niedziela, 17 maja 2009

SAGA O EGILU

za Gildia miłośników fantastyki (http://www.fantasy.dmkhost.net/)

THORUNN CÓRKA SKALLA-GRIMA WYCHODZI ZA GEIRA KETILSSONA

Wydarzyło się pewnego lata, w tym czasie kiedy Thorolf był poza krajem, a Skalla-Grim żył na Borgu, że jakiś statek kupiecki z Norwegii zawinął do Borgafjordu. Był wtedy taki zwyczaj, że statki kupieckie wyciągano na ląd koło rzek albo w miejscach, gdzie potoki spływały do morza albo gdzie była mniejsza zatoka. Ketil zwał się mąż, do którego należał statek, nazywano go Ketilem Ospałym. Był on Norwegiem, należał do wielkiego rodu i był bogaty. Geir zwał się jego syn, który wtedy był już dorosły i był razem z nim na statku. Ketil miał zamiar szukać sobie dachu nad głową na okres zimowy, ale nie było to łatwo, przybył bowiem bardzo późnym latem. Skalla-Grim znał go od dawna bardzo dobrze i zaprosił do siebie razem z wszystkimi towarzyszami. Ketil przyjął zaproszenie i przez całą zimę bawił u Skalla-Grima. Tej też zimy prosił Geir, syn Ketila, o rękę Thorunn, córki Skalla-Grima, i małżeństwo ich zostało postanowione. Geir dostał Thorunn za żonę. Gdy nadeszła wiosna, wskazał Skalla-Grim Ketilowi ziemię powyżej obszarów Oleifa, wzdłuż rzeki Hwita, od ujścia Flokadalsa do ujścia Reykjadalsa, cały ten szmat ziemi aż w górę do Raudsgilu i całą dolinę Flokadalr po drugiej stronie stoków górskich. Ketil zamieszkał w Trandarholt, a Geir na Geirshlid. Posiadał on jeszcze jedną włość w dolinie Reykjadalu, Reykir Inir Efri czyli Dymy Górne. Nazywano go Geirem Bogatym. Miał on synów, z których pierwszy zwał się Ketil-Gnuśny, a drugi Thorgeir Gnuśny. Miał on jeszcze trzeciego syna, ten zwał się Thorodd Hrisa Gnuśny i był założycielem osady na Hrisar.

MŁODOŚĆ EGILA

Skalla-Grim znajdował wielką przyjemność we wszelkiego rodzaju zapasach i grach, gdzie siłę męską wystawiło się na próbę, i o tych rzeczach rozprawiał dużo i często. Zawody piłkarskie były w tych czasach szczególnie lubiane. Wielu było tam wówczas siłaczy, lecz nikt się nie mógł mierzyć ze Skalla-Grimem, nawet wtedy gdy mu lat przybyło. Thord było na imię synowi Graniego na Granastadir, był wtedy jeszcze młody, ale zapowiadał się jak najlepiej. Był on szczególnie przywiązany do młodego Egila, synka Skalla-Grima. Egil był nadzwyczaj zręczny w zapasach; w walce stawał się jednak zaczepny i dawał się porywać złości, wszyscy rodzice upominali swych synów, by Egilowi zawsze we wszystkim ustępowali. Na początku zimy urządzono ogólne zawody piłkarskie na błoniach rzeki Hwita. Ludu zebrało się niemało z całej okolicy, nie brakło tam też domowników Skalla-Grima. W pierwszym rzędzie znalazł się na boisku Thord Granason. Egil prosił Thorda, by go zabrał na zawody - miał nie więcej niż siedem zim. Thord dał się uprosić i posadził go na siodle za sobą. Gdy przybyli na plac, mężczyźni byli już porozdzielani na drużyny; była tam też spora gromadka chłopców, która stanęła do zawodów podobnie jak starsi. Oni także podzielili się na dwie drużyny. Egil miał za przeciwnika chłopca, któremu na imię było Grim, synka Hegga z Heggstadu. Grim miał jedenaście zim, a może tylko dziesięć, i miał siły odpowiednie do swego wieku. Gdy się gra rozpoczęła, okazało się, że Egil był słabszy. Grim zaś używał wszystkich sił, by dać mu odczuć swoją przewagę. Wtedy Egila ogarnęła złość i zdzielił Grima pałką do odbijania piłki. Grim złapał go, powalił na na ziemię i zbił porządnie, przy czym krzyczał, że mu uszy obetnie, jeżeli się nie będzie zachowywał jak ludzie. Gdy Egil wstał, opuścił grę, a wszyscy chłopcy wołali za nim i naśmiewali się z niego. Egil pobiegł do Thorda Granasona i opowiedział wszystko, co się stało. Thord rzekł: "Pójdę z tobą i zemścimy się." Dał mu do ręki topór, który właśnie trzymał w ręku; był to tak zwany brodaty topór, ta broń była w tym czasie powszechnie w użyciu. Poszli potem na boisko, gdzie chłopcy grali w piłkę. Wtedy właśnie Grim miał piłkę i biegł z nią, a wszyscy chłopcy za nim. W tym momencie podbiegł Egil i wbił Grimowi topór w czaszkę z taką siłą, że cały zagłębił się w mózgu. Thord i Egil oddalili się natychmiast i poszli do swoich. Ludzie z Myrar rzucili się do broni, to samo natychmiast uczyniła druga strona. Oleif Głowica Miecza przeszedł do drużyny z Borgu ze swoimi towarzyszami, przez to stał się ten oddział o wiele silniejszy, i bez walki rozstali się. Z tego powodu powstała waśń między Oleifem i Heggiem. Doszło między nimi i ich stronnikami do bitwy koło rzeki Grimsa. Padło tam siedmiu wojów, a Hegg otrzymał śmiertelną ranę, Kwig zaś, brat jego, padł na polu walki. Gdy Egil powrócił do domu, Skalla-Grim był bardzo niezadowolony z tego, co zaszło. Bera jednak uważała, że Egil wyrośnie na wikinga i że przeznaczone jest mu być wodzem, gdy dojdzie do tych lat, że otrzyma własny statek wojenny. Egil zaśpiewał pieśń:

"Mówi Matuś Moja
W Czas Mi Kupić Moją
Łódź I Ładne Wiosła,
Wikingową Łajbę.
Sam U Dziobu Stoję
Ster Jest W Rękach Moich
W Porcie Bić,
Nie Pytać,
Wrogów Kłaść Pokotem."


Gdy Egil miał dwanaście zim, był już takim olbrzymem, że było niewielu mężczyzn tak wielkich i mocnych, by nie dać się Egilowi w zapasach. Tej zimy, która była jego dwunastą, brał często udział w zawodach. Thord, syn Graniego, miał wtedy dwadzieścia zim; miał potężne siły. Zdarzyło się często w ciągu owej zimy, że stawiano Egila razem z Thordem przeciw Skalla-Grimowi. Pewnego razu, gdy zima miała się ku końcow, odbywały się zawody piłkarskie w Sandwiku, piaszczystej zatoce na południe od Borgu. Thord i Egil byli w tej grze przeciwnikami Skalla-Grima, zmęczyli go i zyskali nad nim przewagę. Wieczorem jednak, po zachodzie słońca, zaczęło się Egilowi i Thordowi wieść gorzej, Grim stał się tak mocny, że chwycił Thorda wpół i uniósł w górę, potem rzucił nim o ziemię z taką siłą, że połamał mu wszystkie kości, chłopak wyzionął ducha na miejscu. Potem złapała Egila ... Thorgerd nosząca przydomek Brak, czyli Rogowa Obręcz, była niewolnicą Skalla-Grima i wychowywała Egila w dzieciństwie. Była olbrzymia, siły miała jak najmocniejszy chłop i znała się na czarach. Brak zawołała: "Przemieniło cię w berserka, Skalla-Grimie! Na własnego syna szał swój kierujesz!" Skalla-Grim puścił Egila i sięgnął, by ją złapać. Ona mu się wymknęła i zaczęła uciekać, a Skalla-Grim za nią. W ten sposób biegli aż do przylądka Digrarnes; tam skoczyła ze skał w morze i zaczęła pływać. Wtedy rzucił Skalla-Grim za nią olbrzymim kamieniem, trafił między łopatki i już nie wypłynęła. Ten pas wodny nazywa się odtąd Brakarsund. Wieczorem, gdy wszyscy powrócili na Borg, Egil szalał z wściekłości. Gdy Skalla-Grim zasiadł do wieczerzy, miejsce Egila przy stole było puste. Poszedł on bowiem do izby, gdzie było ognisko, podszedł do męża, który zarządzał ludźmi i majątkiem Skalla-Grima i był mu najdroższym zaufanym i przyjacielem. Podszedł i położył go trupem. Potem wszedł do sali jadalnej i zasiadł za stołem. Skalla-Grim nie odezwał się ani słowem w tej spawie ani tego wieczora, ani nigdy później. Ojciec i syn nie rozmawiali z sobą, ani w złości, ani w dobroci, tak minęła ta zima. W lecie po owych wydarzeniach przybył Thorolf do Islandii, o czym już poprzednio była mowa. Po przebyciu zimy na Islandii szykował się znów do drogi i opatrywał swój statek w Brakarsundzie. Gdzie już wszystko było gotowe, przyszedł Egil do ojca, prosząc o towar i pieniądze na podróż. "Chcę jechać"- powiedział-"w obce kraje z Thorolfem" Grim zapytał, czy rozmawiał w tej sprawie z Thorolfem; Egil odpowiedział, że nie mówił. Wówczas Grim, że ma naprzód tę rzecz załatwić. Gdy Egil zaczął rozmowę na ten temat z Thorolfem, ten odrzekł, że o tym w ogóle nie może być mowy. "Nie łudź się, że wezmę cię ze sobą. Jeżeli twój ojciec nie może sobie z tobą dać rady we własnym domu, to ja nie odważę się brać cię z sobą za granicę. Tam nikt nie zniesie takiej niesforności, jaką ty się tu wyróżniasz." "Wobec tego nikt z nas nie pojedzie "- odpowiedział Egli W nocy szalał sztorm i wiatr dął od południa; w ciemnościach, w czasie wzbierającej fali przypływu zeszedł Egil w dół na wybrzeże. Wszedł na statek i idąc z zewnątrz namiotu, porozrąbywał liny, trzymające statek w miejscu od strony wody. Natychmiast powrócił biegiem na ląd przez mostek, odsunął go za sobą od statku, następnie odciął liny od strony lądu, skutkiem czego statek popędził na otwarty fiord. Gdy Thorolf i towarzysze jego spostrzegli, że statek jest niesiony wiatrem, skoczyli do łodzi, ale fale były zbyt wielkie, by mogli cokolwiek zdziałać. Statek zagnało aż na drugą stronę do Andakilu, gdzie wpadł na skały. Egil tymczasem wracał do domu na Borg. Gdy ludzie dowiedzieli się o postępku Egila, większość potępiła go. On jednak zapowiedział, że nie potrwa długo, a wyrządzi wiele więcej szkód, jeżeli Thorolf nie będzie go chciał z sobą zabrać. Wówczas zaczęli się ludzie starać, by doprowadzić do zgody między braćmi i skończyło się na tym, że Thorolf pozwolił się udobruchać, i gdy lato nadeszło, pożeglowali razem w dalekie kraje. Skoro tylko Thorolf wszedł na statek, wziął topór, który mu Skalla-Grim zwrócił, i rzucił go w głębinę morską, tak że już nie wypłynął. Morska podróż odbyła się szczęśliwie i przybili do lądu w Hordalandii. Thorolf natychmiast skierował statek do Sognefjordu, tam doszła go wiadomość, że ostatniej zimy zachorował Brynjolf i zmarł, a synowie jego rozdzielili między siebie dziedzictwo. Thord otrzymał Aurland, włość, na której żył ich ojciec. Złożył królowi hołd i został jego lennikiem. Córka Thorda, Rannweig, miała synów, którym było na imię Thord i Helgi; ów to Thord był ojcem Rannweig, która była matką Ingirid, którą wziął za żonę Olaf król. Helgi był ojcem Brynjolfa, tego zaś synami byli Serk ze Sogne i Swein.

WOJNA ANGLIKÓW ZE SZKOTAMI

Król szkocki zwał się Olaf Rudy; był on Szkotem po linii miecza, a Duńczykiem po matce i pochodził z rodu Ragnara Lodbroka. Był to potężny władca. Powiadali, że Szkocja była co do wielkości równa jednej trzeciej części Anglii, a Northimbraland jednej piatej. Northimbraland jest położony na północy, najbliżej Szkocji po stronie wschodniej. Od wieków był on w posiadaniu duńskich królów, Jorwik był tam stolicą. Teraz dzierżył go Adalstein i obsadził dwoma jarlami, jeden z nich zwał się Alfgeir, drugi Godrek. Zostali oni tam ustanowieni, by odpierać napaści Szkotów, a także Duńczyków i Nordmanów, którzy pustoszyli kraj w straszny sposób, rościli sobie bowiem prawo do tej ziemi, dlatego że w Northimbralandzie wszyscy mężowie mający znaczenie byli z linii męskiej albo żeńskiej rodem z Danii, a wielu było Duńczykami i po mieczu, i po kądzieli. W Bretlandzie rządzili dwaj bracia, Hring i Adils, a mieli oni obowiązek składania daniny królowi Adalsteinowi, gdy zaś byli z królem na wojnie, musieli wraz z całym wojskiem stać w pierwszych szeregach przed znakiem królewskim. Obydwaj ci książęta byli dzielnymi, ale nie najmłodszymi już wojami. Elfrad Wielki odebrał lennym książętom ich tytułu i władzę. Wszyscy ci, którzy poprzednio byli królami albo synami królewskimi, nosili odtąd miano jarlów. Wszelkie te zmiany odbyły się za rządów jego i jego syna Jatwarda. Adalstein wstąpił na tron młodo i nikt się go nie bał. Nie mógł on liczyć na wielu z tych, którzy przedtem okazywali jego ojcu szczególną służalczość.

PRZED BITWĄ NA WINHEIDI

Olaf, król Szkocji, zebrał wielkie wojsko i pociągnął do Anglii. Gdy przybył do Northimbralandu, torował tam sobie drogę mieczem i obracał kraj w perzynę. Skoro wieść o tym doszła do jarlów, którzy tam rządzili, zebrali oni co prędzej wojsko i ruszyli przeciw napastnikowi. Gdy siły ich się spotkały, wywiązała się wielka bitwa. Król Olaf odniósł zwycięstwo, natomiast jarl Godrek padł, a Alfgeir uciekł z przeważną częścią wojska - zaledwie z trudem uratował życie. Alfgeir nie miał już potem możności stawiania dalszego oporu, a król Olaf zawładną całym Northimbralandem. Alfgeir udał się do króla Adalsteina i zdał sprawę ze swych niepowodzeń. Gdy król Adalstein się dowiedział, że tak olbrzymie wojsko wkroczyło do jego kraju, rozesłał natychmiast wici, zwołując pod broń mężczyzn, posłał też gońców do jarlów i innych wielmożów. Nie zwlekając wyruszył z wojskiem, które zebrał, w drogę i pociągnął przeciw Szkotom. Gdy jednakże stało się ogólnie wiadome, że Olaf, król Szkocji odniósł zwycięstwo i podbił ogromną część Anglii, wielu możnych przeszło na jego stronę i zdobył on o wiele większe siły zbrojne niż Adalstein. Kiedy się Hring i Adils o tym dowiedzieli - poprzednio zgromadzili już olbrzymie zastępy - przystali natychmiast do króla Olafa i teraz mieli razem niezliczone wojska. Gdy król Adalstein dowiedział się o tym, zwołał wszystkich swoich wodzów i możnych na naradę, by znaleźć najodpowiedniejsze wyjście. Zdał im wszystkim najdokładniej sprawę z tego, czego się dowiedział o zwycięskim pochodzie króla szkockiego i o jego nieprzeliczonych siłach zbrojnych. Wszyscy byli tego zdania, że Alfgeir źle się spisał i że należy odebrać mu godność jarlowską. Następnie postanowiono, że król zawróci z drogi, uda się na południe Anglii, a dopiero gdy z powrotem będzie ciągnąć na północ, roześle wici i sam porwie ludzi za sobą . Uważano bowiem, że bez udziału króla trzeba by zbyt długiego czasu na zebranie tak wielkiego wojska, jakie teraz jest konieczne. Nad tym zaś wojskiem, które już teraz było zgromadzone, oddał król główne dowództwo Thorolfowi i Egilowi; mieli oni dowodzić siłami, które wikingowie przywiedli królowi, Alfgeir natomiast zatrzymał władzę nad własnymi zastępami. Potem ustanowił król wodzów nad pomniejszymi oddziałami według własnego uznania. Gdy Egil przybył z owych narad do swoich, pytano go, jakie są nowiny o królu szkockim. On odpowiedział pieśnią: "Olaf Wypędził Odyńca/ Oddał Życie Jarl Drugi/ Ten Król Pono Jest Twardy/ Na Tingu Boju - Słyszałem./ Godrek Krok Uczynił/ Godziwy, Lecz Nieszczęsny/ Anglików Wróg Zażarty/ Alfgeira Kraj Podbija." Potem wysłano posłów do królu szkockiego z zawiadomieniem, że król Adalstein ogradza mu pole leszczyną i wzywa go do walki na równinie Winheidi koło puszczy Winuskogar. Żąda, by zaprzestano rabunku w jego kraju, a władzę w państwie angielskim będzie ten z nich, kto odniesie zwycięstwo w bitwie. Ustanowił też, że ten, kto stawi się pierwszy, będzie na drugiego czekał tydzień. W owych czasach był taki obyczaj, że gdy jakiemuś królowi ogrodzano pole leszczyną, nie mógł on już przed rozstrzygającą bitwą rabować bez ściągnięcia na siebie niesławy. Toteż król Olaf wstrzymał wojsko, zakazał rabunku i czekał wyznaczonego czasu, a gdy nadszedł dzień naznaczony, poprowadził swoje wojsko na wrzosowisko Winheidi. Po północnej stronie owej wrzosem porośniętej równiny stał zamek. Król Olaf umieścił w nim większą część swego wojska, gdyż okolica tamtejsza była bogata i kmiecie byli zamożni, więc dowóz żywności, której wojsko potrzebowało, był tam łatwiejszy. Część jednak swoich ludzi posłał na równinę, na której zostało ustanowione pole bitwy. Mieli oni wybrać odpowiednie miejsce na obóz z namiotami i przygotować wszystko na przybycie wojska. Gdy przybyli na równinę, zobaczyli, że zatknięto już żerdzie leszczynowe dla odgraniczenia płaszczyzny, gdzie miał się odbyć bój. Należało zawsze ze szczególną starannością wybierać w tym celu teren, by był bezwzględnie równy i by wielka ciżba mogła się na raz pomieścić. Tak też tu było w istocie. Przewidziane miejsce boju było to wrzosowisko płaskie i równe, z jednej strony była rzeka, a z drugiej wielki bór. Tam, gdzie była najmniejsza odległość miedzy borem a rzeką - a nawet i na tym odcinku był spory kawał łąki - rozbiły namioty wojska króla Adalsteina. Namioty stały od boru aż do samej rzeki, choć co trzeci namiot był pusty, a i w pozostałych było zaledwie po paru chłopa. Kiedy wojownicy Olafa podeszli, tamci zebrali się tłumnie, przed obozem, że Olafowi nie mogli wejść do środka. Ludzie Adalsteina powiedzieli, że ich namioty są przepełnione, ani mowy, by wszyscy się tu mogli pomieścić. Namioty zresztą postawione były tak wysoko, że niemożna się było górą rozejrzeć i osądzić, czy ich w głębi było dużo czy mało. Olafowym zdawało się, że była tego siła co nie miara. Sami rozbili namioty na północ od leszczynowego ogrodzenia a w tej stronie grund staczał się lekko w dół. Wojownicy Adalsteina wypatrywali dzień po dniu, kiedy to ich król zjedzie czy też może już przyjechał do zamku leżącego na południe od wrzosowiska. Nowe wojska napływały do nich dniem i nocą. Gdy naznaczony czas minął, wysłali ludzie Adalsteina posłów do króla Olafa z wiadomością, że król Adalstein gotów jest do walk i że ,,ma olbrzymie siły zbrojne''. Król każe jednak jednocześnie powiedzieć, że nie chciałby tak wielkiej straty w ludziach, na jaką się zapowiada, radzi przeto Olafowi, by powrócił on do siebie do Szkocji. W szczerym i serdecznym podarunku pragnie mu dać szyling srebra od każdego pługa w całym swoim państwie i chce rozstać się z nim w przyjaźni. Posłowie przybyli do króla Olafa w tej właśnie chwili, kiedy ten zaczął ustawiać wojsko, aby rozpocząć bitwę, gdy jednak przedłożyli mu swoje poselstwo, wstrzymał działania tego dnia; zaczął naradę z naczelnikami swoich wojsk. Zdania były bardzo podzielone, niektórzy doradzali gorąco przyjęcie warunków, mówiąc, że gdyby przywieźli do domu tak ogromną daninę od Adalsteina, byłaby to wyprawa pełna chwały. Inni zaś odradzali, mówili, że jeżeli się te warunki teraz odrzuci, wtedy Adalstein zaofiaruje o wiele więcej, i to zdanie zwyciężyło. Wówczas posłowie poprosili króla Olafa, by dał im tyle czasu, aby mogli wrócić do króla Adalsteina i naradzić się, czy nie zechciałby on zapłacić większej daniny, byle w kraju był pokój. Prosili o zawieszenie broni na trzy dni, jeden dzień na dojazd do obozu, drugi na obrady, a trzeci na przyjazd z powrotem. Król zgodził się na to. Posłowie pociągnęli zatem do swoich i trzeciego dnia zjawili się znów, jak było umówione. Oświadczyli teraz królowi Olafowi, że Adalstein chętnie daje to, co był przyrzekł poprzednio, a prócz tego po szylingu dla każdego wolno urodzonego męża w Olafowym wojsku, po jednej marce dla każdego dowódcy, który przewodzi dwunastu wojom, po jednej marce złota dla każdego dowódcy w hirdzie i po pięć marek złota każdemu jarlowi. Król kazał ogłosić to wojsku i teraz również poszło tak jak poprzednim razem, że jedni odradzali, a drudzy doradzali, aż w końcu król sam rozstrzygnął sprawę. Tę propozycję przyjmuję, odpowiedział, jeżeli król Adalstein zgodzi się jeszcze na to, że Olaf otrzyma cały Northimbraland wraz ze wszystkimi do niego należącymi daninami i świadczeniami. Posłowie poprosili znów o trzy dni, a oprócz tego, aby król Olaf wysłał razem z nim kilku swoich mężów, którzy by mogli usłyszeć odpowiedź króla Adalsteina, czy ten zechce przyjąć owe warunki, czy też nie. Uważają - powiedzieli - że król Adalstein z wszelką pewnością nie będzie chciał stawić nic na przeszkodzie, przeciwnie, uczyni wszystko, byle tylko doszło do ugody. Król Olaf zgodził się i posłał kilku swoich mężów. Wszyscy owi posłowie siedli na koń i ruszyli w drogę na rozmowę z królem Anglii do zamku, który położony był najbliżej wrzosowiska po południowej stronie. Posłowie króla Olafa przedłużyli teraz swą sprawę i warunki pokoju królowi Adalsteinowi. Mężowie króla Adalsteina ze swj strony również opowiedzieli , z jakimi układami jeździli do króla Olafa, jak również, że był to wybieg, na który wpadło doświadczone starszeństwo, aby opóźnić bitwę, póki król na przybędzie. Król Adalstein załatwił rzecz prędko, mówiąc posłom: "Przekażcie królowi Olafowi te oto moje słowa: pozwalam mu wynieść się z całym swoim wojskiem z powrotem do Szkocji, ale wszystko, co tu bezprawnie zrabował, ma zostawić. Potem zawrzemy pokój i niechaj jeden drugiego nie napada i nie niszczy. Król Olaf stanie się moim poddanym, przyjmie ode mnie Szkocję i będzie władcą pod moim berłem. Jedźcie teraz z powrotem" - powiedział - "i powiedzcie mu, jak się sprawa przedstawia" Posłowie natychmiast tego samego wieczora udali się w drogę powrotną i przybyli do króla Olafa około północy; obudzili króla i powtórzyli mu słowa króla Adalsteina. Król kazał w tej chwili zwołać swoich jarlów i innych wodzów, kazał też przywołać posłów, by zdali sprawę, jaki obrót wzieło ich poselstwo i jakie słowa usłyszeli z ust króla Adalsteina. Wodzowie orzekli jednogłośnie, że nie pozostaje im nic innego, jak tylko gotować się do bitwy. Posłowie oznajmili również, że król miał niepomierną ilość wojska i że przybył na zamek, kiedy posłowie przyjechali. Wówczas odezwał się Adils: "Stało się, królu, jak przepowiadałem, sam na sobie doświadczyłeś, jak te Angielczyki są załgane i pełne podstępu. Staliśmy tu i czekaliśmy dzień po dniu, podczas kiedy oni ściągali wojsko, a króla ich nie było wcale w pobliżu. Na pewno zebrali w tym czasie wojska co nie miara. Moja rada, królu, jest taka: ja sam razem z bratem i z naszymi wojskami siądziemy na koń i ruszymy naprzód zaraz teraz jeszcze nocą.
Jest możliwe, że nie mają się na baczności, skoro wiedzą, że ich król jest z nimi. Zaskoczymy ich, a gdy podadzą tyły, ubijemy im moc ludzi. Nie będą mieli potem śmiałości do zaczepki." Król uważał, że rada jest dobra. "Skoro tylko zacznie dnieć, ustawimy nasze wojska i połączymy się z wami." To postanowiwszy, rozeszli się.

BITWA NA WINHEIDI

Jarl Hring brat jego Adils ustawili wojsko i natychmiast, jeszcze nocą, ruszyli na południe na wrzosowisko. Gdy się rozwidniło, zobaczyły straże Thorolfa i Egila zbliżające się szeregi. zatrąbiono w trąby bojowe, wojownicy nałożyli zbroje i chwycili oręż, po czym zaczęli ustawiać się w szeregi, każdy w swoim oddziale. Były dwa główne oddziały. Jarl Alfgeir przewodził jednym i przed nim niesiono znak. W tym oddziale było wojsko, które do niego już poprzednio należało, a prócz tego, które napłynęło z pobliskich dzielnic. Były to siły o wiele większe niż te, którymi rozporządzał Thorolf i Egil. Thorolf miał dobre uzbrojenie: tarczę miał szeroką i grubą, hełm na głowie odporny i mocny i u pasa miecz, któremu dał imię Lang, a była to olbrzymia broń i przedniego gatunku. W ręku trzymał oszczep; grot był długości dwóch łokci, a kuty był na szpiclu w czworokątne ostrze; blat zaś był bardzo szeroki, a hylza długa i gruba; drzewce było wysokie na wyciągnięcie ręki i niezmiernie grube. Gwóźdź żelazny był w hylzie, a całe drzewce okute było żelazem. Takie oszczepy nazywano brynthwarar, co znaczy dzida pancerna. Egil był uzbrojony tak jak Thorolf. U pasa miał miecz, któremu dał imię Nadr czyli Wąż. Miecz ten zdobył niegdyś w Kurlandii, a była to najprzedniejsza broń. Ani on, ani brat nie nosili pancerza. Zatknęli wysoko swój znak, a chorąży był Thorfid Zuchwały. Całe ich wojsko miało norroeńskie tarcze i norroeńskie uzbrojenie oraz przyodziewek wojenny. W tej armii byli wyłącznie norroeńscy mężowie, wszyscy bez wyjątku. Thorolf ustawił się z wojskiem pod lasem, Alfgeir zaś wzdłuż rzeki. Jarl Adils i brat jego stwierdzili, że nie udało im się zaskoczyć znienacka Thorolfa; wobec tego oni także zaczęli formować swoje wojsko; podzielili się na dwa oddziały i wywiesili dwa proporce. Adils wystąpił przeciw jarlowi Alfgeirowi, a Hring przeciw wikingom. Potem zwarli się w walce, z obu stron nacierając mężnie. Adils napadł z taką siłą, że Alfgeir kazał swoim cofnąć się nieco. Wówczas naparł Adils z podwójną siłą i nie trwało długo, a Alfgeir uciekł. Popędził konia na południe wrzosowiska, a chmura jego wojów za nim. Pędzili, aż przybyli w pobliże zamku, w którym był król. Wtedy odezwał się jarl: "Niewiele zyskamy, jeśli schronimy się na zamek. Odsądzono nas od czci i wiary, kiedyśmy ostatnio uciekli od naszego króla, bo nam źle poszło z Olafem. Nie polepszyliśmy naszej sytuacji dzisiejszą wycieczką. Nie spodziewajmy się niczego dobrego od Adalsteina." Po tych słowach skierował się na południe i nie zsiadał z konia ani w dzień, ani w nocy, aż nie przybył z towarzyszami swoimi na zachód do Jarlsnesu. Tam postarał się o statek i udał się na południe za morze, i przybył do Wallandii. Tam żyła połowa jego rodu: do Anglii nie wrócił już nigdy. Adils zaś ścigał najpierw tych, co uciekali, ale długo ich nie odprowadzał; wrócił wnet tam, gdzie się walka odbywała, i natarł ostro. gdy Thorolf to zobaczył, zwrócił się przeciw jarlowi, każąc tam nieść proporzec, i rozkazał swoim ludziom, by się posuwali zwartym szeregiem, gęsto jeden za drugim. "Idźmy w kierunku lasu, by nam gąszcz krył tyły"-wołał- "aby nas nie mogli osaczyć ze wszystkich stron!" Tak też uczynili, posuwając się wzdłuż lasu. Teraz walka rozgorzała na dobre. Egil bił się z Adilsem, a był to pojedynek strasznie zacięty. Różnica w liczebności wojska była bardzo znaczna, mimo to padło o wiele więcej Adilsowych ludzi. Thorolfa ogarnął szał walki, zarzucił tarczę na plecy, a oszczep ujął obydwoma rękami; woje zaczęli z przerażeniem usuwać się na prawo i na lewo, położył trupem mnóstwo. W ten sposób wyrąbał sobie drogę w kierunku proporca jarla Hringa i nic nie było w stanie mu się oprzeć. Zabił człowieka, co niósł proporzec, i przetrącił drzewce proporca. Potem wbił oszczep w pierś jarla przez zbroję i na wylot przez ciało, tak że szpic sterczał po drugiej stronie między łopatkami. Potem uniósł oszczep w górę, nad głowę, zatknął drzewce w ziemię; jarl wyzionął ducha w górze na oszczepie i widzieli to wszyscy, tak jego ludzie, jak i nieprzyjaciel. Thorolf wyciągnął teraz miecz i rąbał na obie strony. Wtedy i jego ludzie wpadli w szał, wpierali się w szeregi przeciwnika; wielu Bretów i Szkotów padło, reszta podała tyły. Gdy jarl Adils ujrzał, co się stało z bratem i jak wielkie straty pośród jego wojska, że część uciekła i że teraz on sam jest wystawiony na największy napór, wówczas on również rzucił się do ucieczki, a przyboczni jego za nim. Wtedy popłoch ogarnął całe wojsko, wszyscy zaczęli uciekać na oślep. Wikingowie w pogoni za nimi i wtedy nieprzeliczone mnóstwo uciekających padło. Adils zdarł swój proporzec, dlatego nikt nie wiedział, czy to on ucieka, czy kto inny. Mrok zaczął szybko zapadać, więc Thorolf i Egil wrócili do obozu. Jednocześnie przybył tam król Adalstein z całym swoim wojskiem, rozbili namioty i urządzili się. Nieco później przybył król Olaf ze swoim wojskiem. Zajęli te namioty, które przedtem zajmowała pierwsza część ich wojska. Teraz dowiedział się Olaf Szkocki, że obydwaj jego jarlowie, Hring i Adils, padli, a wraz z nimi wielka część jego wojska.

ŚMIERĆ THOROLFA

W przedniej nocy, był król Adalstein na owym zamku, o którym już wspominaliśmy. Gdy się dowiedział, że na wrzosowej równinie odbyła się już bitwa, porwał się i co prędzej z całym wojskiem ruszył na północ na bojowisko. Dowiedział się na miejscu o przebiegu walki. Gdy Thorolf i Egil stanęli prze nim, dziękował im za męstwo, za odniesione zwycięstwo i przyrzekł dozgonną przyjaźń. Następną noc spędzili wszyscy razem w obozie. Wczesnym rankiem kazał król Adalstein obudzić wojsko. Zwołał dowódców na naradę i powiedział im, jak zamierza uformować wojsko. Własny pułk umieścił na czele, a w pierwszych rzędach ustawił oddziały najbardziej nieustraszonych rębajłów. "Przewodzić nimi ma Egil" - powiedział - "Thorolf natomiast ma mieć swoich ludzi u boku i inne oddziały, które teraz wybiorę. Będzie to druga armia naszych wojsk, a on będzie jej głównodowodzącym, dlatego że Szkoci są bardzo ruchliwi, pędzą raz w jedną, raz w drugą stronę, zjawiają się raz tu, raz tam. Jeżeli się człek nie spostrzeże, mogą być bardzo niebezpieczni, ale gdy stawić im opór i ze swej strony natrzeć, wówczas czmychają." Wtedy rzekł Egil do króla: "Nie chcę, byśmy byli rozdzieleni z Thorolfem w czasie walki, ale chętnie godzę się, by nas postawiono tam, gdzie zachodzi największa potrzeba i gdzie najgoręcej" Thorolf jednak odparł: "Nie sprzeciwiajmy się królowi, niech nas ustawi według własnej woli. Służmy mu pomocą ku całkowitemu jego zadowoleniu. Jeżeli chcesz, mogę pójść tam, gdzie ciebie wyznaczono." Egil powiedział: "Królu, zrób, jak uważasz za dobre, ale ja póki życia będę nad tym bolał" Wojsko ustawiło się tak, jak król rozporządził, i wywieszono proporce. Pułki rozpostarły się po otwartej równinie aż do rzeki, oddziały Thorolfa zaś skupiły się w górnej części wzdłuż lasu. Król Olaf, zobaczywszy, że Adalstein ustawia wojsko, zaczął również formować swoje zastępy. Utworzył także dwie armie, a własny swój znak oraz armię, która miała być pod jego dowództwem, rozłożył naprzeciwko Adalsteinowych oddziałów. Obydwaj mieli tak olbrzymie wojska, że trudno było orzec, po której stronie było większe skupienie sił. Druga armia Olafa posunęła się pod las przeciw temu wojsku, któremu przewodził Thorolf; jarlowie szkoccy tam dowodzili a pułki składały się nieomal wyłącznie ze Szkotów. Było tego mrowie. Wojska starły się teraz ze sobą i wnet rozgorzała zacięta walka. Thorolf szedł naprzód ze straszną gwałtownością i rozkazał nieść swój znak wzdłuż skraju lasu; zamiarem jego było przebicie się przez linię przeciwnika i uderzenie na wojsko królewskie od strony otwartych tarcz. Jego wojowie osłaniali się tarczami od przodu, a po prawej stronie osłaniał ich bór. Thorolf wysunął się tak daleko naprzód, że tylko niewiele jego ludzi było przed nim. Wtem znienacka wpadł z boru jarl Adlis ze swoimi ludźmi, obrzucili Thorolfa oszczepami, padł tam na miejscu u skraju lasu. Thorfid, który niósł jego znak, cofnął się gdzie woje stali gęściej. Adils natarł z niesłychaną siłą, walka jeszcze się wzmogła. Szkoci, zabiwszy Thorolfa , wodza, wznieśli okrzyk zwycięstwa. Egil usłyszał okrzyk i zobaczył, że proporzec się cofnął. Wówczas domyślił się, że Thorolfa już za proporcem nie ma. Jak oszalały popędził naprzód, przecisnął się miedzy walczącymi; dotarłszy na miejsce dowiedział się, co się stało, podniecał by znów rzucili się naprzód, sam przedarł się i szedł pierwszy. W ręku miał miecz, Węża Nadr. Szedł jak nawałnica, rąbał na obydwie strony i powalił wielu. Thorfid niósł proporzec tuż za nim, reszta wojów skupiła się koło proporca i rozszalał straszny bój. Egil parł naprzód, aż nie spotkał jarla Adilsa. Nie walczyli długo, Adils padł i wielu wojów wkoło niego. Gdy zginął, wojsko jego rzuciło się do ucieczki, a Egil i jego wojownicy w pogoń, zarzynając wszystkich, których dopadli - daremnie było błagać o życie. Gdy szkoccy jarlowie zobaczyli, że ich sprzymierzeńcy ratują się ucieczką, nie dotrzymali długo placu, na łeb na szyję zaczęli uciekać. Egil ze swoim oddziałem skierował się teraz tam, gdzie się biły wojska królewskie i zaszedł nieprzyjaciela od tyłu w otwarte tarcze - padali pokotem pod ich mieczami. Zwarte dotychczas wojsko zostało przełamane i rozpadło się na mniejsze grupy. Wielu Olafowych zaczęło uciekać w popłochu, a wikingowie podnieśli okrzyk zwycięstwa. Król Adalstein zauważywszy, że wojsko Olafowe idzie w rozsypkę, podniecił walczących w swoich szeregach, rozkazał, by proporzec wysunął się naprzód; natarł z tak gwałtowną siłą, że szeregi Olafowe zachwiały się i cofnęły; teraz nastała straszna rzeź. Padł na polu walki król Olaf i największa część jego wojska, gdyż nawet ci, co rzucili się do ucieczki a których dopędzono, zostali pozabijani. Król Adalstein odniósł wspaniałe zwycięstwo.

WYPRAWA WERMLADZKA

Egil przygotował się do wyprawy a razem z nim trzech z grona jego towarzyszów. Mieli konie i sanie, tak samo jak wysłannicy królewscy. W tym właśnie czasie spadło wiele śniegu i wszystkie drogi stały się trudne do przebycia. Gdy byli gotowi, wyruszyli i pociągnęli w głąb kraju. Gdy wreszcie zbliżyli się do Eidaskogu, odwiecznej puszczy, spadło w nocy tak wiele śniegu, że w ogóle drogi znaleźć nie mogli. Teraz bardzo powoli posuwali się naprzód, i tylko w czasie dnia, bo gdy tylko zboczyli z ubitej drogi, wpadli w głębokie luźne zaspy. Wieczorem dali koniom odpocząć i zadali im obroku. Niedaleko ciągnął się porośnięty gąszczem łańcuch górski. Wysłannicy królewscy zwrócili się do Egila: "Tutaj rozstaniemy się, bo u podnóża tych gór mieszka nasz dobry znajomy na imię mu Arnald. Pójdziemy tam całą naszą gromadką, aby przenocować, wy tymczasem pojedziecie drogą pod górę. Gdy dojedziecie na sam wierzchołek, zobaczycie niedaleko wielki dwór, tam będziecie mieli zapewnioną gościnę. Panem tej wsi jest Armod Broda, niezmiernie zamożny. Następnego zaś dnia spotkamy się znowu i wieczorem dobrniemy do Eidaskogu; tam żyje gospodarz któremu jest na imię Thorfinn." Po tych słowach rozstali się i Egil z towarzyszami zaczął jechać pod górę. O królewskich wysłannikach jednak opowiedzieć teraz należy, że gdy tylko Egil znikł im z oczu, wyjęli swoje narty i przypięli je do nóg. Potem pomknęli z powrotem tak szybko jak tylko zdołali. Jechali dniem i nocą, zboczyli do Upplandu Norweskiego, potem na północ, przez masyw gór wysokich Dofrafjarl, i nie zatrzymali się, póki nie przybyli do króla Hakona i nie zdali mu sprawy z przebiegu wyprawy. Egil tymczasem i jego towarzysze wspinali sie owego wspomnianego wieczora stromym holwegiem pod górę. Krótko mówiąc, pobłądzili i zjechali z drogi. Śnieżyca szalała. Konie zapadały się co drugi krok aż po same uszy i trzeba je było wyciągać. Natrafili na przepaści i stromizny, a na domiar wszystkiego trzeba się było przedzierać przez gęste podszycie boru. Trudności były wprost nie do przezwyciężenia. Konie upadały ze zmęczenia, a ludzie dobywali resztek sił. Wreszcie wydostali się na szczyt góry i przeszli na drugą stronę. Wtedy ujrzeli dwór i budynki gospodarskie i tam się skierowali. Gdy weszli na podwórze, zobaczyli, że stoją tam ludzie, Armod ze swymi parobkami. Zaczęli rozmowę, pytając wzajemnie o nowiny. Armod dowiedziawszy się, że są wysłannikami króla, prosił ich, by przyjęli u niego gościnę. Przyjęli. Parobcy zajęli się końmi i sprzętem, gospodarz zaś poprosił Egila i towarzyszów, by weszli do dworu, co też uczynili. Wskazał następnie Egilowi miejsce na wzniesionym stolcu niższej ławy, a towarzyszom podróży dalej w tym samym rzędzie. Rozprawiali długo o tym, jak uciążliwa była przeprawa tego wieczora, a domownicy uważali po prostu za cud, że tamci zdołali się przedostać, mówili, że nikt tamtędy się nie przedrze, nawet wówczas, gdy nie ma śniegu. W końcu odezwał się Armod: "Czy nie uważacie sami, że byłoby najlepiej, gdybyśmy wam wnieśli stoły i zastawili wieczerzę? Potem moglibyście pójść na spoczynek. Przypuszczam, że będzie wam się dobrze spało!" "Bardzo bylibyśmy radzi" - odpowiedział Egil. Armod kazał wnieść stoły i podano ogromne misy pełne zsiadłego mleka. Armod powiedział, że bardzo mu przykro, iż nie może ich ugościć piwem. Egil i jego towarzysze byli niezmiernie spragnieni skutkiem zmęczenia. Podnieśli oburącz misy i siorbali wielkimi haustami, a Egil pił najwięcej. Innego jadła nie wniesiono. W izbie było wielu domowników i czeladzi. Pani siedziała na ławie poprzecznej, gdzie białogłowy zwykły siedzieć, a wokoło niej gromadka kobiet; córka gospodarza bawiła się na podłodze, miała dziesięć czy jedenaście zim. Matka zawołała ją do siebie i szepnęła jej coś do ucha. Wtedy dziewczątko podbiegło do stołu, za którym Egil siedział, i odezwało się słowami wiersza: "Mać Przysłała Moja/ Mnie Tutaj Do Ciebie/ By Egila Przestrzec,/ By Ostrożnie Pili/ Horna Hildr, Bogini/ Gościnności - Gotuje -/ Rzecze - Żołądki Wasze/ Bo Zraz/ Żywność Podam Smakowitą." Armod uderzył małą w twarz i kazał jej milczeć "Zawsze odzywasz się nie pytana, i to właśnie wtedy, kiedy najbardziej nie w porę" Dziecko odeszło, ale Egil postawił misę na stole i odsunął ją od siebie. Była już nieomal pusta. Wyniesiono więc dzieże z resztkami mleka. Wtedy to zajęli domownicy swoje miejsc, wniesiono stoły, rozstawiono wzdłuż całej świetlicy i zastawiono wieczerzę. Zaraz też zaczął pan domu rozdzielać doskonałe kęsy mięsa i rozkazał podawać Egilowi, jak również jego towarzyszom. Jednocześnie wniesiono przedniej jakości piwo, warzone we dworze. Wkrótce zarządzono picie w pojedynkę. Każdy biesiadnik miał odtąd sam wypróżnić swój róg. Szczególną uwagą zaszczycano Egila i jego towarzyszów. Mieli pić duszkiem do dna. Egil pił bez miary przez długi czas, a gdy towarzysze jego leżeli pod stołem, wypróżniał jeszcze i to, czego tamci nie zdołali. Odbywało się to tak długo, póki stołów nie wyniesiono. Wszyscy, którzy brali udział w owej biesiadzie, byli wtedy zupełnie pijani. Armod za każdym razem, gdy wznosił róg z piwem, wołał: "Egilu, przepijam do ciebie! Twoje zdrowie" Domownicy jego zaś w ten sposób przepijali do Egilowych towarzyszów. Dano zlecenie specjalnemu słudze, by nic innego nie robił, jak tylko przynosił po brzegi wypełnione czasze Egilowi i towarzyszom i by ich przynaglał, by pili duszkiem. Egil ostrzegał swoich ludzi, by byli raczej wstrzemięźliwi, i sam za nich wychylał. Zauważył w końcu, że mu to nie służy. Wstał i szedł w poprzek świetlicy, tam gdzie Armod siedział. Chwycił go obydwiema rękoma za bary i przycisnął do wezgłowia stolca. Potem chlusnął mu rzygociną w twarz, potężnym strumieniem rzygnął mu w oczy, w nozdrza, w usta. Ohydna maź ciekła Armodowi w gardło i zaczął się krztusić, nie mógł złapać oddechu. Gdy wreszcie złapał nieco tchu, zaczął i on rzygać. Domownicy Armoda, obecni przy tym, rzekli, Egil to najgorszy podlec, jakiego ziemia nosi, i że postąpił po łajdacku. Skoro czuł, że musi zrzucać, powinien by przecież wyjść na dwór! Wystawić się na taki wstyd tutaj w świetlicy! Wtedy odezwał się Egil:"Nie macie zgoła powodu czynić mi zarzutów, bo przecież nic innego nie zrobiłem, jak tylko to, co sam gospodarz robi. Patrzcie, jak rzyga, jak nim rzuca! Chłapie nie gorzej ode mnie!" Po tych słowach poszedł Egil na swoje miejsce, usiadł i rozkazał, by mu dali pić. Zaczął głośno skandować pieśń: "Rzygu Żółty Ścieg/ Rżnąłem Mu W Gardło/ Wymiot Masz Na Dowód/ Żem Się Odważył W Tę Drogę/ Zazwyczaj Gość Lepszą/ Zapłatę Za Nocleg Daje/ Armod, Do Pierzyny Twej Brody/ Piwne Drożdże Przylgnęły" Armod porwał się ze swego miejsca i wybiegł z świetlicy, Egil zaś zażądał więcej piwa. Wtedy pani domu zwróciła się do tego sługi, który przez cały wieczór usługiwał, by przynosił napoje, aby nikomu ich nie zabrakło tak długo, póki pić zechcą. Sługa wziął olbrzymi turzy róg, napełnił go po brzegi i przyniósł Egilowi. Egil wypróżnił róg jednym haustem. Egil pił bez ustanku i wypróżnił każdy róg, który mu podano, ale mało było wesołości w świetlicy, choć było tam jeszcze paru, którzy w dalszym ciągu pili. Wreszcie Egil wstał, a razem z nim jego towarzysze, zabrali broń ze ścian, gdzie ją byli poprzednio powiesili, i poszli do stodoły, w której stały ich konie. Położyli się w słomie i spali przez całą noc.

ZWYCIĘSKA WALKA

Egil jechał bez przerwy, aż nie przybył do Alfa, gdzie przenocował, gościnnie podejmowany. Następnego ranka wstał przed brzaskiem. Gotował się do drogi, a kiedy siedzieli za stołem i jedli śniadanie, wszedł Alf gospodarz. Odezwał się w te słowa: "Pilno ci, Egilu usłuchaj jednak mojej rady, nie śpiesz się zbytnio. Miejcie się na baczności, bo mi się wydaje, że zrobiono na was zasadzkę w boru. Jednak proszę cię, pozostań u mnie tak długo, aż ci będę mógł oznajmić, że możesz znów jechać borem bezpiecznie " Egil powiedział : "przewidziało ci się. Pojadę tak, jak sobie zamierzyłem" Egil i jego towarzysze czynili teraz ostatnie przygotowania do podróży, Alf jednak nie chciał ich puścić, prosił na wszystko, by zawrócili, skoro tylko spostrzegą, że na drodze są świeże ślady. Wie on na pewno, że żaden podróżny tędy nie jechał w kierunku zachodnim, od tej chwili, kiedy Egil jechał na wschód. "Najwyżej tacy, co, moim zdaniem, chcą cię chyłkiem napaść". "Jak sądzisz, ilu ich tam może być, jeżeli jest rzeczywiście tak, jak mówisz?" Łatwo nie dadzą nam rady, nawet jeżeli ich jest przewaga. Alf powiedział:" Jechałem do lasu i parobcy moi ze mną, i natrafiliśmy na ślady, prowadziły w głąb boru, a widać było, że musiało ich być wielu. Jeżeli nie wierzysz moim słowom, jedź sam i zobacz zdeptaną ścieżkę. Zwróć jednak, gdy się przekonasz, że prawdę mówię" Egil wyruszył. Gdy weszli na drogę prowadzącą w bór, zobaczyli ślady stóp ludzkich i kopyt końskich. Wtedy rzekli towarzysze Egila, że chcą zawrócić. "Pojedziemy dalej -rzekł Egil- wcale nie wydaje mi się dziwne, że ludzie jadą tędy borem, przecież jest to publiczna droga." Jechali zatem dalej, a ślady prowadzące przez cały czas tą samą droga, świadczy o dużej ilości jadących. Gdy dotarli do rozstaju, rozdzieliły się także ślady, była ich jednakowa ilość w obu kierunkach. Egil odezwał się: "Teraz rzeczywiście wydaje mi się, że Alf miał rację. Uzbroimy się więc, tak że będziemy w każdej chwili gotowi do potyczki" Egil i jego towarzysze zrzucili tędy płaszcze i inną wierzchnią odzież. Złożyli wszystko na sanie. Egil miał w swoich saniach mocny i bardzo długi powróz z łyka. Jest mianowicie w zwyczaju u ludzi będących w dalekiej podróży, że wiozą z sobą powrozy na wypadek, gdyby trza było poprawić coś koło sprzętu albo uprzęży. Wziął teraz wielki płaski kamień i położył go sobie na piersiach i brzuchu. Potem umocował do niego powróz, przytroczył go mocno do pasa, następnie okręcił ów powróz naokoło siebie całego wraz kamieniem aż po same łopatki. Ukończywszy to, zaintonował pieśń, zaginęła z czasem, teraz jej już nie mamy. Puszcza Eidaskogu jest tego rodzaju, że po obu jej stronach jest najgęstszy, najbardziej nieprzebyty matecznik, ciągnący się aż po same wioski, w środku zaś boru jest mniejszy gąszcz i rzadszy. W niejednych miejscach są nawet zupełnie łyse polany. Egil i jego towarzysze obrali krótszą drogę, tę przez grań. Wszyscy mieli hełmy i tarcze, i broń sieczną, i oszczepy. Egil szedł pierwszy; kiedy zbliżyli się się do szczytu, mieli pod sobą rzadko stojące i niewyrośnięte chojaki, a powyżej nie było lasu w ogóle. Gdy wyszli na przełęcz, wypadli z lasu zbrojni mężczyźni, siedmiu ich było, zaczęli biec pod górę ku grzbietowi i strzelać do nich z łuków. Egil i towarzysze zwrócili się ku nim, stanęli w rzędzie blisko siebie w owym ciasnym, urwistym przejściu. Wtedy ukazali się inni zbrojni u góry na grani i zaczęli na nich rzucać głazami, i to było o wiele gorsze. Wtedy powiedział Egil: "Cofnijcie się do wąwozu i chrońcie się, jak tylko możecie, a ja wyjdę na górę." Tak uczynił. Gdy jednak Egil wdrapał się ze stromizny przełęczy, zobaczył przed sobą ośmiu wojów i wszyscy oni skoczyli natychmiast ku niemu, i zaatakowali go. O walce, która się wywiązała, pozostaje tylko to do powiedzenia, że Egil zabił w końcu wszystkich. Następnie wyszedł jeszcze dalej na wystające czoło skały i rzucał głazami - a wtedy nikt już nie mógł mu stawić oporu. Trzech Wermlandczyków padło na miejscu, czterech pierzchło do lasu, rannych i poturbowanych. Potem Egil i towarzysze zabrali ich konie i szli dalej, póki nie przeszli przez przełęcz. Wermlandczuyków natomiast, ci, co uszli z życiem, powiadomili tamtych drugich, którzy byli na czatach na bagnie. Potem wszyscy razem pociągnęli dalej przez błota, by zajść drogę Egilowi. Teraz powiedział Ulf swoim ludziom: "Nie podołamy im inaczej, jak tylko podstępom. Musimy chytrze urządzić, by nam nie umknęli. Tutaj - ciągną dalej - prowadzi droga równolegle z grzbietem górskim, ale bagno podchodzi aż pod samą skałę i w tym właśnie miejscu jest prostopadła ściana. Tam właśnie między grzęzawiskiem a skałą wije się droga, raczej już tylko wąską ścieżką. Niech zatem część idzie pod ową ścianę, by im zabiec drogę, wy zaś bieżcie w las i skryjcie się tam, a gdy ich zobaczycie, wpadniecie im w plecy. A patrzcie, żeby nikt nie umknął." Zrobili, jak Ulf rozkazał. Ulf sam wraz z dziesięciu ludźmi stanął pod ścianą. Egil i towarzysze, niczego nie przeczuwając, jechali sobie drogą, aż przybyli do owego ciasnego przejścia. Znienacka wpadli na nich od tyłu zbrojni i od razu zaczęli rąbać. Egil i towarzysze zwrócili się przeciw im i bronili się. Zaraz też zaatakowali ich również ci woje, którzy byli pod ścianą. Gdy Egil ich spostrzegł, rzucił się na nich. Teraz następowały gęsto po sobie ciosy, Egil położył kilku na ścieżce. Reszta cofnęła się tam, gdzie droga była szersza i równiejsza. Egil postępował za nimi krok w krok i siekł. Wtedy padł Ulf, na koniec ubił Egil wszystkich jedenastu. Dokonał tego zupełnie sam. Potem skoczył tam gdzie towarzysze bronili przejścia przeciw ośmiu wojom. Po obu stronach byli ranni. Gdy jednak Egil przyszedł, Wermlandczycy pierzchli natychmiast. Głęboki bór był tuż. W ten sposób umknęło pięciu, wszyscy ranni, a trzech padło w potyczce. Egil miał wiele ran, ale żadna nie była poważna. Zaczęli dalsza wędrówkę. Opatrzył rany towarzyszów, nie były śmiertelne. Wsiedli na sanie i jechali aż do schyłku dnia. Wermlandczycy zaś, którzy uszli z życiem, zabrali swoje konie i zawlekli się, kierując się na wschód, do gospodarstw. Tam opatrzono im rany. Tam też otrzymali ludzi, którzy w drodze powrotnej opiekowali się nimi i towarzyszyli im aż do samego jarla, któremu byli zmuszeni zdać sprawę. Opowiedzieli, że obaj Ulfowie padli i że dwudziestu pięciu wojów położono trupem. "Tylko nas pięciu uszło z życiem, a i my jesteśmy ranni i poturbowa" Jarl zapytał, jak poszło Egilowi i jego towarzyszom. "Nie wiemy na pewno - odpowiedzieli - jak bardzo są ranni, ale prawdę rzec trzeba, że z odwagą szaleńców rzucili się na nas. Było nas ośmiu, ich tylko czterech, a jednak musieliśmy się cofnąć. Trzech nas padło, a pięciu szukało schronienia w lesie. Lecz Egil i jego ludzie byli wciąż rześcy." Jarl uważał, że wyprawa ich wypadła jak najgorzej. "Pogodziłbym się w ostatecznym razie nawet z tak poważną stratą moich najdzielniejszych wojowników, gdybyście przynajmniej zabili Nordmanów. Skoro jednak wyjdą szczęśliwie z puszczy i zaniosą wiadomości królowi norweskiemu, możemy się od niego spodziewać wszystkiego, co najgorsze."

OSTATNIE LATA EGILA

Egil Skalla - Grimsson był teraz starcem, z biegiem lat stawał się coraz bardziej ociężały. Wzrok mu słabł i słuch, nogi sztywniały. Egil żył w dalszym ciągu na Mosfellu u Grima i Thordis. Pewnego dnia gdy szedł wzdłuż ściany, opierając się o nią, potknął się i upadł. Kobiety widziały to, zaczęły się śmiać i żartowały: "Już to teraz niewiele pociechy z ciebie, skoro się przewracasz przez własne nogi." Grim, gospodarz, usłyszał to i powiedział:-" Nie kpiły sobie z nas niewiasty, kiedyśmy byli młodzi." Egil oślepł teraz zupełnie. Pewnego dnia zdarzyło się, a było to zimą i mróz był przejmujący, że Egil podszedł do ognia, by się ogrzać nieco. Jakaś baba, zajęta praniem, wydziwiała niepomiernie, że to niepojęte, iż tak wielki sławny mąż, jakim Egil był niegdyś, teraz leży koło jej nóg, zawadza jej i w robocie przeszkadza."Nie bierz mi za złe - prosił Egil - jeżeli się przy ogniu grzeję, nie zazdrośćmy sobie tu miejsca." "Podnieś mi się zaraz - krzyknęła - leź na swoje miejsce i nie zawadzaj mi tu!" Była to w pierwszych dniach panowania Hakona Potężnego, kiedy Egil Skalla - Grimsson zaczął dziewiątą dziesiątkę, a był wtedy jeszcze dość rześkim mężczyzną, jeżeli nie brać pod uwagę ślepoty. Pewnego lata, gdy się mężowie szykowali na ting, prosił Egil Grima, czy by nie mógł z nim jechać. Grim nie miał na to wielkiej ochoty. Podczas rozmowy z Thordis opowiedział jej, o co go Egil prosił." Chciałbym, byś ty go podpytała, co się za tą prośbą kryje." Thordis poszła więc, by porozmawiać z Egilem, ojczymem swoim. W owym okresie największa radość, jakiej mógł mu los użyczyć, była rozmowa z Thordis. Gdy zobaczyła go, zapytała: "Czy to prawda, wujaszku, że chcesz jechać na ting? Chciałabym bardzo żebyś mi opowiedział, co zamierzasz tam zdziałać." "Tobie powiem - odparł - co sobie zamyśliłem. Zamierzam wziąć z sobą owe dwie skrzynie, które mi kiedyś król Adalstejn darował, pełne są angielskiego srebra. Każę te skrzynie zanieść na górę sądową, gdy zgromadzi się tam najwięcej ludzi. Wtedy rozsypię owe srebro, a zdziwiłoby mnie niezmiernie, gdyby ludzie porozdzielali je między siebie ze spokojem, w ładzie i składzie. Jestem pewien, że ten i ów zdzieli drugiego przez łeb, a może nawet dojdzie do tego, że cały ting będzie się bić!" "Ależ to będzie zabawa! Pozostanie to w ludzkiej pamięci, póki Islandia Islandią!"Potem poszła Thordis do Grima i doniosła mu o zamiarze Egila. "Nie ma mowy - rzekł ten na to - by on mi tam jechał i dziwy wyczyniał" Gdy Egil znów zaczął z Grimem mówić o jeździe na ting, ten mu stanowczo odradził. I Egil pozostał w domu, gdy inni pojechali na ting. Trudno mu się było z tym pogodzić, posmutniał, ogarnęło go głęboki przygnębienie. W Mosfellu wyruszono wtedy właśnie na górskie pastwiska i Thordis też tam była na halah przez całyb czas tingu. Pewnego wieczora, właśnie kiedy ludzie w Mosfellu kładli się spać, zawołał Egil dwóch parobków Grima. Kazał im osiodłać konia "chcę jechać do łaźni"- powiedział Gdy wszystko było gotowe, wyszedł z domu i miał ze sobą obie swoje skrzynie ze srebrem. Siadł na koń. Jechał tyńcem, a później zboczył w dół - tak daleko go widziano. Rano zaś, gdy ludzie wstali, zobaczyli, że Egil błąka się po gaju na wschód od podwórza i ciągnie za sobą konia. Pojechali więc i przyprowadzili go do domu. Ale nigdy nie odnalazły się skrzynie ani parobcy i wiele było domysłów, gdzie Egil ukrył swoje srebro. Po wschodniej stronie podwórza Mosfellu ciągnie się od gór wąwóz. Od czasu do czasu dzieją się tam dziwne rzeczy. Gdy przychodzi nagła odwilż, powstaje w wąwozie olbrzymi wodospad. A gdy woda odpłynie, można w parowie znaleźć angielskie monety. Ludzie wnoszą z tego, że Egil gdzieś tam ukrył swój skarb. Poniżej tyńca w Mosfellu znajdują się rozległe i niezmiernie głębokie trzęsawiska. Wielu jest zdania, że Egil utopił swoje srebro. Po południowej stronie rzeki są gorące źródła, a tuż obok głębokie jamy w ziemi, inni zatem twierdzą, że gdzieś w tych miejscach Egil schował swoje pieniądze, bo często widać tam błyskające się błędne ogniki. Egil powiedział, że zabił parobków Grima, a także, że ukrył swoje skarby. Nie powiedział jednak nikomu, gdzie ukrył. W jesieni zmogła go ciężka choroba i sprowadziła śmierć. Gdy Egil oddał ducha, Grim kazał przyoblec go w drogocenne szaty. Potem kazał go zawieść na przylądek Tjaldanes i usypać tam kopiec. Złożono w nim Egila, jego strojne szaty i broń.

CZASZKA EGILA

Gdy na Islandii zaczęło rozpowszechniać się chrześcijaństwo, Grim na Mosfellu przyjął chrzest. Kazał zbudować kościół. Ludzie twierdzą, że Thordis sprowadziła tam ciało Egila. Prawdę powiadają, bo gdy później nowy kościół w Mosfellu budowali, a stary, który Grim w Hrisbru stawiał, zrywali, znaleźli pod ołtarzem ludzkie kości, a były one o wiele większe niż kości przeciętnego człowieka. Opowiadają starzy, że to są kości Egila. Wtedy to duszpasterzem był Skapti Thorarinsson, mąż bardzo uczony. Wziął on czaszkę Egila i pochował ją na cmentarzu. Czaszka była przeolbrzymia, ale jeszcze bardziej nieprawdopodobny był jej ciężar. Była w jakiś dziwny sposób falisto pobrużdżona jak wielka muszla morska. Skapti chciał wtedy przekonać się, jak gruba była kość. Wziął duży topór, zamierzył się z całą siłą i rąbnął obuchem, chcąc ją rozłupać. Tam gdzie obuch trafił, kość zbielała, lecz nie wklęsła ani nie pękła.


POTOMKOWIE EGILA

Thorstein Egilsso przyjął chrzest, gdy na Islandię przybyło chrześcijaństwo. Kazał zbudować kościół na Borgu. Był to mąż głębokiej wiary i cnotliwych obyczajów. Dożył sędziwego wieku i umarł na skutek choroby. Pochowany został na Borgu w kościele, który sam postawił. Od Thorsteina pochodzi ród ogromny, a w nim wielu jest potężnych i sławnych mężów i skaldów wielu. Jest to Myramanna-kyn, wielki ród z Myrar. A praojcem jego jest Skall-Grim. W ciągu długich wieków pochodzili z tego gniazda mężowie o mocy olbrzymów i bohaterscy wojownicy, a nie brakło też takich, co mieli umysł wielki. Był to ród niezmiernych przeciwieństw. W nim rodzili się mężowie i kobiety o największej urodzie na całej Islandii. Tak więc Thorstein Egilsson i Kjartan Olafsson, siostrzan Thorsteina, i Hall Gudmundarson, jak również Helga Urodziwa córka Thorsteina, o którą zabili się Gunnlaug Ormstunga Wężowy Język i Hrafn skald. Wielu z Myrar było jednak szpetnych. Thorgeir, syn Thorsteina był największym mocarzem spośród braci. Żył i gospodarował na Borgu po śmierci ojca. Skuli skald był długie lata na wikingu. Był on przybocznym Eirika Jarla, wojem w przednim szeregu na dziobie okrętu wojennego ,,Jarnbardi'', gdy był Skuli w siedmiu wielkich bitwach.

* Przedstawione tu zostały tylko fragmenty "Sagi o Egilu", te najważniejsze, które przedstawiają charakter i sens całości."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz