za Gildia miłośników fantastyki (http://www.fantasy.dmkhost.net/)
Woda. Jak daleko okiem sięgnął Stwórca była woda. Nic poza nią, nic w niej. Żaden podmuch wiatru, żadna żywa istota nie mąciła jej nieruchomej tafli. Zanim nastał pierwszy dzień, zanim świat ogarnęła pierwsza noc, przed początkiem czasów był tylko bezgraniczny ocean, a nad nim czuwali Bóg Stwórca i jego nieodłączny towarzysz, Bóg Kojot. Sława dwojga najpotężniejszych wodzów do dziś noszona jest w sercach ludzi i zwierząt. Przemierzali oni ocean nie odzywając się do siebie ani słowem, rozmawiali na poziomie serc. Bóg Człowiek oraz Bóg- Zwierzę. Jednostajną wędrówkę rozweselił człowiek podejmując pieśń, której słowa płynęły prosto z jego serca i umysłu... Opisywały świat różnorodny i dobry, bez skazy, tak jak bez skazy było serce owego Człowieka. Kojot i Ocean przysłuchiwali się słowom pieśni. Usłyszawszy ją Słońce, Księżyc, wraz ze swymi Gwiazdami otworzyli oczy. Dno, nagle przebudzone wychynęło spod oceanu by przyjrzeć się wędrowcom. Na jego powierzchni, gdy tylko ujrzało ono słońce pojawiły się rośliny i zwierzęta. Stwórca przyglądał się temu nie przerywając pieśni...
-Niech ten świat będzie dobry- zanucił.
Na te słowa Kojot gwałtownie zatrzymał się i stanowczo zaprzeczył – Nie! Ten świat nie zasługuje na dobro!
Na te szorstkie słowa pomiędzy drzewa i zwierzęta wkradł się cień. Wielu istotom wyrosły pazury i długie zęby. Kły wężów napełniły się jadem. Stwórca popatrzył na towarzysza ze smutkiem, nie mógł jednak już cofnąć jego słów. Śpiewał więc dalej o bardzo pięknych i mądrych istotach, poruszających się na dwóch nogach, istotach zdolnych posługiwać się mową. Stwórca powoływał do życia pierwszych ludzi...
- Kiedy umrą, niech ponownie wrócą do życia.- zakończył.
-Nie- ponownie zaprzeczył zaniepokojony Kojot – Ja jestem najstarszy, więc będzie jak ja powiem. Istoty ludzkie będą umierać i nie wracać do życia.
Jego słowom, choć niechętnie podporządkował się świat.
Mijały lata, Kojot doczekał się syna. Jego potomek urodził się człowiekiem. Kojot strzegł go na każdym kroku, świadom wyroku jaki sam wydał na gatunek ludzki. Jednak nadszedł dzień, w którym nie był przy nim... Tego dnia chłopiec poszedł zaczerpnąć wody ze strumienia. Tam sitowie przemieniło się w grzechotniki, które śmiertelnie go pokąsały.
Podobno lament Kojota dosłyszały wszystkie żywe istoty. Głos ten już na zawsze miał być dla ludzi symbolem ogromnego zła. Bóg- Zwierzę pragnął odwołać swoje słowa, lecz na to było już za późno. Udał się nawet do Stwórcy Ziemi gotów całkowicie podporządkować się jego wyrokom w zamian za życie swego jedynego dziecka. Nic, ani nikt jednak nie mógł cofnąć czasu...
Kojot skierował swoją rozpacz, ból i gniew przeciwko światu. Gdziekolwiek się pojawił czynił wiele zła, jeżeli było w nim kiedykolwiek dobro odeszło wraz z chłopcem. Ludzie zaczęli polować na złośliwe stworzenie, które zakradało się pod ich domostwa. Bóg Stwórca nie wzbraniał im tego. Stracił już nadzieję na odzyskanie dawnego wiernego towarzysza. W Kojocie dostrzegał już tylko słabą, kruchą istotę wijącą w niewoli nienawiści, którą nieszczęsny sam sobie zgotował.
By chronić świat, musiał więc zgładzić dawnego przyjaciela. Rozkazał ludziom zabić Kojota.
Wróg został otoczony na małej wyspie, nikt jednak nie ważył się skierować przeciw niemu włóczni. Zwierze postanowiono więc zostawić pod strażą, skazując tym samym na śmierć głodową. Zanim jednak do tego doszło, przebiegły Bóg-Zwierzę zdołał przemienić się w mgłę i zbiec. Okrutnym, nienawistnym wyciem oznajmił udręczonemu jego istnieniem światu, swoje zwycięstwo.
Bóg-Człowiek posunął się do ostateczności. Polecił ludziom zbudować potężne czółno, do którego wszyscy mogliby się zmieścić, a następnie sprowadził na świat wielką powódź. Po wielu dniach woda zaczęła opadać. Oczom wyczerpanych ludzi ukazała się pierwsza wyspa, będąca szczytem potężnej góry. Pierwszy spośród nich opuścił czółno otulony w płaszcz nieznajomy. Stanął on przed przerażonymi ludźmi, dumnie uniósł głowę, by spojrzeć prosto w twarz zdumionemu Bogu-Stwórcy i przybrał prawdziwą postać: Boga- Zwierzęcia.
-Oto i ja. Ten, którego śmialiście uznać za zmarłego. Ta ziemia należy do mnie- stwierdził.
I nikt, nawet Bóg Stwórca nie ośmielił się jemu zaprzeczyć.
-Bracie... Jesteś zbyt potężny- odparł Stworzyciel- Wygrałeś...
Do dziś echem niesie się po świecie to ostatnie słowo Boga-Stwórcy skierowane do Kojota.
Istoty ludzkie słuchają... i drżą.
poniedziałek, 18 maja 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz