wtorek, 19 maja 2009

ZAMEK NA WZGÓRZU WISIELCÓW

za Gildia miłośników fantastyki (http://www.fantasy.dmkhost.net/)

Dzień chylił się już ku zachodowi, ostatnie promienie słońca złociły trawę na Wzgórzu Wisielców. Widok było naprawdę przepiękny. Jednak nikt bywały w tamtych stronach nie dałby się zwieść. Wzgórze było owiane złą sławą, każdy znał jego historię, nikt w nią nie wątpił. W każdym razie nikt bywały w tamtych stronach…
Stary człowiek wyrwał się z zadumy, gdy usłyszał skrzypnięcie drzwi wejściowych gospody. Niechętnie oderwał wzrok od okna i majaczącego gdzieś na horyzoncie wzniesienia by spojrzeć na przybysza. Nie rozpoznał młodego mężczyzny, stwierdził więc, iż musi być on tu przejazdem. Obcy wyglądał na zmęczonego, zapewne miał za sobą długą podróż.
Wędrowiec podszedł do baru i zamówił piwo, po czym usiadł ciężko przy jednej z ław. Stary człowiek zastanawiał się chwilę, po czym podniósł własny kufel i ruszył w stronę owego mężczyzny. Młodzian oczy miał przymknięte i wyglądał, jakby drzemał. Staruch postanowił go jednak obudzić.
- Z daleka jedziesz, dobry Panie? - zapytał.
Podróżny otworzył leniwie oczy, by zobaczyć, kto mu przeszkadza.
- Z Krakowa - odpowiedział, patrząc, jak stary człowiek siada naprzeciwko niego. Nie wyglądał groźnie…
- Daleka więc za Panem droga, zmęczenie pewnie do gospody skierowało.
Wędrowiec nic nie odpowiedział, pokiwał jedynie głową.
- Dzisiaj już chyba waćpan nie wyrusza? Ot, słoneczko zaszło prawie, noc zapada - powiedział starzec, wskazując ręką okno, przez które sam jeszcze przed chwilą obserwował wzgórze.
- Widzę - mruknął mężczyzna, i uświadomił sobie, że nie tak łatwo pozbędzie się niechcianego kompana - lecz do Zalewu już niedaleko, śpieszno mi czym prędzej podróż zakończyć.
Staruch zachłysnął się piwem, wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. Lub z przerażenia.
- Ależ, Panie, nie chcecie chyba po nocy podróżować… Toż jedyna droga do Zalewu obok Wzgórza Wisielców wiedzie!
Młodzian zadarł głowę i spojrzał hardo na swojego rozmówcę.
- I cóż z tego? Ja nikomu nie wadzę, a i pieniędzy już nie mam, nawet obrabować nie ma mnie z czego.
- Widać, żeś nie tutejszy, Panie - starzec pokręcił głową i ściszył nieco głos, jakby miał zamiar wyjawić jakąś tajemnicę - Wiedz więc, że jeszcze się taki nie urodził, co zebrałby się na odwagę, by po nocy, samotnie, Wzgórze Wisielców nawiedzać…
- A czegóż mam się obawiać? Czas nagli, zwlekać dłużej nie mogę… Bywaj, dobry człowieku.
Już chciał wstać, kiedy staruch chwycił go mocno za ramię, coś w jego twarzy kazało młodzianowi pozostać na miejscu i wysłuchać go do końca.
- Jeśli wola taka, niech Pan jedzie, nie będę zatrzymywać. Ale najpierw niech waćpan lepiej wysłucha pewnej historii, której skutki do dzisiaj nierozważni ponoszą. Widzisz Pan tamto wzgórze? To, za którym słońce się właśnie chowa? Wzgórzem Wisielców, lub tez Strasznym Wzgórzem jest nazywane, nie bez przyczyna miano takie uzyskało… Dawno temu, w miejscu, w którym wzniesienie owo się znajduje, stał kiedyś zamek. W zamku owym…

***

W zamku owym mieszkał kiedyś bogacz, człowiek równie skąpy, co okrutny. Jego ulubionym zajęciem było gromadzenia skarbów i ciągłe powiększanie swojego majątku. Względów nie miał dla nikogo, nie znał współczucia ani łaski. Choć posiadał niemal wszystko, a jego skarbce i spiżarnie były wypełnione po same brzegi, biedniejszym od siebie pomocy nie udzielał nigdy.
Miał on jedną córkę, piękność nad pięknościami, lecz serca złego i zatwardziałego. Wdała się ona w ojca, i w miarę upływu czasu stała się gorsza nawet od niego. Ona to była w posiadaniu kluczy otwierających wszystkie skarbce i spiżarnie. Cały dzień przechadzała się po zamku, a klucze przywieszone do jej paska podzwaniały wesoło. Zajmowała się również przydzielaniem jedzenia poszczególnym osobom. Panom i gościom zamku nie skąpiła niczego, jednak liczna służba cały czas cierpiała głód. Poddani, osłabieni ciężką pracą i głodowymi racjami, pomstowali często na dziedziczkę. Czasem ktoś, zebrawszy się na odwagę, szedł do pana na skargę, prosząc o jedzenia dla siebie i towarzyszy. Zawsze jednak spotykał się z odmową.
Pewnego razu, gdy panna dowiedziała się o skardze jednego ze sług, wpadła we wściekłość. Zaczęła ubliżać służbie i zagroziła, że jeśli zdarzy się to jeszcze raz, to powie ojcu, że zamiast wykonywać swoje obowiązku, śpią tylko i odpoczywają.
Przy okazji następnej skargi spełniła swoja groźbę. Ojciec bez wahania uwierzył swojej córce. Poddani, którzy przyszli z prośbą o jedzenia, zostali wychłostani. Prosili o łaskę, dziedziczka śmiała się tylko i kazała pachołkom kijów nie szczędzić. Słudzy byli bici aż do utraty przytomności. Jeden z nich, człek niemłody, który z reki swego pana niejedno już wycierpiał, uniósł nagle prawicę do góry i straszne przekleństwo rzucił na dziewczynę i jej ojca, życząc im, aby ziemia pochłonęła ich z całym majątkiem.
Wtedy niebo nagle pociemniało, mrok raz po raz rozświetlały błyskawice, a krzyk ludzi zagłuszały gromy. Wszyscy zaczęli uciekać w panice, chcąc jak najszybciej opuścić zamek. Na próżno Pan nawoływał poddanych, żaden z nich nawet się nie obejrzał. A gdy w zamku pozostał tylko on i jego córka, ziemia pochłonęła ich oboje, budowlę i cały dobytek w niej zgromadzony.
Od tego czasu znajduje się w tym miejscu wzgórze. Nikt nigdy nie wyraził ochoty, aby się osiedlić w jego okolicy. Dlatego stało się ono miejscem egzekucji, od czego później wzięła się jego nazwa.
Ponoć w ciemną, burzliwą noc można czasem ujrzeć na szczycie piękna dziewczynę, potrząsającą pękiem kluczy i uśmiechem uwodzącą nierozważnych młodzieńców. Zjawa zwabia ich ponoć do podziemi, mówiąc, że w zamku czekają na nich niezliczone bogactwa. Nikt jednak nigdy z podziemi nie powrócił, aby potwierdzić tę pogłoskę.

***

Wędrowiec roześmiał się, gdy starzec dramatycznym szeptem zakończył swoją opowieść.
- To tylko historia przez ludzi wymyślona, aby dzieci straszyć, dobry człowieku. Jeśli chcesz wiedzieć, ja właśnie po to przybyłem, aby zdobyć skarby pod wzgórzem zaległe. A gdy będę wracać, wstąpię do tej karczmy i wyprawię ucztę, jakiej nikt jeszcze w tej mieścinie nie przeżył!
Po czym owinął się szczelniej płaszczem i wyszedł z karczmy wprost w objęcia nocy. Od tamtej pory już nikt go nigdy nie widział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz