za Gildia miłośników fantastyki (http://www.fantasy.dmkhost.net/)
Zdarzenie to miało miejsce w murach zamczyska Sobień dawno temu, bo na długo przed pierwszą wojną światową.
W Tyrawie Wołoskiej miało odbyć się wesele. Znani ze swej dobrej muzyki weselnej, muzykanci z Fuzel zostali wynajęci na tę okazję. Wyszli około południa z domu, oczywiście szli pieszo więc musieli wcześniej wyjść aby zdążyć. Słońce było jeszcze wysoko na niebie, gdy dotarli do Sobienia. Zmęczeni upałem letnim, postanowili usiąść w cieniach zamku i odpocząć. Resztę trasy zamierzali przejść nocą. Promienie zachodzącego słońca przedzierały się przez gęste gałęzie drzew oświetlając tajemnicze mury zamczyska. Było cicho. Wokół słychać tylko świergot ptaków i szum drzew.
Nagle, gdzieś zza murów zamczyska wyszedł elegancko ubrany młody panicz. Skierował swe kroki w stronę muzykantów. Powitał ich i zapytał o przyczynę pobytu na Sobieniu. Dowiedziawszy się wszystkiego, zaproponował aby zechcieli zagrać dziś wieczorem w tym że zamku na balu. Obiecał tez dobrą zapłatę. Muzykanci byli nieco zdziwieni, bo przecież ten zamek to ruina, lecz obietnica dobrego zarobku kusiła ich. Więc przyjęli zaproszenie. Panicz zaprowadził ich przez piękny dziedziniec do jeszcze piękniejszej Sali balowej, w której byli już pierwsi goście
Zabrzmiały pierwsze takty muzyki, nieśmiałej, bo muzykanci na takich balach nie grywali, ale powoli w miarę, jak przybywało gości, muzyka ich stawała się śmielsza , pełniejsza. Panwie po każdym tańcu (co było w zwyczaju) do basów wrzucali złote monety. Cieszyli się muzykanci, że trafiła się taka okazja dodatkowego zarobku, i to w złocie. Grali i grali bez ustanku całą noc. Bo nawet i goście w tańcach nie ustawali i chociaż te trwały od wielu godzin po gościach nie widać było zmęczenia
Wraz z pierwszym pianiem koguta tańczące pary powoli wychodziły z Sali. Z dziedzińca dochodził odgłos odjeżdżania powozów i koni. Sala balowa opustoszała. Pierwsze promienie słońca przebiegły przez okna zamku. Nagle okazało się że sala balowa zniknęła, zostały tylko mury bez drzwi i okien, a dzieciniec wczoraj piękny-dziś pełen polnych kwiatów, chwastów, krzaków, głogów. Zamiast posadzki mieli gróz z sypiących się murów.
Zaskoczeni tą nagłą zmiana muzykanci nie wiedzieli co zrobić, co to za dziwy, czy to jawa czy sen. Nagle przypomnieli sobie że basista ma w basach złote monety. Basy były bardzo ciężkie. Wysypali więc wszystko co w nich jest, i okazało się że to nie monety lecz białe kamyczki. Strach ich obleciał. Czym prędzej pozbierali instrumenty i prawie biegiem udali się w kierunku Tyrawy Wołoskiej, aby jak najdalej od Sobienia. Dowiedzieli się potem że zamek spłoną akurat gdy trwał bal. Domyślili się więc, że grali na balu duchów...
wtorek, 19 maja 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz