poniedziałek, 18 maja 2009

HANUAUTE

za Gildia miłośników fantastyki (http://www.fantasy.dmkhost.net/)

Minęło wiele zim i wiele Wielkich Słońc upłynęło od chwili, gdy w górskiej wiosce żyło potężne plemię Iwaho. Kobiety z tego plemienia były niezwykle piękne, a mężczyźni silni i twardzi jak skały ich otaczające. Wojownik, aby otrzymać imię, musiał sam ubić niedźwiedzia i z jego skóry zrobić sobie ubranie. Na głowie zaś nosić miał skalp bizoni z oszlifowanymi rogami, które otrzymywali od plemion równinnych w zamian za sól i żółty metal ozdobny.
Wodzem plemienia był powszechnie szanowany Soomakh. Mając dziewięć Wielkich Słońc, gołymi rękami udusił górskiego niedźwiedzia, więc jako młody wojownik został wodzem i pojął za żonę piękną Ujanoh.
Wielki Duch był łaskawy dla tipi wodza i urodziła mu się córeczka Hanuaute.
Jej uroda przyćmiewała piękno zachodzącego słońca i blask gwiazd na nocnym niebie. Dlatego też szybko po świecie rozniosła się wieść o urodziwej córce wodza, najmężniejsi wojownicy zjeżdżali do Iwaho, by ją ujrzeć. Żaden potem nie chciał wracać.
Soomakh tymczasem starzał się coraz bardziej, tracił siły, pragnął więc doczekać się wnuka, któremu mógłby przekazać swoją wiedzę i umiejętności oraz uczynić go wodzem.
Jednak Hanuaute, z powodu swojej urody, stała się dumna i kapryśna. Odtrącała każdego wojownika, który starał się o jej rękę.
Podziwiała swoje odbicie w tafli jeziora i szeptała:
- Kocham cię, Ciemna Wodo, ty mi pokazujesz moją piękną twarz, którą uwielbiam nade wszystko. Czego mi do szczęścia potrzeba?
Gdy zaś woda zamarzała, Hanuaute siedziała wciąż smutna w namiocie i nikogo nie wpuszczała. Z nastaniem wiosny jednak, ożywiała się i biegła nad wodę, dziękując słońcu, że roztopiło lód.
Dniami i nocami nie pokazywała się w wiosce, cieszyła się swoim odbiciem, a żywiła upolowaną przez siebie zwierzyną.
Tymczasem zniechęceni wodzowie, powracali do swoich plemion.
Stary Soomakh rozgniewał się w końcu na jedyną córkę, zwołał radę starców, na która sprowadzono zarozumiałą dziewczynę.
Na wielkim placu zasiedli wodzowie o włosach białych jak kora brzozowa, a okryci skórami niedźwiedzimi i w olbrzymich rogach bawolich wyglądali dumnie i strasznie.
Cała wioska ucichła, wszystkim udzielił się poważny nastrój. Przed czarownikiem leżała czaszka bizona z czerwono barwionymi rogami. Zdawało się, że z jego ponurej twarzy można już było wyczytać straszny wyrok.
Gdy rozległ się głos bębna, wprowadzono Hanuaute. Stanęła dumna, nie ukazując jakichkolwiek emocji.
Wśród ciszy zabrzmiał głos czarownika:
- Zaklinam cię, Hanuaute, na zanurzone w krwi rogi bizona, na ogień, który wszystko niszczy, a zostawia popiół szary niczym pył w czarnych górach.
Zaklinam cię i nakazuję, byś poślubiła pierwszego wojownika, który zjawi się przed twoim namiotem i zaśpiewa pieśń weselną.
Żąda tego rada wodzów. Jeśli sprzeciwisz się naszej woli, zginiesz między skałami, a ciało twe rozszarpią sępy.
- O, wy starzy wodzowie!- zaśmiała się głośno dziewczyna bez lęku – widocznie lata starości przysłoniły oczy wasze, że żądacie ode mnie rzeczy, której nigdy nie będzie.
Zwróciła się do czarownika:
- Powiedz mi, czyż nie jestem taka piękna, jak mówi mi o tym woda jeziora? Powiedz mi i ty, ojcze, czy moja uroda nie jest tak wielka, że zmusza ptaki do śpiewu?
- Piękna jesteś, Hanuaute – odrzekli wodzowie.
- Skoro więc jestem piękna, to nie mogę zostać żoną żadnego wojownika, zaczekam, aż przyjdzie po mnie sam Nanabosho i jego żoną zostanę. On tylko, Duch Lasów, jest tego godny.
W chwili, gdy to powiedziała, płomień buchnął w górę, a z nieba z krzykiem spadł ogromny czarny sęp i porwał zuchwałą dziewczynę w swe szpony.
Nim ktokolwiek zdołał zrozumieć, co się stało, sęp leciał już wysoko, wysoko, aż zniknął z oczu przerażonym ludziom.
Po chwili wszyscy mieszkańcy wioski rzucili się w stronę jeziora, nad którym przebywała zawsze Hanuaute.
Wysoko nad taflą jeziora unosił się czarny sęp z dziewczyną w szponach. Wtem ozwał się skądś groźny głos:
- Ludzie Iwaho! Ukarałem Hanuaute za jej pychę i głupotę! Będzie odtąd trwać na dnie jeziora, aż nie przybędzie człowiek o białej twarzy, który rozsadzi skały i spuści wody. Wtedy Hanuaute przejdzie do Krainy Spokoju. A was ostrzegam, byście omijali to miejsce, bo Hanuaute, jako zła władczyni jeziora, będzie się mścić na każdym żyjącym człowieku. Zapamiętajcie słowa Nanabosho!
Gdy głos umilkł wszyscy ujrzeli ciało Hanuaute spadające do wody. Powstały fale, zagrzmiało jezioro, ale po chwili tafla się wyrównała a jezioro uspokoiło. Woda pociemniała i zmętniała.
Ludzie długo jeszcze stali i spoglądali w otchłań jeziora, aż odezwał się czarownik:
- Odejdźmy stąd. Dziewczyna została ukarana. Oby nigdy więcej nie było w Iwaho takich kobiet. Wielki Duch zabrał nam ją, bo tak chciał. To jezioro będzie się nazywać odtąd Hanuaute...
Niedługo potem plemię zwinęło swoje namioty i opuściło góry. Żaden wojownik z tego plemienia nie stanął już nad brzegiem jeziora.

Od tamtej chwili Hanuaute mści się na każdym człowieku i żyjącym stworzeniu, które chce zanurzyć się w chłodnej wodzie jeziora. A po stronie najniższego brzegu, leżą kości obdarte z ciała przez sępy. To ofiary Hanuaute.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz