wtorek, 2 czerwca 2009

ZŁOTA KACZKA

za WARSZAWSKIE LEGENDY


Żył raz sobie wśród zastępów wojska czwartackiego jeden wojak o duszy bardzo swawolnej, ale wielkiego serca. Wszędzie znajdował kompanów do dzbana i w każdej sytuacji miejsce do spania. Bałamucił białogłowy, wszędzie pozostawiał tuzin złamanych serc, nie troszczył się o dzień dzisiejszy i jutrzejszy. Ale oczywiście nie wszyscy mają to szczęście przez całe życie przejść jak motyl, w pewnej chwili karta się odwraca, gwiazda się przesuwa. Razu pewnego nasz wojak beztrosko przemierzając na skróty Rynek, pobrzękując szabelką u boku przywieszoną, znajome odgłosy w oddali usłyszał. Oczywiście mimo wszystko dając ciekawości upust kroki swoje skierował w sam środek karczmianego, znajomego hałasu, dymu i zapachu. Połaskotała go w gardle znana woń palonej gorzałki wszelakiej. Wkroczył w grono znanych kompanów, którzy to już od samego rana czcili uroczystość zaręczyn, i stąd też przed przybyszem pojawiło się od razu kilka napełnionych dzbanów. Szybko stanem upojenia do towarzyszy miał dołączyć. Kiedy to już tym i owym języki namoczone odpowiednio zostały, co poniektórzy już podśpiewywać poczęli albo im na opowiadanie baśni się zbierało. A krążyła wśród wszystkich jedna taka, z której tylko sam wojak miał śmiałość się podśmiewywać kiedy innym ona spokoju nie dawała. Podobno pod pałacem w podziemiach na Ordynackiej Królewna w Złotą Kaczkę zaklęta na odczarowanie czeka. Odczarowania ma dokonać prosty chłopak ze Starego Miasta wprzódy oczywiście groźną walkę ze strażnikiem diabłem stoczywszy. Znalazł się wśród towarzystwa taki, który podjudziwszy ambitnego młodzieńca, zakładem do nocnej wyprawy w podziemia go nakłonił. Honor żołnierski i odwaga wewnętrzna młodzieńca nie pozwalały mu na wycofanie się z zakładu, czego jednak nie zamierzał czynić. Dnia następnego, po zmroku, młodzieniec ruszył błotnistą, trudną do przebycia drogą do opuszczonego pałacu. Otuchy dodawał tylko wysoko i blado świecący księżyc, nieznacznie rozpraszając ciemności nocy. Kiedy już znalazł się wojak u wylotu lochu, zapalił niesioną ze sobą lampę, poprawił szabelkę, pistolet i wbrew pozorom, z trwożnym sercem wszedł do środka. Ząb o ząb począł mu dzwonić i nie wiadomo czy ze strachu, czy faktycznie panującego chłodu. A strach mógł każdego obejść, bo w korytarzu podziemi panowało takie echo, iż nawet najsłabszy oddech jaki wydobył się z piersi junaka, tworzył olbrzymi hałas. W labiryncie korytarzy i wyżłobionych nisz skalnych błądził nasz bohater i powoli począł tracić nadzieję, iż światło dzienne jeszcze kiedyś ujrzy. Panująca atmosfera i efekt echa stwarzały wrażenie, iż w każdym z wyłomów uwięziona została grzeszna dusza. Nic to jednak, zapalczywość bowiem była w nim tak wielka, że gdyby mu sił zabrakło, szedłby na kolanach. Niedługo o tym myślał, bo poczęły drogę mu zastępować jakieś stwory i strachy, które z czasem stawały się bardziej ohydne. Sam ich widok, nie mówiąc o dotyku, o zwrot spożytego jadła prowadził. Ale oto nagle jego oczom ukazał się widok przecudny. Wielka grota kryształem lśniąca i zimna a na środku jeziorko małe z przeźroczystą wodą i cel wyprawy młodzieńca - Złota Kaczka. Blask, jaki bił od Kaczki oślepił wojaka - i nie dziwota - bo nie tylko na dziwnie długiej kaczej szyi i nogach pełno drogiej biżuterii wisiało, ale również każde pióro brylantem było ozdobione. Nogi mu się również lekko ugięły, gdy usłyszał dźwięczny głos cennego ptaka. Dźwięczny, ale i wielce rzewny, bo oto tłumacząc jak to strasznego diabelskiego czaru się pozbyć, łzy niewieście, wielkie roniła. Zadanie bardzo trudne się jednak nie okazało, bo wydanie stu dukatów na hulanki, swawole i przyjemności to żywot codzienny młodego Czwartaka. Z wielką pewnością sakiewkę do kieszeni wepchnął i do wykonania zadania z tym większą ochotą i chęcią się zabrać zamierzał. Trudno mu jednak piękną Kaczkę opuszczać przychodziło, wzdychać bowiem poczęła jak zresztą każda Panna, do czego jednak młodzian był przyzwyczajony. Do wyjścia jakoś łatwo drogę odnalazł. Tak jak przypuszczał, ranek już panował i na niedzielną mszę dzwoniono. Zaplanował i wykonał. Wszystkie bowiem pieniądze za dnia wydał na zabawę wraz z kompanami i popijanie wszystkiego, co karczmarz w komórce chomikował. Z przekonaniem, iż pieniądze wszystkie już wydał, wybrał się młodzieniec w drogę powrotną do podziemnej pieczary. Zapomniał jednak o starym, wytartym groszu, który gdzieś w kieszeni się zawieruszył, a wykonanie zadania dla odczarowania Królewny wyraźnie mówiło, iż wydatek na przyjemności w wysokości stu dukatów miał być wykonany "co do grosza". Idąc w pełni zadowolony z siebie, napotkał na drodze w łachmany odzianego starca. Od razu ręka sama mu do kieszeni sięgnęła, po właśnie ten nieszczęsny pieniądz. Serce dzielnego wojaka okazało się większe od bohaterskiej duszy. Cóż bowiem winien ten stary ślepiec, że teraz z dawnej siły i młodości pozostało mu jedynie stare, zeschłe ciało zależne od dobrej woli ludzi. Wcisnął więc grosz w dłoń żebraka, a tkwiący mu ciągle przed oczami obraz Złotej Kaczki i bogactwa nagle znikł. Nie poszedł już więc dzielny wojak do lochów na Ordynackiej, wiedział bowiem, iż nic nie pozostało po kryształowej grocie i Kaczce - Księżniczce. Kroki swoje skierował bowiem do pobliskiego Kościoła Świętego Krzyża i przed spowiednikiem swoje grzechy i zdarzenia wyznał. Ale oczywiście jego grzechy nijak się miały do uczynku, jaki względem żebraka uczynił.

"Morał z tego - sami wiecie, źle jest żebrakom na świecie".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz