niedziela, 17 maja 2009

WYSPY SZCZĘŚLIWE

za Gildia miłośników fantastyki (http://www.fantasy.dmkhost.net/)

Bran, syn Febala, słynny był ze swych zamiłowań podróżniczych. Pewnego dnia napotkał piękną kobietę, która opowiedziała mu o Wyspach Szczęśliwych:
- Wewnątrz wyspy, na wyścielonej srebrem równinie, toczą się nieustające igrzyska, gonitwy rydwanów lub wyścigi łodzi. Rydwany są ze złota, srebra lub brązu, a konie bądź złociste, bądź błękitne jak niebo. W powietrzu rozbrzmiewają czarowne tony muzyki, a wszystko wokół lśni cudownymi barwami. Na omywanym morskimi falami brzegu odkładają się migotliwe kryształy. Nie ma tu choroby ani śmierci, smutku ani niedoli, gniewu ani rozpaczy. Wszystko przenika wszechogarniająca radość. A nad wyspą o świcie staje bóg słońca i oświetla ziemie ścielące się u jego stóp. Jasnowłosy bóg jedzie nad białą równiną, na której skraju szumi morze, i zabarwia kolorem krwi fale morskie.
Zafascynowany opowieścią, Bran wyruszył na morze w towarzystwie dwudziestu siedmiu towarzyszy. Po dwóch dobach podróży na zachód ujrzał mężczyznę pędzącego na rydwanie ponad morskimi falami. Był to bóg Manannan, syn Lera, rycerz morskich odmętów. Śpiewał on pieśń o krainie zaświatów, którą przemierzał. Bran popłynął morzem, widział wokół siebie spienione fale i miotające się ryby. W pieśni Manannana morze jest łąką, równiną skąpaną w kwiatach. To co dla Brana jest falami - dla boga jest kwitnącymi krzewami i sadem okrytym kwieciem. Miotające się w falach łososie - to baraszkujące cielęta i jagnięta.
Kiedy po licznych przygodach Bran dopłynął wreszcie do Ziemi Kobiet, paraliżujący lęk uniemożliwił mu lądowanie. Wtedy królowa wyspy rzuciła mu z brzegu nić, która przylgnąwszy do jego dłoni przyciągnęła go do brzegu. Na wyspie czekał na Brana i jego towarzyszy wspaniały pałac, suto zastawione stoły i pięknie zasłane łoża, a w każdym z nich żona dla przybyłego gościa. Bran i jego towarzysze zasiedli do stołu, gdzie czarodziejskim sposobem nic nie ubywało z potraw, jakie spożywali. Na ucztach, turniejach, gonitwach i wszelkich rozkoszach upływał Banowi czas pobytu na wyspie.
Po roku nadeszła pora powrotu. Przynajmniej Bran i jego ludzie sądzili, że rok minął od ich wyjazdu. Kiedy bowiem przybyli do brzegów Irlandii, zgromadzeni na brzegu zapytali go, kim jest on i jego załoga. "Jestem Bran, syn Febala"- odkrzyknął im. "Nie znamy go - zawołali w odpowiedzi - ale podróż Brana jest jedną z naszych starych opowieści". Wtedy jeden z członków załogi wyskoczył na brzeg i rozsypał się nagle w proch, jak gdyby od wieków przeleżał w grobie. Nie wysiadając z łodzi, Bran opowiedział swe przygody zebranemu ludowi i pożegnawszy się pożeglował z powrotem na zachód. Milczenie okrywa dalsze jego dzieje. Zapewne powrócił na Wyspy Szczęśliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz