piątek, 22 maja 2009

DUCH NARZECZONEJ

Legenda Algonquinów

Był sobie raz młody wojownik, którego narzeczona umarła w przededniu ślubu. Chociaż wyróżniał się spośród innych dzielnością i dobrocią, śmierć spowodowała, że młody człowiek ciągle był niepocieszony.
Nie mógł jeść ani spać. Zamiast polować z innymi, cały czas spędzał przy grobie narzeczonej, wpatrując się w powietrze.
Jednakże, pewnego dnia przypadkowo podsłuchał jakichś starszych ludzi rozmawiających o ścieżce do świata duchów. Słuchał uważnie, zapamiętując najdrobniejsze szczegóły wiodącej tam drogi. Dowiedział się, że świat duchów jest daleko na południu. Natychmiast wyruszył w podróż. Po dwóch tygodniach, nadal nie zauważył żadnej zmiany w krajobrazie wskazującej na bliskość świata duchów.
Po jakimś czasie wyszedł z lasu i ujrzał najpiękniejszą równinę, jaką kiedykolwiek widział. W pewnej odległości stała mała chatka, w której mieszkał pradawny, mądry człowiek. Młodzieniec zapytał go, w którą stronę powinien się udać.
Stary wiedział dokładnie, kim był wojownik i kogo szukał. Powiedział chłopcu, że jego narzeczona przeszła tędy zaledwie dzień wcześniej. Aby za nią podążyć, wojownik musi opuścić swoje ciało i jako duch kontynuować podróż. Sam świat duchów jest wyspą na dużym jeziorze, do której można się dostać jedynie kanu cumującym nad brzegiem jeziora. Jednakże, stary ostrzegł go, by nie rozmawiał z narzeczoną do chwili, aż oboje nie znajdą się bezpiecznie na wyspie duchów.
Po chwili starzec rozpoczął śpiewną recytację jakiś magicznych wersetów i wojownik poczuł, jak jego duch opuszcza ciało. Potem duch wojownika poszedł wzdłuż brzegu, aż zobaczył kanu z brzozowej kory. Nie dalej jak o rzut kamieniem, do swego własnego kanu wchodziła jego narzeczona. Gdy przemierzał wody jeziora spoglądał na nią i widział, że naśladowała każdy jego ruch. Czemu nie podróżowali razem? Ano dlatego, że do świata duchów można wejść tylko pojedynczo, by zostać tam osądzonym za swe indywidualne zasługi.
Gdy byli w połowie drogi rozpętała się burza. Było straszniejsza, niż jakakolwiek wcześniej. Niektóre duchy zostały uniesione przez burzę gdzieś daleko. A były to te, które za życia źle postępowały. Jako, że zarówno wojownik i jego narzeczona byli dobrzy, przetrwali burzę bez uszczerbku. Wkrótce woda zrobiła się gładka jak szkło, a niebo stało się bezchmurne.
Wyspa błogosławionych była pięknym miejscem, gdzie zawsze była wiosna, kwiaty kwitły, niebo było bezchmurne, i nigdy nie było ani zbyt ciepło ani zbyt zimno. Na brzegu młodzieniec podszedł do ukochanej i chwycił ją za rękę. Nie przeszli razem nawet dziesięciu kroków, gdy usłyszeli przemawiający do nich miły głos. To Pan Życia mówił do nich.
Powiedział im, że młody wojownik musi wrócić skąd przyszedł. Że jego czas jeszcze nie nadszedł i ostrożnie, po swych śladach musi cofnąć się do ciała, wejść w nie i powrócić do domu. Wojownik tak uczynił i z czasem został wielkim wodzem, szczęśliwym, bo został zapewniony, że kiedyś raz jeszcze spotka swoją ukochaną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz