niedziela, 17 maja 2009

GLUSCABI I WIETRZNY ORZEŁ

Legenda Abenaki

Dawno temu, Gluscabi żył ze swoją babcią, Woodchuck, w małej chatce obok Wielkiej wody. Pewnego dnia, gdy Gluscabi spacerował, zobaczył kaczki pływające w zatoce.
"Myślę, że nadszedł czas, by pójść i zapolować na kaczki," powiedział. Wziął więc swój łuk i strzały i wsiadł do swego kanu. Zaczął pływać po zatoce, i w tym czasie zaśpiewał:

Ki yo wah ji neh
yo hey ho hey
Ki yo wah ji neh
Ki yo wah ji neh


W pewnej chwili mocniej powiało i wiatr zepchną kanu z powrotem na płyciznę. Jeszcze raz Gluscabi wypłyną na głębszą wodę, i znów zaśpiewał, lecz tym razem odrobinę mocniej:

KI YO WAH JI NEH
YO HEY HO HEY
KI YO WAH JI NEH
KI YO WAH JI NEH


Ale znów wiatr zdmuchnął go z powrotem na płytką wodę. Cztery razy próbował wypłynąć, lecz za każdym razem wiatr spychał go z powrotem. Nie był zbyt szczęśliwy z tego powodu. Wrócił do chaty swojej babci, ignorując kij pozostawiony przez babcię u drzwi a oznaczający, że babcia pracuje i nie chce, aby jej przeszkadzano.
"Babciu", spytał Gluscabi, "Jak pokonać wiatr?"
Babcia Woodchuck popatrzyła znad swojej roboty i rzekła, "Dlaczego chcesz to wiedzieć Gluscabi?"
Wtedy Gluscabi tak jak odpowiada każde dziecko na świecie na zadane mu pytanie, "Dlatego, że chcę".
Babcia Woodchuck popatrzała na niego. "Ach, Gluscabi, " powiedziała. "Kiedykolwiek zadajesz takie pytania, czuję, że będzie kłopot. I być może nie powinnam ci na nie odpowiadać. Ale Wiem, że jesteś bardzo uparty i nigdy nie przestaniesz pytać. Tak, więc odpowiem. Jeśli będziesz szedł zawsze twarzą do wiatru, dojdziesz do miejsca, gdzie stoi Wuchowsen."
"Dziękuję babciu," powiedział Gluscabi. Wyszedł przed chatkę i zwrócony twarzą do wiatru zaczął iść. Szedł przez pola i lasy, pomimo że wiatr wiał mocno. Szedł przez doliny i wzgórza, a wiatr wciąż był silny. Doszedł do wzgórza i zaczął pomimo coraz mocniejszego wiatru się wspinać. Wzgórza stały się górami a wiatr wiał i wiał. Był on tak silny, że zdmuchnął Gluscabi’emu mokasyny. Ale on był bardzo uparty i wciąż szedł pod wiatr. Teraz wiatr był tak silny, że zdmuchnął mu koszulę, lecz on szedł dalej. Potem wiatr zdmuchnął resztę jego ubrania, lecz nagi Gluscabi szedł dalej. Potem wiatr zdmuchnął mu włosy, potem brwi, ale Gluscabi kontynuował swoją podróż. Wtem wiatr stał się tak silny, że Gluscabi ledwie mógł ustać. Teraz musiał podciągać się na wystających korzeniach czy gałęziach. I wtem nas szczycie góry zobaczył wielkiego ptaka trzepoczącego skrzydłami. To był Wuchowsen, Wietrzny orzeł.
Gluscabi wziął głęboki oddech i krzyknął, "DZIADKU!".
Wietrzny orzeł przestał trzepotać i rozejrzał się wokoło. "Kto nazywa mnie Dziadkiem?" spytał. Gluscabi wstał. "To ja, Dziadku. Wszedłem tutaj, by ci powiedzieć, że wykonujesz świetną robotę tworząc wiatr." Wietrzny orzeł dumnie wyprężył pierś. "Masz na myśli to?" powiedział i zatrzepotał skrzydłami jeszcze mocniej. Wiatr, który zrobił był tak silny, że uniósł Gluscabi’ego w powietrze tak szybko, że ten nie zdążył niczego się przytrzymać.
"DZIADKU!!!" ponownie krzyknął Gluscabi.
Wietrzny orzeł przestał trzepotać i zapytał, "O co chodzi?".
Gluscabi wstał i podszedł do Wuchowsen’a. "Robisz bardzo dobrą robotę, tworząc wiatr, Dziadku. Tak uważam. Ale mi się wydaje, że mógłbyś to jeszcze lepiej robić stojąc o tam na szczycie."
Wietrzny orzeł spojrzał na wskazane miejsce. "Być może," powiedział, "ale jak się tam dostanę?"
Gluscabi uśmiechnął się. "Dziadku", powiedział, "Zaniosę cię. Zaczekaj tutaj."
Wtedy Gluscabi zbiegł z góry, aż do dużego drzewa zwanego basswood. Zerwał korę a ze znajdujących się pod nią włókien splótł mocny rzemień, który zaniósł do Wietrznego orła.
"Tak więc Dziadku," powiedział, "pozwól mi opleść ten rzemień wokół twojego ciała. Będę mógł dzięki temu cię łatwiej zanieść." Potem owiną rzemień ciasno wokół ciała Wuchowsen’a, tak unieruchomił mu skrzydła. "Teraz, Dziadku," powiedział Gluscabi, podnosząc Wietrznego orła, "Zaniosę cię w tamto miejsce."
Zaczął iść ku drugiemu szczytowi, i doszedł do miejsca, gdzie była duża szczelina. Gdy nad nią przechodził puścił rzemienie i Orzeł spadł do jej wnętrza gdzie zaklinował się do góry nogami.
"Teraz", powiedział Gluscabi, "nadszedł czas, by pójść i zapolować na kaczki."
Poszedł w dół góry. W tym czasie nie było zupełnie żadnego wiatru. Przez całą powrotną drogę nie powiał nawet najlżejszy wiaterek. Gdy tak wracał do chaty odrosły mu wszystkie włosy. Gdy był na miejscu nałożył piękną, nową odzież i nową parę mokasynów, wziął swój łuk i strzały, wrócił do zatoki i wszedł do swojej łodzi, by zapolować na kaczki. Gdy płyną zaśpiewał:

Ki yo wah ji neh
yo hey ho hey
Ki yo wah ji neh
Ki yo wah ji neh


Ale powietrze było bardzo gorące i szybko się spocił. Powietrze było tak gorące, że aż ciężko było oddychać, a nie wiał przy tym żaden wiatr. Wkrótce woda stała się brudna i śmierdząca. Na jej powierzchni wytworzyła się piana, którą trudno było pokonać. Nie podobało mu się to. Wrócił więc do chaty.
"Babciu", powiedział, " coś jest nie tak. Powietrze jest gorące, mocno się pocę, ciężko jest oddychać, brak jest wiatru. Woda jest brudna i śmierdzi. Pokrywa ją piana i nie mogę polować na kaczki.
Babcia Woodchuck popatrzyła na Gluscabi’ego. "Gluscabi", spytała, "coś ty narobił?"
Gluscabi odpowiedział tak jak odpowiada każde dziecko "Och, nic,".
"Gluscabi", powtórzyła Babcia Woodchuck, "Powiedz mi co zrobiłeś."
Wtedy Gluscabi powiedział jej o tym jak poszedł do Wietrznego orła i zatrzymał wiatr.
"Och, Gluscabi," powiedziała Babcia Woodchuck, "czy nigdy niczego się nie nauczysz? Tabaldak, Pan wszystkiego, ustawił Wietrznego orła na tej górze by robił wiatr, ponieważ potrzebujemy wiatru. Wiatr sprawia, że powietrze jest chłodne i czystsze. Wiatr przynosi chmury, z których pada deszcz myjący ziemię. Wiatr porusza wody, by utrzymywać je w świeżości i sprawia, że są słodkie. Bez wiatru, życie nie jest dla nas dobre, ani dla naszych dzieci i dzieci naszych dzieci.
Gluscabi skinął głowę. "Kaamoji, Babciu", powiedział. "Rozumiem."
I wyszedł z chaty. Poszedł z powrotem na górę gdzie był Wietrzny orzeł. Szedł przez pola, lasy, doliny i wzgórza. I było mu gorąco i nie mógł oddychać bo nie było wiatru. Doszedł do wzgórza i zaczął się wspinać. Było gorąco i parno. W końcu doszedł do góry, gdzie Wietrzny orzeł mieszkał. Podszedł do szczeliny i spojrzał w dół. Wuchosen, Wietrzny orzeł, leżał tam zaklinowany nogami do góry.
"Wujku?" powiedział Gluscabi.
Wietrzny orzeł popatrzył w górę. "Kto nazywa mnie Wujkiem?" spytał.
"To ja Gluscabi, Wujku. Jestem tu, na górze. Ale co ty tam robisz?"
"Och, Gluscabi," powiedział Wietrzny orzeł, "Bardzo niedobry, nagi człowiek bez włosów powiedział mi, że zabierze mnie na tamten szczyt, żebym mógł lepiej wykonywać swoją pracę. Związał moje skrzydła i podniósł mnie, a gdy przechodził nad szczeliną upuścił mnie i teraz jestem tu zaklinowany. I jest mi strasznie niewygodnie."
"Ach, Dziadku... to znaczy, Wujku, pomogę ci."
Wtedy Gluscabi zszedł w dół szczeliny. Wyciągnął z niej Wietrznego orła i rozwiązał go.
"Wujku", powiedział Gluscabi," robisz dobrą robotę, tworząc wiatr i dalej powinieneś to robić."
Wietrzny Orzeł popatrzał na Gluscabi i skinął głowę. "Wnuku", powiedział, "Dobrze mówisz."
Tak więc, od tej pory wiatr jest i zawsze będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz