niedziela, 17 maja 2009

SIR BORYS

za Gildia miłośników fantastyki (http://www.fantasy.dmkhost.net/)

Ze stu pięćdziesięciu rycerzy, którzy wyruszyli na poszukiwanie świętego Graala tylko trzem udało się go spotkać. A byli to: sir Bors, sir Perceval i sir Galahad. Wcześniej musieli przejść przerażające próby. Tylko sir Bors powrócił do Camelotu i opowiedział wszystko królowi.
Sir Bors był młodym rycerzem i szlachetnym człowiekiem. Wiedział, że musi mieć czyste sumienie aby odnaleźć świętego Graala, dlatego zanim wyruszył, poszedł do spowiedzi. Złożył przed kapłanem przysięgę, że nie pokocha żadnej kobiety, dopóki nie odnajdzie świętego Graala. Próby zaczęły się bezpośrednio po jego wyjeździe.
Jadąc przez las natknął się na dwóch rycerzy, którzy przywiązali trzeciego, nagiego do końskiego grzbietu i chłostali kolczastymi gałęziami. Bors ze zgrozą zorientowała się, że ofiarą jest jego brat Lionel. Chciał ruszyć mu na ratunek, ale zanim spiął konia, usłyszał rozpaczliwy krzyk kobiety. Zobaczył, że jakiś mężczyzna ciągnie ją w krzaki. Bors był w rozterce. Nie wyobrażał sobie, że mógłby odwrócić się plecami do brata w potrzebie, lecz z drugiej strony jako rycerz przysięgał bronić kobiet i dzieci. Wreszcie poprosił Pana Jezusa o opiekę nad bratem i pognał w krzaki na odsiecz damie.
Szybko przepędził napastnika, ale gdy wrócił na ścieżkę, było już za późno. Lionel leżał martwy, a jego oprawcy zniknęli. Udręczony poczuciem winy rycerz wsadził ciało na siodło i zawiózł do zrujnowanej kaplicy. Tam położył zwłoki na kamiennym katafalku i zaczął przygotowywać się do kopania grobu.
Zanim zdążył coś zrobić, zjawił się mnich i powiedział mu, że niedaleko jest zamek, a w nim dama, która od dawna go kocha. Poprzysięgała, ze umrze, jeśli nie odwzajemni jej uczucia.
Mnich ostrzegł go jednak, że jeśli to zrobi, ściągnie śmierć na swego wuja Lancelota.
Rycerz był przerażony albowiem bardzo kochał swego wuja.
Starał się więc trzymać jak najdalej od zamku, ale jakimś cudem znalazł się tam. Zobaczył wysoką wieże, na której tłum rycerzy i dam oddawał się beztroskiej zabawie. Jak zaczarowany wszedł do środka. Powitano go z wielkimi honorami i na ramiona zarzucono płaszcz obramowany gronostajami.
Natychmiast zapomniał o śmierci brata, zupełnie, jakby się nigdy nie wydarzyła. Wówczas ku niemu wyszła z tłumu najpiękniejsza kobietą jaką widział w życiu
- Jestem panią tego zamku i kocham Cię, sir Borsie - powiedziała.
Słysząc te słowa i patrząc na jej cudowną twarz znów poczuł się niepewny. Pomyślał o Lionelu. I słowa pustelnika mówiące o zagrożeniu dla sir Lancelota. Nade wszystko jednak nie mógł zapomnieć o przysiędze, jaką złożył przed wyruszeniem na wyprawę.
- Pani, nie mogę Cię pokochać - wyszeptał. - Jesteś olśniewająco piękna, ale wybacz mi. Przysięgałem, że nie pokocham żadnej kobiety, dopóki nie odnajdę świętego Graala.
Po tych słowach zaczęła go jeszcze bardziej błagać.
- Jeśli mi odmówisz, rzucę się z zamkowej wieży. - zagroziła. - Co więcej, pociągnę za sobą dwanaście moich dwórek. Z pewnością szlachetny rycerz nie chciałby być odpowiedzialny za taką tragedię?
Widać było, że mówi poważnie, bo przywołała swoje damy i wstępowała z nimi po kamiennych stopniach. Ze szczytu wieży dwórki zaczęły wołać do Borsa, aby ocalił ich panią.
- Wystarczy, że ją pokochasz - krzyczały. - Błagamy Cię dobry rycerzu. Czy to tak trudno zrobić?
Nieszczęsny sir Bors zamknął oczy i począł się modlić. Wiedział, że nie może złamać przysięgi. Wiedział również, ze nie może być odpowiedzialny za to, co inni chcą zrobić ze swoim życiem.
Czuł się jednak paskudnie, zwłaszcza, że zobaczył kobiety samobójcza skaczące jedna za drugą. Przeżegnał się, a kiedy to zrobił, usłyszał wokół siebie straszliwe wrzaski i wycia. W tym samym momencie zniknęły, wieża, dam, dwórki, jakby rozpłynęły się w powietrzu. Bors był w kaplicy przy ciele brata, ale i ten obraz zaczął zanikać. Został sam w lesie, wokół panowała cisza i spokój. Czyżby ten koszmar mu się tylko śnił?
Nagle do uszu rycerza dobiegł odgłos dzwonu wzywającego na nieszpory, wsiadł na koń i udał się w stronę, z której dobiegał dźwięk, aż przybył do klasztoru. Zastukał do furty i poprosił o rozmowę z opatem i spowiedź.
Kiedy opat poznał przygody rycerza, zadziwił się, że tak młody człowiek może mieć tak silną wiarę. Wszystko bowiem, czego ostatnio doświadczył było jedynie próbą.
- Były to sztuki diabelskie, które miały doprowadzić cię szlachetny panie, do rozpaczy i zachwiania w wierze. Jesteś bowiem wolny od grzechu i należysz do wybrańców, którzy ujrzą Świętego Graala - rzekł opat.
Bors rozpłakał się z radości i cała noc spędził na modlitwie, dziękując Bogu za otrzymane łaski. Nazajutrz udał się w dalszą drogę.
Około południa przybył Bors nad jezioro w lesie i tam zobaczył śpiącego na murawie Lionela. Krzyknął radośnie i zeskoczył z konia, aby przywitać się z bratem. Lionel żył. Ciało, które widział Bors poprzedniego dnia było tylko iluzją.
Lionel nie podzielał radości brata. Gdy tylko się zbudził, powiedział.
- Widziałeś mnie chłostanego rózgami przez nieprzyjaciół, a mimo to pognałeś na odsiecz niewieście. Trzymaj się z dala ode mnie lub zaczekaj, aż włożę zbroję, wtedy odpłacę ci za zdradę!
Bors ukląkł i zaczął błagać.
- Bóg mi świadkiem, że nie uczyniłem tego ze złej woli - rzekł - szatan mnie omamił.
Lionel nie chciał jednak tego słuchać. Nie wzruszyły go nawet zapewnienia o straszliwym poczuciu winy, jakie dręczyły Borsa, po tym zdarzeniu i o bólu, jaki mu sprawił widok zwłok brata, chociaż było to widziadło nasłane przez szatana.
- Klnę się na krzyż - wołał Lionel - musisz zginąć! Jesteś bowiem zdrajcą i nikczemnym psem oraz zakałą naszego rodu. Jeżeli ważysz się stanąć przeciw mnie, siadaj na koń, bo w przeciwnym razie ubiję cię na miejscu. Na mnie spadnie hańba, na ciebie zaś wina, bowiem hańbę biorę na siebie.
Bors zrozumiał, że albo musi walczyć przeciw bratu albo i tak umrzeć z jego ręki. Nie wiedział, co ma czynić, ponieważ Lionel był starszy i Bors zawsze go szanował. Błagał brata, aby wspomniał na serdeczność jaka ich dotychczas łączyła. Lecz szatan całkowicie opętał Lionela. Toteż gdy ujrzał, że Bors nie chce walczyć, dobył miecza i zadał bratu cios aż ten zemdlał. Po czym zdarł mu hełm i rodowy naszyjnik, aby odrąbać mu głowę.
Wtem przejeżdżające nieopodal rycerz Okrągłego Stołu, pan Colgrevance, zobaczył Lionel stojącego z obnażonym mieczem nad bratem i zawołał
- Na Boga! Czemu chcesz zamordować brata?!
- Nie wtrącaj się miedzy nas - warknął Lionel - w przeciwnym razie zabiję najpierw ciebie a potem jego.
- Dobrze, jeśli mnie zabijesz, będzie to mniejszy grzech.
- Zgoda, będę się najpierw potykał z tobą, a potem zabiję jego.
Rycerze ruszyli przeciwko sobie. Szczęk broni obudził Borsa, który gdy zorientował się w sytuacji, natychmiast chwycił za bron i skoczył między walczących, aby ich rozdzielić. W tej samej chwili, Lionek zdał Colgrevansowi śmiertelny cios. Bors skoczył na siodło, chwycił lancę i natarł na brata, choć łzy płynęły mu z oczu.
- Bóg patrzy w moje serce, nigdy nie podniósłbym ręki przeciw tobie, gdybyś nie zabił naszego drogiego druha Colgrevansa. Wiesz dobrze Lionelu, że nie lękam się żadnego męża na świecie, natomiast grzechu obawiam się wielce, ale albo ty zabijesz mnie albo ja ciebie.
Wtem usłyszał głos, który wołał:
- Uciekaj Borsie na wybrzeże.
I powstał ognisty podmuch, który ich rozdzielił a tarcze ich spłonęły na węgiel, oni zaś spadli z koni w omdleniu. Kiedy Bors odzyskał przytomność, ponownie usłyszał głos.
- Uciekaj na wybrzeże, tam czeka na ciebie Perceval.
Bors przeżegnał się i złożył Bogu dzięki.
Jechał cały dzień i całą noc, aż przybył na wybrzeże. Ujrzał tam biały statek stojący u przystani. Wszedł na pokłada okręt sam obrócił się dziobem ku morzu. Wkrótce się ściemniło i rycerz ułożył się do snu.
Rankiem zobaczył Percevala śpiącego na pokładzie.
Uściskali się i zaczęli opowiadać sobie swoje przygody i pokusy jakimi byli poddawani. Statek zaś swobodnie żeglował jakby prowadzony ręką Boga.
Żeglowali bardzo długo. Po wielu przygodach dołączył do nich sir Galahad.
Podróż upłynęła rycerzom na modlitwie, ponieważ wraz z przybyciem Galahada na statku pojawił się Święty Graal.
Pan Galahad błagał Boga aby ten zesłał mu śmierć doczesną w chwili, gdy o nią poprosi. Głos odpowiedział mu: „Galahadzie, modlitwa twoja została wysłuchana. Gdy wezwiesz mnie, ześle na twoje ciało śmierć, a duszę wezmę do siebie”
Wtedy Perceval i Bors zapytali:
- Bracie, dlaczego o to prosiłeś?
- Serce moje usycha z tęsknoty do naszego Pana - odpowiedział Galahad.
Pewnego poranka, gdy zbudzili się, zobaczyli przed sobą święte miasto Arras leżące na wybrzeżach Mezopotamii. Wysiedli na brzeg, a cała ludność Arras wybiegła im na spotkanie. Święty Graal „szedł” przed rycerzami, ale nikt nie widział, kto go niesie. Cały lud szedł za nimi, śpiewając nabożne pieśni.
Lud Arras wkrótce obrał Galahada królem, bo nie było władcy w tym kraju. Co dzień jednak Galahad wraz z towarzyszami udawał się do kościoła i modlił przed Świętym Graalem.
W rocznicę koronacji Galahada ujrzeli w kościele jakiegoś biskupa klęczącego przed kielichem. Wokół niego były zastępy aniołów. Biskup odprawiał mszę na cześć święta Matki Bożej.
Gdy podniósł hostię, Galahad zaczął drżeć. Jego doczesne ciało czuło, że zbliża się godzina śmierci. Podniósł ramiona ku niebu i zawołał:
- Panie, jeśli nie jest to sprzeczne z twoją wolą, zabierz mnie teraz do Twego Królestwa.
- Synu - zapytał biskup - czy poznajesz mnie?
Galahad odparł: - Tak.
Wtedy biskup powiedział: - Jam jest Józef z Arymatei, którego nasz Pan posłał, by ciebie zabrać.
Po czym Józef udzielił Galahadowi Najświętszego Sakramentu. On zaś podszedł do swoich druhów i pożegnał się z nimi. Percevalowi powiedział:
- Nim upłynie rok spotkamy się w królestwie Ojca.
Do Borsa zaś rzekł:
- Bracie, kiedy powrócisz do Anglii, pozdrów ode mnie pana Lancelota i proś by pamiętał, jak zmienny jest ten świat i powiedz, że każdego dnia tęskniłem za nim i modliłem się o to, aby dostąpił szęścia w niebiesie.
Potem ukląkł przed Graalem, a dusze jego wyleciała przez usta pod postacią niemowlęcia, a Józef z Arymatei zaniósł je w ramionach do nieba.
Następnie Perceval i Bors ujrzeli rękę, która ukazała się z góry i ujęła Graala. Nigdy więcej żadne oko ludzkie nie widziało żadnej boskiej tajemnicy.
Doczesne szczątki Galahada pochowane zostały w Arras. Perceval udał się w szatach pustelnika na pustkowie. Towarzyszył mu Bors, ale w szatach rycerskich, bowiem wolą Najwyższego było, aby powrócił do Anglii. Zgodnie z przepowiednia Perceval umarł nim minął rok. Borys pochował go obok Galahada. Następnie opuścił Arras i udał się w powrotną drogę do Camelotu.
Na zamku radość była wielka, wszyscy bowiem sądzili, że nie żyje. Opowiadał swoje przygody i wszystko o Galahadzie, Percevalu i Świętym Graalu. Król Artur wezwał kronikarzy, a oni spisywali każde słowo płynące z ust rycerza w wielkiej księdze, która przechowywano w zakrystii Canterbury przez setki lat.
Z sir Lancelotem rozmawiał na osobności.
- Galahad, który był waszym jedynym synem prosił mnie, abym przypomniał wam o niepewności tego świata. Codziennie modlił się też, abyście mogli spotkać się w Królestwie Niebieskim.
Lancelot bardzo wzruszył się słowami Borsa i obiecał sobie w duchu cnotliwe życie, jednakże już po trzech tygodniach popadł w dawny grzech z królową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz