za Gildia miłośników fantastyki (http://www.fantasy.dmkhost.net/)
Minął rok od tajemniczego odejścia Merlina. Pewnego dnia Gawein stanął przed królem. Prosił, by władca zezwolił mu udać się na poszukiwanie czarodzieja. Artur z radością udzielił mu przyzwolenia.
Wkrótce Gawein wraz z paroma rycerzami opuścił Kamelot. Po paru dniach podróży rozdzielili się.
Gawein ruszył na północ traktem wiodącym ku zimnym krajom. Po drodze napotkał tylko kilku drwali i pustelnika. Każdego z nich pytał o Merlina, ale żaden nie potrafił mu nic odpowiedzieć. Straciwszy nadzieję rycerz, pogrążył się w niewesołych rozmyślaniach. Nie spostrzegł nawet damy jadącej na koniu. Ona zaś zatrzymała się i rzekła:
- Powiadają Gaweinie, że jesteś wielkim rycerzem, ale widzę, że z ciebie zwyczajny gbur, skoro mnie nie pozdrowiłeś.
- Masz rację pani - rzekł Gawein, rumieniąc się. - Proszę o wybaczenie.
- Nie przebaczę ci, nędzniku! - wykrzyknęła dama obrażona - Otrzymasz to, na co zasłużyłeś, przyjmiesz postać pierwszej osoby, jaką napotkasz na swej drodze!
Gawein za nic mając sobie te groźby powiedział:
- Widzę pani, że znasz moje imię, ja zaś nie wiem, jak ty się nazywasz.
- Nimue, do usług - zaśmiała się i odjechała.
O zachodzie słońca Gawein spotkał dwóch wędrowców. Byli nimi piękna Bianna i rycerz karzeł. Gawein pogrążony w zadumie nie poznał wędrowców. Pozdrowił ich jednak, mówiąc:
- Bóg z wami
- Bóg z tobą rycerzu - odpowiedzieli
I oto spełnił się podwójny czar. Karzeł przyjął swą pierwotną postać pięknego młodzieńca, a Gawein w tej samej chwili zmienił się w szpetnego karła. Czuł jak zbroja staje się na niego za duża, przyłbica zasłaniała mu już pół twarzy. Zdawało mu się, ze nie siedzi już na koniu lecz na wielkiej górze. Przerażony ześlizgnął się na ziemie i z trudem wydostał się z pancerza.
- Ach! - pojął wreszcie - ta dama, którą obraziłem była czarodziejką.
Zostawił konia, gdyż wierzchowiec był dla niego zbyt duży i poszedł dalej piechotą.
Ciężko było Gaweinowi karłowi iść przez las. Napotkani podróżni szydzili z niego i nie chcieli odpowiadać na żadne pytania. Kilku nawet przegnało go kopniakami.
Błądził Gawein przemieniony w karła błądził po lasach i polach na próżno wypatrując czarodzieja Merlina.
Szedł, szedł, aż znalazł się znowu w lesie. Otaczała go tylko mgła. Nagle usłyszał, że ktoś go woła po imieniu. Rozejrzał się dokoła, ale nikogo nie dostrzegł. Zrobił parę kroków do przodu i przystanął. Mgła gęstniała coraz bardziej, wreszcie stała się twarda niczym góra.
Gawein patrzył dokoła zaskoczony.
- Co tu się dzieje? - pomyślał i w tej samej chwili rozpoznał ów głos.
- Merlinie, to ty mnie wołasz? Gdzie jesteś? - pytał z niepokojem.
- Ach Gaweinie, jam jest więziony. A moje więzienie jest gorsze od lochów, bo ściany są z powietrza. Pozostanę w nim na zawsze, na zawsze.
- Kto rzucił na ciebie takie czary?
- Dama, którą kocham. Osobiście nauczyłem jej sztuki czarnoksięskiej.
- Jak się nazywa ta bezlitosna istota?
- Ma na imię Nimue, lecz powiedz, kto cię zamienił w karła? Gdybym nie był czarodziejem, nie poznałbym cię.
- Och Merlinie! Sprawiła to ta sama czarodziejka, która uwięziła ciebie.
- Jakże byłem lekkomyślny zdradzając jej moje sekrety! Teraz już za późno! Jestem zgubiony! Nikt nie może mi pomóc! Żegnaj Gaweinie i opowiedz o wszystkim królowi Arturowi. Powiedz, żeby zaniechał poszukiwań. Pozdrów ode mnie królową i rycerzy Okrągłego Stołu.
Były to ostatnie słowa Merlina, jakie usłyszał Gawein.
Smutniejszy niż kiedykolwiek rycerz pożegnał więźnia powietrznych ścian. Szczęście mu nie sprzyjało. Odnalazł wprawdzie czarodziej, ale nie mógł go zabrać do Kamelotu, ponadto stał się szpetnym karłem.
Wędrował zmęczony, a złe myśli kłębiły mu się w głowie. Nagle usłyszał wołanie o pomoc. Pobiegł i zobaczył dwóch rycerzy, którzy ściągnęli damę z konia i próbowali ją okraść. Na moment zapomniał, że jest tylko karłem.
- Stójcie łotry! - zwołał - to co robicie jest hańbą! Zostawcie natychmiast damę, bo jeśli nie to…
Kiedy wypowiadał te słowa nagle przypomniał sobie, że jest tylko brzydkim karłem, więc umilkł.
Obaj rycerze popatrzyli na niego ze wzgardą.
- Kim ty jesteś potworku? – spytali.
- Jam jest rycerz Okrągłego Stołu! - zawołał Gawein.
Rabusie wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Uciekaj pokrako, bo cię zgnieciemy butami.
Gawein nie zważając na kpiny, ściskając sztylet w dłoniach (który służył mu za miecz) rzucił się na napastników.
Pierwszy otrzymawszy cios w głowę, padł na ziemię i stracił przytomność. Drugi przerażony cofnął się, wznosząc w górę miecz, ale Gawein już siedział mu na plecach i byłby go zabił, gdyby dama nie zawołała:
- Stójcie!
- Gdybyś mnie pani nie powstrzymała, nie miałbym litości. Nie tylko napadli na ciebie, ale i mnie obrazili, nazywając szpetnym karłem.
- A ty, za kogo się uważasz? - spytała kpiąco dama.
Gawein w ferworze walki zapomniał o swej postaci. Gdy usłyszał słowa panny wypuścił miecz z dłoni i zwiesił głowę.
- Przyjrzyj mi się dobrze - rzekła kobieta,
Gawein podniósł wzrok i ze zdumieniem ujrzał Nimue.
- Jestem winna ci wdzięczność - ciągnęła dalej. - Gdybym przywróciła ci dawną postać, co dałbyś mi w zamian?
- Wszystko, co posiadam na tym świecie! - zawołał Gawein.
- Proszę, byś przysiągł mi dwie rzeczy. Po pierwsze będziesz zawsze dworny wobec dam, po drugie przestaniesz szukać Merlina.
- Pani, tego drugiego nie mogę obiecać, nawet, jeśli miałbym do końca życia pozostać karłem.
Nimue uśmiechnęła się.
- Spodziewałam się takiej odpowiedzi.
Uczyniła magiczny znak i rozpłynęła się w powietrzu a wraz z nią rozbójnicy.
Wtem przysną zły czar i Gawein był znowu pięknym, młodym mężczyzną. A obok niego stał wspaniały rumak.
Rycerz wskoczył na siodło i pognał do Kamelotu.
Po przybyciu na miejsce opowiedział o wszystkim Arturowi. Cały zamek pogrążył się w żałobie po Merlinie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz