek oderwał moją głowę, a ciało rozszarpał na małe kawałki, które wrzucił do kotła. Tam moje ciało gotowało się przez trzy lata. "Trzeba będzie popracować nad jego głową, być może zostanie on wielkim szamanem" - powiedział człowiek. "Trzeba będzie wykuć nie złego, lecz dobrego szamana" - ciągnął dalej - po czym uderzył mnie kilka razy w głowę. Jednakże młot, którym zadawał mi razy miał otwór, przez który w pewnym momencie moja głowa wyskoczyła. Spoglądając na głowę, człowiek rozważał, w którym z kotłów ją umieścić. Zdecydował się w końcu na kocioł, w którym woda była najzimniejsza. "To jest kocioł zdrowego ciała" - powiedział, po czym zdjął kocioł z gotującym się ciałem szamana i przelał zawartość do innego naczynia. Gdy policzył oddzielone od kości mięśnie stwierdził, iż szaman ma trzy zbędne części ciała. "Ponieważ posiadasz trzy niepotrzebne ci części ciała" - powiedział - "będziesz miał także trzy szamańskie kostiumy", po czym dodał: "cały twój szpik kostny zmienił się w rzekę". Rzeczywiście, w pomieszczeniu, w którym się znajdowałem zobaczyłem rzekę, a w niej płynął mój szpik i kości. "Popatrz, jak twoje kości odpływają", powiedział człowiek i zaczął wyjmować je po kolei szczypcami. Kiedy wszystkie kości znajdowały się już na brzegu, złożył je, a one połączyły się z mięśniami. Moje ciało odzyskało pierwotny wygląd. Z boku pozostawała już tylko głowa, a raczej czaszka. Człowiek pokrył ją mięśniami i przytwierdził do tułowia.
Przedtem jednak wykonał kilka innych czynności: wyjął oczy szamana i na ich miejscu umieścił inne, przedziurawił jego uszy - mówiąc, że od tej pory szaman będzie mógł słyszeć i rozumieć nawet rozmowy roślin, wreszcie zrobił mu dziurkę w karku, dzięki czemu szaman będzie mógł słyszeć, nawet te rozmowy, które prowadzone będą poza nim. W takiej oto postaci szaman powrócił do swego rodzinnego czumu, lecz jego choroba trwała dalej. Jej przyczyną był brak serca, które nadal gotowało się w kotle. Szaman bardzo cierpiał, nawiedzały go złe duchy, często tracił przytomność...
W siódmym roku mojej choroby wyruszyłem nie wiedząc dokąd i po co. I oto ni to na jawie, ni to we śnie spotkałem człowieka, który wsunął mi przez usta wyrwane mi kiedyś serce. Ponieważ moje serce gotowało się tak długo, dzisiaj mogę szamanić bardzo długo, bez przerwy.