wtorek, 19 maja 2009

KSIĄŻĘ ALCHEMIKÓW

za Gildia miłośników fantastyki (http://www.fantasy.dmkhost.net/)

Roku pańskiego 1566 w okolicy Nowego Sącza przyszedł na świat chłopiec. Nadano mu imię Michał, Michał Sędziwój. Okazał się bardzo zdolny i utalentowany. Po skończeniu szkoły elementarnej w swoim rodzinnym mieście, prawie jeszcze jako dziecko dostał się na Krakowski Uniwersytet. Początkowo studiował medycynę jednak szybko zmienił zdanie i postanowił zostać... Alchemikiem. Chciał odkryć tajemnice kamienia filozofów oraz sposób na przemianę zwykłych, małowartościowych metali w szlachetne a dokładnie uzyskanie z nich czystego złota. Dzięki fortunie, którą odziedziczył po Ojcu wyruszył w świat by spotkać się i pobierać nauki od najlepszych alchemików ówczesnego świata. Wędrując po siedemnastowiecznej Europie nabywał różne przedmioty, księgi, zapiski, stare rękopisy itp. W czasie swych podróży przeprowadzał również przeróżne eksperymenty z naprzemiennymi efektami końcowymi. Dzięki temu w kręgach alchemickich stał się osobą znaną i poważaną. Nazywali go Sendivogius Polonus. Podczas swych wypraw nie udało mu się wprawdzie odkryć czegoś, co przyniosłoby mu chwałę, ale jedna z podróży odmieniła całe jego dotychczasowe życie.
Będąc w Saksonii napotkał uwięzionego przez chciwego księcia Christiana, włoskiego Alchemika Sethona. Sędziwój pomógł mu w ucieczce z wilgotnego lochu a ten w dowód wdzięczności ofiarował mu mieszek proszku, który zmieszany z ołowiem przemiał go w złoto. Mimo błagań Włoch nie zdradził składu proszku i metody jego przygotowywania. W kilka dni po odzyskaniu wolności Sethon wyczerpany przez tortury zadane mu w niewoli, zmarł zabierając tajemnice do grobu. Pozostawił Michałowi po sobie księgi, zapiski oraz swoją młodą żonę Weronikę. Po ślubie alchemik zabrał swą małżonkę do Czech. Został tam wezwany przez cesarza Rudolfa II, który również zgłębiał tajemnice kamienia filozofów. Podczas jednego z pokazów na zamku Polak wrzucił do kotła kawałek ołowiu, dodał odrobinę magicznego proszku i zamieszał. Ku zdziwieniu królewskiego dworu i wszystkich zebranych wyciągnął złotą sztabkę. Cesarz wręcz umierający z zachwytu i radości kazał inskrypcje o tym wydarzeniu uwiecznić na sklepieniu jednej z komnat. Wieść o wspaniałym czynie rozniosła się szybko po całej Europie, a nasz rodak zyskał miano „Księcia Alchemików”
Gdy tylko wieść doszła do Wirtembergii cesarz Fryderyk III zaprosił go do siebie. Władca celowo sprowadzał na dwór wielu alchemików wierząc, że pomogą mu zapełnić skarbiec złotem i nie tylko. Niestety wielu z nich okazało się zwykłymi oszustami i kończyli na szubienicy, pozłacanej oczywiście. Tym razem jednak było inaczej Sędziwój z powodzeniem prezentował swe doświadczenia, lecz spotkała go z tego powodu niemiła przygoda. Na dworze przebywał wówczas Muhlenfels – faworyt królewski w dziedzinie alchemii, do tej pory przynajmniej. Będąc zazdrosny o laury i zaszczyty Polaka zniszczył jego aparaturę i zabrał cudowny proszek a jego samego porwał i uwięził w lochu. Michał dzięki pomocy swego wiernego przyjaciela Badowskiego uciekł z więzienia i oskarżył Muhlenfels’a o kradzież. Sprawca przykrego incydentu został surowo ukarany a Fryderyk III chcąc wynagrodzić szkodę Sendivogius’a nadał mu tytuł barona Serubau i dobra Leiningen. Książe Alchemików jednak szybko sprzedał ziemie, dzięki czemu pozyskał fundusze na dalsze podróże i doświadczenia.
Przygnębiony stratą daru Sethona postanowił wrócić do Nowego Sącza, do swego rodzinnego miasta. Po pewnym czasie udał się na dwór króla Zygmunta III Wazy, lecz po nieudanych próbach odtworzenia choćby uncji magicznego proszku wyjechał. Udał się na Śląsk i tam kupił posiadłość. Spędził tam resztę swojego życia na kolejnych testach i tęsknocie za domem. Nie udało mu się wprawdzie rozwikłać tajemnicy kamienia filozofów, ale pozostawił po sobie bardzo wiele cennych i do dziś uznawanych odkryć w dziedziny nauki, jaką jest chemia.
Michał Sędziwój, Książe Alchemików zmarł w 1646 roku. Jednak tęsknota z domem nie pozwoliła mu opuścić ziemskiego padołu i wielokrotnie widywano go w nocy wędrującego w uniwersyteckiej todze Sądeckimi ulicami. Spacerował przy pełni księżyca nie rzucając cienia i rozsypując wokół widmowe złote monety. Najczęściej spotykano go w noc Sylwestrową a każdemu, komu sypnął monetami przez cały następny rok mnożyły się zyski. Więc jeśli kiedyś będziecie w Nowym Sączu na koniec roku to w tą ostatnią noc, gdy zegar na wierzy Ratusza będzie wskazywał północ wyjdźcie na rynek, obejdźcie go dookoła - może i wam Książę Alchemików sypnie złotem na ten nowy szczęśliwszy rok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz