Żył sobie niegdyś stary rolnik, który uprawiał w górach pole. Pewnego dnia jego stara żona przyniosła mu kolację, lecz ukradł ją i zjadł borsuk. Starca okropnie to zezłościło, do tego stopnia, że złapał żywcem borsuka, zaniósł go do domu i powiesił za łapy na krokwi.Potem rzekł do żony, „Zróbmy zupę z tego borsuka. Pięknie go upiecz i poczekaj aż wrócę.” Potem wrócił na pole. Żona zaczęła ucierać jęczmień w moździerzu podśpiewując sobie. Zrozpaczony borsuk powiedział, „ Jeśli tylko oszczędzisz moje życie, będę za ciebie ucierał jęczmień.” I jako, że dola kobiety nie była zbyt wesoła, rozwiązała ona sznurek i uwolniła zawierzę.
Wtedy w jednej chwili borsuk skoczył na kobietę, zabił ją i wrzucił do zupy. Potem przybrał jej wygląd i usiadł czekając aż staruszek wróci z pola. Gdy mężczyzna zaczął się pokrzepiać zupą, borsuk powrócił do swojej prawdziwej postaci i zakrzyknął, „Ty stary żonożerco! Czyż nie widziałeś kości leżące pod podłogą?” Śmiejąc się drwiąco uciekł przez drzwi i zniknął. Starzec rzucił pałeczki i zapłakał długo i żałośnie.
W tym czasie, w tych samych górach żył sobie stary królik. Słysząc odgłosy płaczu staruszka, przyszedł do niego i spróbował go pocieszyć. Powiedział, że pomści śmierć staruszki. „Najpierw” powiedział „spiecz mi trochę fasoli.” Starzec to zrobił. Królik włożył spieczoną fasolę do torby i rzekł, „A teraz powrotem w góry.” i poszedł. Borsuk zwabiony zapachem przyszedł do królika i powiedział „Daj mi z garść tej fasoli.” I tego właśnie królik oczekiwał, więc powiedział, „Dam ci jeśli przez góry przeniesiesz dla mnie wiązkę siana.” „Zgoda, zrobię to bez dwóch zdań” odpowiedział borsuk, „tylko najpierw daj mi fasolę.” Błagał natrętnie, lecz królik powiedział „Dam, ale jak przeniesiesz wiązkę siana.” Potem położył borsukowi na plecach wielką wiązkę siana i posłał go przodem i zanim ten odszedł, królik wziął krzemień, skrzesał iskrę i rozpalił ogień. Borsuk zaalarmowany hałasem spytał, „Co to jest?” „To jest Góra Kachi-Kachi (Góra Trzeszcząca).” Wkrótce ogień podpalił wiązkę siana. Borsuk słysząc to spytał, „A to co?” Królik odparł „To Góra Bo-Bo (Szeleszcząca Góra).” Do tego czasu ogień zajął plecy borsuka i mocno go poparzył. Wyjąc z bólu borsuk wił się i otrząsał ze swego ładunku, aż w końcu uciekł.
Królik zmieszał następnie trochę sosu i czerwonej papryki, zrobił z tego plaster opatrunkowy, założył kapelusz i poszedł sprzedać to jako lek na pęcherze i oparzenia. Borsuk leżał bezsilny, a plecy miał obolałe i obdarte ze skóry. To musi być dobre lekarstwo, pomyślał gdy usłyszał o plastrze. I bezzwłocznie położył go na plecach. Nie ma takiego języka, który mógłby opisać jak go zaczęło piec gdy czerwona papryka dostała się do jego pozbawionej skóry rany. Borsuk długo wił się i wył z bólu. Po jakichś dwunastu dniach rany borsuka się zagoiły. Królik zrobił wtedy łódź, a borsuk widząc to spytał, „A dokąd to wybierasz się tą łodzią!” Królik skłamał, „Chcę nałapać ryb.” Wzbudziło to w borsuku zazdrość, i choć taka praca była dla niego nudna, powiedział, „Ja także zrobię łódź z gliny.” Zrobił tak i spuścił ją na morze nieopodal królika.
I wtedy łódź borsuka zaczęła tonąć, a widząc to królik zabił borsuka uderzając go swoim wiosłem . Tak właśnie pomścił śmierć żony staruszka.
środa, 20 maja 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz