piątek, 22 maja 2009

HISTORIA KUROPATWY I JEGO CUDOWNEGO WIGWAMU

Legenda Algonquinów

Pewnego razu Indianin przemierzał las, gdy usłyszał w oddali dźwięk kroków. Zaczął więc szukać ludzi, którzy dźwięk ten wydali. Cały tydzień minął zanim do nich dotarł. Okazało się, że to mężczyzna i jego żona tańczyli wokół drzewa, w którego koronie siedział szop pracz. Tańcząc, oboje wydeptali wokół drzewa rów, który sięgał im aż do pasa. Gdy Indianin spytał po co to robią, odpowiedzieli, że są głodni, i tańcząc chcą obalić drzewo, by złapać szopa.
Wtedy Indianin powiedział, "Przecież istnieje lepszy i łatwiejszy sposób obalenia drzewa, który niedawno zaczęto stosować." Gdy spytali co to za sposób, Indianin pokazał im jak ściąć drzewo, ale zastrzegł, że skoro zdobyli umiejętność, dzięki której być może pozyskają mięso, to on powinien w zamian otrzymać skórę. Gdy drzewo upadło, złapali zwierzę, a kobieta wyprawiła skórę, dała ją gościowi, a ten poszedł dalej swoją drogą.
Po jakimś czasie Indianin spotkał na leśnej ścieżce innego człowieka, który go wielce zadziwił, gdyż dźwigał na głowie dom, a raczej duży brzozowy wigwam mający wiele pomieszczeń. Widok ten na początku go przeraził, ale człowiek odłożył dom i podał Indianinowi rękę witając się, przez co wydało się, że napotkany człowiek był dobrą i szczerą istotą. Potem, gdy palili fajkę i rozmawiali, człowiek z domem zobaczył skórę Hespunsa, czyli szopa pracza, i powiedział, "Jakież piękne futro! Skąd je masz bracie?" Indianin opowiedział o tańczącym małżeństwie, po czym człowiek z domem strasznie zapragnął je odkupić, oferując po kolei wszystko co miał, a gdy zaproponował swój dom, Indianin zgodził się. Gdy nowy właściciel wszedł do domu zdumiał się, jak wiele pomieszczeń on zawierał, a każde z nich było w pełni umeblowane. "Prawdę powiedziawszy", powiedział, "to nigdy nie będę potrafił nosić go, tak jak ty to robiłeś!" "Ależ będziesz," odpowiedział Pil-wee-mon-soo-in (ten, który pochodzi skąd indziej, nieznajomy). "Po prostu spróbuj!" Indianin spróbował, uniósł dom i przekonał się, że był on równie lekki jak jakiś bassinode czyli kosz.
Rozdzielili się i Indianin poszedł dalej niosąc dom, a gdy nastawał zmierzch, dotarł do skraju lasu, blisko wody, gdzie postanowił osiąść. Wewnątrz domu znalazł sypialnię z pięknym łożem, przykrytym skórą niedźwiedzia polarnego. A ponieważ było bardzo miękkie, a on bardzo zmęczony, położył się i szybko usnął.
Rano, gdy się obudził, jakież było jego zdziwienie i zachwyt, gdy zobaczył podwieszone do belek ponad nim wszelkiego rodzaju smakowitości: dziczyznę, szynki, kaczki, kosze jagód, cukier klonowy oraz wiele kolb kukurydzy. Gdy w swej radości wyciągnął ręce i podskoczył ku tym wspaniałościom, ujrzał jak skóra z niedźwiedzia topnieje i znika, bo był to zimowy śnieg, jego ręce zaś spłaszczyły się zmieniając się w skrzydła a sam wzlatuje ku przysmakom, które okazały się być młodymi, brzozowymi pąkami. Indianin zaś zmienił się w kuropatwę, która miała w zwyczaju zimować pod śnieżną zaspą, a teraz spod niej wygrzebywała się, by przywitać nadchodzącą wiosnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz