za Legendy spod Giewontu
W Białym Dunajcu żył chłop, który miał na imię Wojtek. Był to dobry człowiek, choć trochę dziwny, niezaradny, a niektórzy uważali go za trochę głupiego. Trzeba powiedzieć, że leniem nie był. W polu i w lesie pracował. Po jakimś czasie się ożenił z Jaśką z Murzasichla. Żył z babą w zgodzie, chociaż najłatwiejszego życia z nim nie miała. Wojtek sam nic nie potrafił zrobić, baba mówiła mu co i kiedy, a nawet jak ma robić. Jak miał drzewo rąbać, to musiała mu pokazać, jak się siekierę w ręku trzyma, jak przyszła pora na orkę, to baba zaprzęgała konia i najpierw sama orała, a potem chłop sam się brał do roboty. Za to pracował bardzo solidnie. Taki to już był Wojtek.
- To dobry chłop - mówiła sasiadkom, a że trochę niedorajda to trudno, a gorzołki nie pije, nie pyskuje jak wasze chłopy.
Wtedy sąsiadki milkły, bo z tych powodów nie miały łatwego życia.
Jaśka nie mogła znieść tylko jednego przyzwyczajenia swego chłopa, a mianowicie kichania. Przy każdej robocie Wojtek potwornie kichał. Baba na wszystkie sposoby chciała chłopa z tego kichania wyleczyć, parzyła mu zioła, a nawet leki kupowała na jarmarku. Nic nie skutkowało. W końcu spróbowała swego sposobu. Baba wiedziała, że Wojtek strasznie bał się śmierci. Pewnego dnia powiedziała do Wojtka:
- Pójdziesz do młyna po mąkę, tylko nie wolno ci kichać, bo umrzesz!
Wojtek zaczął lamentować, co to będzie jak umrze! Stoi Wojtek przed młynem i myśli;
- Jeśli wrócę bez mąki, to baba się będzie gniewać, a ja ze zmartwienia umrę, a jesli kichnę, to też umrę!
Postanowił jednak wszystko zrobić, by nie kichać, wszedł do młynarza i po chwili zaczął kichać. Wojtek zaczął ubolewać, że zaraz umrze. Chociaż był głupawy, to dobrze wiedział, że nikt na stojąco nie umiera, więc położył się pod świerkiem i pokrzykiwał:
- Umieram! Umieram!
Tymczasem do worka z mąką zbliżała sie świnia, która zaczęła mąkę jeść. Wojtek sądził, że to przyszła śmierć po niego. Z tego jęczenia Wojtek się zmęczył i usnął. Jego baba niecierpliwiła się, co to też Wojtkowi mogło się stać i zaczęła go szukać.
- Wstawaj Wojtek! zawołała baba
Wojtek otworzył jedno oko, potem drugie:
- To ja żyję - zwrócił sie do Jaśki.
Baba powiedziała do swego chłopa:
- Przyszła do mnie śmierć, która chciała cię zabrać za kichanie. Ostatni raz ci wybaczyła. Jeśli będziesz dalej kichał, to na pewno cię zabierze ze sobą.
- Jesli nie będę kichał, to będę żył? Pytał Wojtek swej baby
- Tak bedziesz żył bardzo długo. Odpowiedziała baba.
Wojtek szybko wstał. Baba mu wybaczyła, że świnia zjadła mąkę, ale była zadowolona, że chłopa z kichania wyleczyła. Od tej pory Wojtek nie kichał, a nawet samodzielnie pracował.
Opracowanie: Stanisław Kałamacki.
poniedziałek, 1 czerwca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz